PolskaABW: my tylko odsłuchaliśmy podsłuchy

ABW: my tylko odsłuchaliśmy podsłuchy

Nie ma podstaw do odwołania wiceszefa ABW Jacka Mąki, bo nie naruszył on żadnych przepisów - podała ABW. Ujawniła, że nagrania rozmów Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego dokonali "operatorzy telekomunikacyjni, bez udziału ABW". Premier Donald Tusk we wtorek ma ogłosić decyzję dotyczącą Mąki.

27.10.2009 13:50

Rzeczniczka ABW ppłk Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska poinformowała, że szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztof Bondaryk przekazał we wtorek premierowi informację w sprawie czynności realizowanych wobec Wojciecha S. przez ABW, na polecenie prokuratora, w ramach śledztwa dotyczącego powoływania się na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI.

Zgodnie z wnioskiem prokuratury, w kwietniu 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wydał postanowienie dotyczące rejestracji rozmów przychodzących i wychodzących z numerów telefonów komórkowych Wojciecha S. Utrwalania i rejestracji rozmów telefonicznych dokonywali operatorzy telekomunikacyjni, bez udziału ABW - podkreśliła rzeczniczka.

Podała, że ABW dokonała tylko "odsłuchu rozmów" i sporządzała z nich stenogramy, odsyłane niezwłocznie do prokuratury. - Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie kopiowała i nie przechowywała żadnych dokumentów ani innych materiałów dotyczących tej kontroli rozmów - podkreśliła rzeczniczka ABW.

Według niej, w toku realizacji tego postanowienia sądu nie stwierdzono naruszenia procedur wewnętrznych i przepisów prawa przez żadnego z funkcjonariuszy, w tym ppłk. Jacka Mąkę - podkreślono. W związku z tym szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie przedstawił Prezesowi Rady Ministrów żadnych wniosków personalnych.

W przypadku stwierdzenia przez właściwe organa naruszenia obowiązujących przepisów prawa przez jakiegokolwiek funkcjonariusza ABW, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego podejmuje stosowne decyzje personalne - podkreślono w komunikacie. Według "Rzeczpospolitej", ABW nagrała rozmowę dziennikarza "Rz" Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego z TVN, prowadzoną z podsłuchiwanego telefonu Wojciecha S. "Rz" podkreślała, że służby nie zniszczyły stenogramów z podsłuchu, choć - jej zdaniem - w przypadku rozmów niezwiązanych ze sprawą powinny to zrobić. Gazeta kwestionowała też dopuszczalność udostępnienia materiałów ze śledztwa pełnomocnikowi zastępcy szefa ABW w związku z procesem cywilnym, jaki Mąka wytoczył "Rzeczpospolitej" o pomówienie. Pełnomocnik Mąki mec. Piotr Siłakiewicz mówił, że o protokoły z podsłuchów Wojciecha S. wystąpił do prokuratury z własnej inicjatywy, a nie Mąki. Premier Donald Tusk zapowiedział kontrolę w sprawie, bo "zbyt łatwo w Polsce zakłada się podsłuchy i je upublicznia".

Prokuratura Krajowa zbadała już w ramach nadzoru służbowego poprawność działań Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która udostępniła nagrania rozmów dziennikarzy na potrzeby procesu Mąki z "Rzeczpospolitą". Wnioski mają być znane wkrótce.

Mąka pełni funkcję wiceszefa ABW po raz drugi. Po raz pierwszy był nim od sierpnia 2004 r. do 2005 r., gdy do dymisji podał się ówczesny szef Agencji Andrzej Barcikowski. Ponownie zastępcą szefa został w grudniu 2007 r. 42-letni Mąka z wykształcenia jest prawnikiem. Służbę w Urzędzie Ochrony Państwa - początkowo w delegaturze w Białymstoku - rozpoczął w 1994 r.

Media o Mące zaczęły pisać w lipcu ubiegłego roku. Wówczas dziennikarz Wojciech S., podejrzany o oferowanie za pieniądze b. oficerom WSI pozytywnej weryfikacji próbował popełnić samobójstwo w jednym z warszawskich kościołów. "Rzeczpospolita" podała, że jeszcze przed decyzją sądu ws. aresztu dla S., dziennikarz przekazał jej list, w którym napisał o prowadzonych ostatnio dziennikarskich śledztwach i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Według "Rz", S. twierdził, że miał mu grozić Mąka, za to, że dziennikarz zajmował się sprawą jego mieszkania.

Zdaniem S., warte ok. miliona złotych lokum w Warszawie Mąka miał uzyskać niezgodnie z prawem. Dziennikarz twierdził też, że wiceszef ABW usiłował zmusić b. szefa lubelskiej delegatury Agencji do złożenia przed sejmową speckomisją fałszywych zeznań przeciwko byłemu ministrowi - koordynatorowi służb specjalnych Zbigniewowi Wassermannowi.

W wydanym oświadczeniu Mąka napisał wtedy, że podawane informacje, są niezgodnymi z prawdą insynuacjami. "Przypisywane mi w wyżej wymienionej publikacji działania, które rzekomo miałbym podejmować, godzą w wyznawane przeze mnie standardy etosu służby państwowej. Reguły praworządności funkcjonowania służb specjalnych w Polsce oraz poszanowania prawa, były i pozostaną dla mnie wartościami traktowanymi w sposób pryncypialny i nadrzędny" - pisał m.in. wówczas Mąka.

Jednocześnie wiceszef ABW wytoczył "Rzeczpospolitej" cywilny proces, w którym domaga się przeprosin i 60 tys. zł na cel charytatywny. Jak dowodził, przed publikacją materiału ani Wojciech S., ani nikt z dziennikarzy "Rzeczpospolitej" nie zwracali się do niego lub rzecznika Agencji z prośbą o odniesienie się do zarzutów. przed sądem Mąka podkreślał też, iż nie jest właścicielem mieszkania, o którym mowa w liście S., tylko zgodnie z prawem je wynajmuje. Pozwani wnieśli o oddalenie pozwu, dowodząc, że "Rz" cytowała tylko list S., który był rozpowszechniany w mediach.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)