"ABW działała na własną rękę ws. tzw. mafii węglowej"
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego działała we własnym zakresie w śledztwie dotyczącym tzw. mafii węglowej - powiedział szef komisji śledczej badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy Ryszard Kalisz (Lewica).
27.05.2008 | aktual.: 27.05.2008 17:47
Komisja śledcza przesłuchała w trybie tajnym dwóch katowickich prokuratorów Piotra Wolnego i Tomasza Balasa, którzy byli referentami w sprawie tzw. mafii węglowej.
Wolny i Balas już w kwietniu odpowiadali na pytania sejmowych śledczych na posiedzeniu jawnym, a po zwolnieniu z tajemnicy zawodowej i służbowej przesłuchiwani byli w trybie tajnym.
Balas poprosił także o zwolnienie go z tajemnicy państwowej, co uczynił minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. Ta część posiedzenia odbyła się w warunkach ściśle tajnych. Pytania w tej części miały dotyczyć relacji między prokuraturą a ABW.
Dzisiaj już widać, że rola ABW w postępowaniu dotyczącym "mafii węglowej" była autonomiczna. ABW działała we własnym zakresie, a prokuratorzy nie mieli informacji o działaniach ABW - powiedział Ryszard Kalisz.
ABW była dosyć niezadowolona, kiedy prokuratorzy robili coś nie tak". Szef komisji śledczej przypomniał, że w grudniu 2006 roku prokurator Balas został wezwany przez szefa ABW i jego zastępcę. To są kwestie bardzo interesujące - ocenił Kalisz.
Jak zaznaczył, "mieliśmy do czynienia z dwutorowością - prokuratura zlecała pewne czynności ABW, ale także ABW działała autonomicznie".
Już w trakcie kwietniowego jawnego posiedzenia Balas pytany był o funkcjonariuszy ABW, którzy zajmowali się tzw. aferą węglową. W odpowiedzi przywołał spotkanie z grudnia 2006 roku w Warszawie, w którym uczestniczył on sam, ówczesny szef ABW Bogdan Święczkowski, jego zastępca Grzegorz Ocieczek oraz szef katowickiej delegatury ABW.
Spotkanie dotyczyło ewentualnego wzmocnienia grupy, wyjaśnienia pewnych problemów, które mogą utrudnić prowadzenie postępowania - mówił wówczas Balas, nie chcąc ujawniać szczegółów na otwartym przesłuchaniu.
Mówiąc o pracy czteroosobowej grupy referentów, którzy prowadzili śledztwo w sprawie mafii węglowej Kalisz powiedział, że "trudno mówić, aby były wyraźne polecenia służbowe, ale były cotygodniowe spotkania z prokuratorem apelacyjnym, przełożeni mogli wskazywać, o co jeszcze dopytać".
To jest mechanizm, który musimy pokazać, bo tego rodzaju mechanizm w prokuraturze jest w jakimś stopniu niebezpieczny - uważa szef komisji śledczej.
O funkcjonowanie grupy referentów, w której oprócz Wolnego i Balasa byli także Małgorzata Kaczmarczyk-Suchan i Sebastian Głuch, prokuratorzy pytani byli na jawnych posiedzeniach.
Według zeznań katowickich śledczych, od samego początku sprawa znajdowała się w orbicie zainteresowań ich przełożonych.
Narady prokuratorów prowadzących poszczególne wątki z przełożonymi odbywały się mniej więcej raz w tygodniu. W naradach brali udział bezpośredni przełożeni prokuratorów, a także prokurator apelacyjny Tomasz Janeczek bądź jego zastępca.
Beata Kempa (PiS) oceniła z kolei, że bardzo dużo zostało powiedziane w części jawnej, a wtorkowe przesłuchanie katowickich prokuratorów to - jej zdaniem "chęć szukania dziury w całym, albo robienie posiedzenia dla posiedzenia".
Dla mnie przesłuchania nic istotnego nie wniosły - oceniła posłanka PiS.
W połowie czerwca komisja śledcza planuje jawne przesłuchania, na których posłowie będą zadawać pytania m.in. prokuratorowi Janeczkowi.