Abu Musab al‑Zarkawi zręcznie manipuluje mediami
Abu Musab al-Zarkawi, jordański terrorysta, którego ugrupowanie zamordowało ostatnio dwóch amerykańskich zakładników w Iraku i grozi zamordowaniem Brytyjczyka, demonstruje polityczne wyrachowanie i umiejętność manipulowania mediami, wywierając maksymalną presję na
brytyjskiego premiera Tony'ego Blaira - napisał korespondent Reutera Mark Trevalyan.
24.09.2004 | aktual.: 24.09.2004 18:08
Zarkawi zmusił uprowadzonego Brytyjczyka Kennetha Bigleya do błagania o życie w 11-minutowym przesłaniu wideo, adresowanym bezpośrednio do Blaira.
Taki osobisty błagalny apel na wideo pojawił się po raz pierwszy; nie wystąpił w przypadku trwającego znacznie dłużej dramatu innych porwanych w Iraku - dwóch francuskich dziennikarzy i dwóch włoskich wolontariuszek.
Błaganie Bigleya spotęgowało presję na Blaira, i tak ostro krytykowanego w związku z Irakiem. Media spekulują, że Zarkawi przeciągnie sprawę Bigleya do niedzieli, żeby storpedować rozpoczynającą się tego dnia doroczną konferencję brytyjskiej Partii Pracy.
Charakterystyczna jest też skala żądań, postawionych przez porywaczy w przypadku Bigleya - zauważa Trevalyan. Tym razem nie zażądano wycofania wojsk amerykańskich czy Brytyjskich z Iraku, a "tylko" wypuszczenia z więzienia dwóch irackich kobiet (specjalistek reżimu Saddama Husajna ds. wojny biologicznej). Taki warunek sprawia wrażenie umiarkowanego i względnie łatwego do spełnienia.
"To się wydaje takie łatwe - dlaczego by nie uwolnić tych kobiet? Oczywiście byłoby to wejściem na grząski grunt, ale samo żądanie wydaje się sprytnie wyważone - uważa jeden z zachodnich ekspertów ds. bezpieczeństwa. - Porusza wszystkich; co prawda wszyscy wiemy, że nie powinno się negocjować z terrorystami, ale przecież wszyscy chcemy, żeby ten gość wrócił cały i zdrowy".
Korespondent Reutera pisze, że próby podburzania zachodniej opinii publicznej przeciwko rządom, pryncypialnie odmawiającym negocjowania z radykałami, jest standardową taktyką Al-Kaidy, z którą - zdaniem Amerykanów - powiązany jest Zarkawi.
Osama bin Laden posłużył się tą samą metodą w kwietniu, kiedy zwrócił bezpośrednio do Europejczyków, ponad głowami ich przywódców, oferując "rozejm", jeśli ich kraje wycofają się z krajów muzułmańskich.
W ten sam sposób, w jaki bin Laden usiłuje doprowadzić do rozłamu między USA a ich sojusznikami, Zarkawi zdaje się zmierzać nie tylko do zastraszenia cudzoziemców i zmuszenia ich do opuszczenia Iraku, lecz także do wbicia klina między Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i nowy tymczasowy rząd iracki.
W pewnej chwili wydawało się, że jest to skuteczna taktyka - przedstawiciele władz irackich wydawali w tym tygodniu sprzeczne oświadczenia na temat perspektyw uwolnienia obu kobiet, zgodnie z żądaniem Zarkawiego.
Przeciął to potem premier Iraku Ijad Alawi, wykluczając rychłe wypuszczenie "Pani Bakterii" i "Pani Wąglik" (przydomki, nadane przez Amerykanów) z więzienia. Przedtem jednoznacznie wypowiedziała się w tej sprawie ambasada USA w Bagdadzie. Rodzina Bigleya oskarżyła Waszyngton o sabotowanie starań o jego uwolnienie.
Cytowany przez Trevalyana ekspert ma wiele do zarzucenia zachodnim mediom, uważając, że opublikowanie dramatycznego apelu Bigleya "graniczyło z pornografią".
Uwagę eksperta zwróciła zbieżność sformułowań, użytych przez Bigleya z tym, co mówili przedtem członkowie jego rodziny. Może to sugerować, że porywacze monitorują zagraniczne media, żeby lepiej manipulować swymi ofiarami. Zachodnie media uczestniczą w przekazywaniu i nagłaśnianiu żądań radykałów - uważa ekspert.