Absurdy w strategii bezpieczeństwa USA. "Przestają być gliniarzem świata"
Niepublikowana dotąd oficjalnie, pełna wersja amerykańskiej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego ujawnia zupełnie nowe założenia polityki administracji Donalda Trumpa. - USA mówią w niej, że muszą dbać przede wszystkim o siebie - mówi WP prof. Tomasz Płudowski, amerykanista.
Strategia bezpieczeństwa narodowego (National Security Strategy, NSS) to podstawowy dokument strategiczny, do którego opublikowania zobowiązana jest każda administracja USA. Został opublikowany 4 grudnia. Jednak serwis Defense One dotarł do dłuższej wersji, którą poznaliśmy dwa dni później. Dowiadujemy się z niej, że Donald Trump stawia na wizję przebudowy globalnego porządku bezpieczeństwa, zmianę układu sojuszy i ograniczenie dotychczasowej roli USA w Europie.
Nowa Narodowa Strategia Bezpieczeństwa (NSS) odwołuje się także do "silnych, tradycyjnych rodzin" i "odnowy duchowego i kulturowego zdrowia Ameryki".
Było tuż przed 1:00. Taki widok w Warszawie. "Chwiał się na nogach"
Wychodząc z założenia, że Europa stoi w obliczu "wymazania cywilizacyjnego" z powodu polityki migracyjnej i "cenzury wolności słowa", NSS proponuje skoncentrowanie relacji USA z Europą na kilku państwach o podobnych obecnych rządach i ruchach. Wskazano Austrię, Węgry, Włochy i Polskę jako kraje, z którymi USA powinny "bliżej współpracować w celu odciągnięcia ich od Unii Europejskiej".
- W kategoriach stosunków międzynarodowych można powiedzieć, że jest to przejście od idealizmu do twardego realizmu. Za tym kryje się trochę typowych ambicji Trumpa przejścia do historii, czyli posiadania własnej doktryny: wskazywanie, że Europa jest w kryzysie cywilizacyjnym i gospodarczym, a Unia Europejska jest przedstawiona jako źródło problemów ograniczająca suwerenność państw Europy - mówi WP amerykanista prof. Tomasz Płudowski.
W ocenie Trumpa, Unia Europejska musi wziąć odpowiedzialność, także finansową, za budowanie swojej pozycji. - Dla Trumpa to elity w Europie są tzw. hamulcowym. W aspekcie ideologicznym – ocenia ekspert. I jak podkreśla, amerykańskiego prezydenta interesują głównie zyski i biznes.
- Stany Zjednoczone mówią, że muszą dbać przede wszystkim o siebie. Skupiać się na relacjach gospodarczych, budować swoją potęgę, a przestają być "gliniarzem świata" - dodaje.
- Jest w tym egoizm i nastawienie przede wszystkim na własną potęgę militarną i gospodarczą. Odejście od idealistycznego porządku międzynarodowego organizacji międzynarodowych typu Unia Europejska czy ONZ. Dlatego stawia na pojedyncze kraje w Europie. To działanie na korzyść przyjaciół europejskich, w tym Polski, dbałość o ich wartości i o to, by nie zatracili swojej tożsamości kulturowej. Gra na rozbicie Unii Europejskiej po to, żeby ułatwić sobie zadanie – podkreśla Płudowski.
W jego ocenie jest to dokument publicystyczny i krótkowzroczny. - Wskazujący przychylne Amerykanom siły, działające w tym samym kierunku, czyli albo prawicowe, albo przeciwne organizacjom międzynarodowym. Łączy je zbieżność ideologiczna. Pewne aspekty tego są przewidywalne i zrozumiałe, że Stany Zjednoczone są już zmęczone tym zaangażowaniem na świecie i nie są fizycznie w stanie kilku wojen prowadzić jednocześnie, więc muszą z czegoś zrezygnować – uważa amerykanista.
I jak dodaje, według takiego myślenia Trumpa, dochodzi do czegoś w rodzaju podziału świata na strefy wpływów.
- To też przypomina świat zimnej wojny. I jest niebezpieczne dla nas. Dlatego, że wydaje się, że Trump byłby w stanie przehandlować np. nasz region, uznając, że znajduje się w strefie wpływów rosyjskich. Amerykański prezydent uważa, że to Europejczycy muszą się dogadać z Rosją, a on po prostu będzie prowadził, tak jak na początku państwowości amerykańskiej, relacje biznesowe ze wszystkimi - mówi prof. Tomasz Płudowski.
- W dzisiejszym świecie to nie jest możliwe. Trump burzy ten porządek w dużym stopniu ale wątpliwe jest, żeby udało mu się zbudować jakiś nowy, trwały porządek. Nie lubi liberalnej demokracji. Krytykuje Europę, że staje się miejscem przyjmowania coraz większej liczby imigrantów, a przecież to Stany Zjednoczone zawsze były krajem imigrantów. Tylko dla Trumpa jest to problem i zatrzymanie polityki, która wcześniej była prowadzona. Mamy teraz zamykanie granic w USA, wprowadzenie dużych cen za wizy, utrudnianie możliwości studiowania na uczelniach, itd. – przypomina rozmówca Wirtualnej Polski.
I jak dodaje, jeszcze żaden prezydent USA nie był tak niepopularny, jak Trump po blisko roku prezydentury. - W związku z tym on ma rzeczywisty problem. Chce, by przestawić świat na swoje polityczne tory, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych. Ma też większe ambicje w stosunku do Europy. Tylko że nie ma jakiegoś silnego wsparcia nawet u siebie w USA, w Kongresie – podkreśla ekspert.
Płudowski ocenia, że "rewolucja, która jest zapowiadana, nie będzie trwała". - To nie będzie nagłe przestawienie zwrotnicy. Natomiast najbardziej niebezpieczne jest to, co Trump zdecyduje w stosunku do Rosji. Dlatego, że ośmiela Kreml. I jeśli rzeczywiście doszłoby do współpracy ekonomicznej Waszyngtonu i Moskwy, i odpuszczenia wszelkich konsekwencji wojny w Ukrainie, to Rosja mogłaby się odbudować bardzo szybko. To zagrożenie dla Polski i naszego regionu – podsumowuje Płudowski.
Rosja zadowolona ze strategii Trumpa
Przypomnijmy, że Rosja z zadowoleniem przyjęła wcześniejszą (z 4 grudnia — przyp. red.) oficjalnie opublikowaną Strategię Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta USA Donalda Trumpa, określając ją jako "w dużej mierze zgodną" z wizją Moskwy.
Liczący 33 strony dokument, ogłoszony przez administrację USA, sugeruje, że Europa stoi w obliczu "unicestwienia cywilizacyjnego" i nie przedstawia Rosji jako zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych.
Strategia przyjmuje łagodniejszy ton wobec Rosji, co, zdaniem niektórych unijnych urzędników, może osłabić stanowisko wobec Moskwy, podczas gdy Waszyngton dąży do zakończenia wojny w Ukrainie.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski