Abp Gądecki nie dotrzymał słowa. Miał wydobyć tajne akta

Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", abp Stanisław Gądecki zobowiązał się dostarczyć z Watykanu tajne akta księdza gwałciciela. Teraz wyszło na jaw, że dokumenty nawet nie opuściły stolicy apostolskiej.

Abp Gądecki okłamał sąd, ale nie poniesie za to konsekwencji
Abp Gądecki okłamał sąd, ale nie poniesie za to konsekwencji
Źródło zdjęć: © East News | Pawel Wodzynski

06.04.2022 | aktual.: 06.04.2022 16:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

25 lutego abp Stanisław Gądecki zeznawał w sądzie w Chodzieży na procesie byłego księdza, który molestował i gwałcił ministranta Szymona B. Sąd nie odtajnił procesu, mimo że prosił o to sam pokrzywdzony.

O sprawie zrobiło się głośno, gdy sędzia Katarzyna Orzeł z Chodzieży zagroziła Gądeckiemu karą finansową i policyjnym przeszukaniem kurii. Gądecki upierał się, że wysłał je do Watykanu, ale nie zachował kopii. Mimo dwóch tygodni na wydanie dokumentów — których arcybiskup nie dotrzymał — sędzia do dziś nie zarządziła przeszukania kurii.

Abp Gądecki złamał obietnicę złożoną w sądzie

Utajnione dokumenty są ważne, ponieważ pokrzywdzony ministrant najpierw zwrócił się do kościoła, a dopiero potem do prokuratury. Kościół przeprowadził własne dochodzenie i szybko usunął księdza ze stanu duchownego. W trakcie tego postępowania ksiądz przyznał się do przestępstw seksualnych.

Te dokumenty pomogłyby sądowi w Chodzieży w sprawie byłego księdza. Watykan jednakże nie jest zobligowany ich przekazywać polskiej stronie.

Podczas przesłuchania Gądeckiego przed sądem wrócił wątek kościelnych dokumentów. Duchowny zgodził się zaangażować i wydobyć z Watykanu pożądane akta. Zanotowano to nawet w protokole rozprawy: "Mogę się zobowiązać, że zwrócę się do nuncjatury o udostępnienie tych dokumentów przez Watykan" - powiedział arcybiskup.

Proces księdza gwałciciela. Sąd w Chodzieży bezsilny wobec Watykanu

Według ustaleń "Wyborczej" pięć tygodni od deklaracji Abp Gądecki nie przekazał sądowi akt kościelnego postępowania i nie wiadomo, czy w ogóle się o nie zwrócił do nuncjatury apostolskiej.

Zdaniem Krystiana Marchwiaka, prezesa sądu w Chodzieży, arcybiskupowi nie grożą żadne konsekwencje za niedotrzymanie słowa, gdyż sam przyjął na siebie takie zobowiązanie i nie była to decyzja sądu. - Skoro zatem sam zadeklarował, że pomoże, a tego nie zrobił, to sąd nie może go za to ukarać - miał przyznać prezes sądu w Chodzieży.

Czytaj także:

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

Źródło artykułu:WP Wiadomości