65. rocznica pogromu Żydów w Jedwabnem
Modlitwami za zmarłych i złożeniem kwiatów uczczono w Jedwabnem (Podlaskie) przypadającą tego dnia 65. rocznicę mordu Żydów w tej miejscowości.
10.07.2006 | aktual.: 10.07.2006 18:28
Według ustaleń białostockiego oddziału IPN, zabójstwa nie mniej niż 340 Żydów 10 lipca 1941 roku dokonała w Jedwabnem grupa miejscowej polskiej ludności cywilnej, z inspiracji Niemców. Śledztwo IPN w tej sprawie zostało 3 lata temu umorzone, bo nie znaleziono innych żyjących sprawców tej zbrodni niż ci, którzy już za to odpowiedzieli przed sądem po II wojnie światowej.
W uroczystościach w 65. rocznicę tamtych wydarzeń wzięło udział kilkadziesiąt osób: delegacja z warszawskiej żydowskiej gminy wyznaniowej z przewodniczącym Piotrem Kadlcikiem, ambasador Izraela w Polsce David Peleg, przedstawiciele prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ministra spraw zagranicznych, delegacja Instytutu Pamięci Narodowej, samorządu województwa podlaskiego i wojewody. Był też wicepremier Roman Giertych.
Tak jak w minionych latach, w uroczystościach nie wzięli natomiast udziału ani władze Jedwabnego, ani mieszkańcy tego miasteczka.
Po modlitwach przy pomniku ku czci pomordowanych ambasador Izraela wyraził nadzieję, że w następnych latach uroczystości rocznicowe będą się odbywać z udziałem społeczeństwa Jedwabnego.
Stojąc tutaj i czując wyraźnie tę nieobecność mieszkańców Jedwabnego, mam nadzieję na inne dni - powiedział ambasador. Jak dodał, marzy o tym, że dzieci z Jedwabnego i ich koledzy z Izraela spotkają się tutaj i "będą mówić z nadzieją o innych dniach", bo tylko kontakty pomiędzy młodzieżą z obu krajów dają nadzieję na lepszą przyszłość.
Reprezentująca prezydenta Lecha Kaczyńskiego minister w Kancelarii Prezydenta Ewa Junczyk-Ziomecka złożyła polskim zwyczajem wieniec i żydowskim - kamyk na pomniku ku czci pomordowanych.
Wyraziła nadzieję, że Jedwabne "nie będzie patrzyło z lękiem i ze strachem" - tak jak dzisiaj - na podjeżdżające do miasta samochody. Bo my nie jesteśmy tutaj przeciwko mieszkańcom Jedwabnego - podkreśliła. Jak dodała, ma nadzieję, że tak jak mieszkańcy Kielc (gdzie do mordu Żydów doszło 60 lat temu), którzy potrafili "przejść od nieszczęścia do wielkiej pracy edukacyjnej", tak samo stanie się w Jedwabnem, bo to przecież nie obecni mieszkańcy Jedwabnego dokonali zbrodni.
Szef pionu edukacji publicznej IPN w Białymstoku dr Jan Jerzy Milewski ocenił jako "coraz bardziej dramatyczne i smutne", że nikt z ludzi miejscowych nie uczestniczy wuroczystościach. Bo przecież jest to oddanie czci sąsiadom, tym ludziom, którzy razem mieszkali, żyli, kobietom, dzieciom, osobom w ogóle nie zaangażowanym w żaden sposób politycznie - powiedział dziennikarzom. Dodał, że właśnie to jest dla niego najbardziej dramatyczne w całej historii dotyczącej sprawy Jedwabnego.
Według Milewskiego, różne środowiska: historycy, dziennikarze, duchowieństwo, miejscowa inteligencja powinny wykonać wysiłek w celu prawdziwego pojednania, żeby "próbować oswoić" miejscową społeczność z prawdą i trudnym problemem moralnym, który tkwi we wszystkich. Nie widać żadnego postępu - dodał. Ocenił, że jeśli nic się nie zmieni, to nie zanosi się na to, żeby w kolejnych latach mieszkańcy Jedwabnego brali udział w obchodach.
Milewski dodał także, że nikt nie jest przeciwko mieszkańcom Jedwabnego, bo zbrodni dokonała grupa kilkudziesięciu osób, "zdrajców narodu polskiego", którzy wykonywali to, co zlecili im Niemcy, którzy chcieli polskimi rękami dokonać mordu.
David Peleg mówił, że w tym "strasznym miejscu" chciałby podziękować rządowi polskiemu, który "dba o zrekonstruowanie upamiętnienia" tego miejsca i tych, co polegli. Podkreślił, że jednym z przykładów na "wspaniałe" relacje Polski i Izraela jest to, że można w Polsce mówić szczerze "o bólu, który czujemy także do przyjaciół".
Przypomniał słowa prezydenta Kaczyńskiego, skierowane do uczestników obchodzów 60. rocznicy Pogromu Kielcach, że trzeba pamiętać o strasznych i pełnych bólu wydarzeniach w stosunkach polsko-żydowskich.
Uroczystości rozpoczęły się na kilka minut, zanim na miejsce dotarł wicepremier Roman Giertych. Minister powiedział dziennikarzom, że chciał swoją obecnością w Jedwabnem "po raz kolejny wyciągnąć rękę do Izraela", a przy okazji powiedzieć, że "w Polsce nie ma żadnego miejsca na antysemityzm i nie będzie".
Nie ukrywał, że przyjechał do Jedwabnego także w związku z "nieukrywaną, irracjonalną niechęcią" do jego osoby i dlatego chciał dokonać "gestu wyciągniętej ręki" z nadzieją, że nie zostanie bez odpowiedzi.
Giertych dodał, że traktuje swoją wizytę także jako chwilę zadumy nad pamięcią tych obywateli państwa polskiego, którzy zostali okrutnie zamordowani w czasie, gdy państwo nie mogło udzielić im należnej opieki i ochrony, dlatego, że Niemcy i Rosja je rozbiły.
Według wicepremira, trzeba młodzież polską i izraelską uczyć tak, żeby relacje w przyszłości były dobre, a Polska nie kojarzyła się tylko i wyłącznie z tak tragicznymi miejscami jak Jedwabne. Mówił, że to cel dla ministerstw edukacji Polski i Izraela.
Jak poinformowało w niedzielę publiczne radio izraelskie, Peleg podjął decyzję o bojkotowaniu polskiego ministra edukacji, członka skrajnie prawicowej partii, oskarżanej przez Izrael o antysemityzm.
W Jedwabnem nie doszło do rozmów Pelega z Giertychem. Ambasador powiedział dziennikarzom w Jedwabnem, że nie chodzi o zarzuty personalne do Romana Giertycha, lecz o jego partię, która w Izraelu jest oskarżana o antysemityzm. Pytany jak ocenia fakt wizyty Giertycha w tym miejscu, powiedział, że Polska jest wolnym krajem, miasto Jedwabne też jest wolnym miastem, dlatego może tu przyjechać na obchody, kto chce.
Kadlcik mówił do zebranych, że spotkania przy pomniku w rocznicę mordu w Jedwabnem mają służyć przede wszystkim pamięci pomordowanych. Dodał, że polscy Żydzi przyjeżdżają na to miejsce kierowani "pewnym wewnętrznym przymusem", żeby przynajmniej raz do roku pokazać, że pamiętają o tym co się zdarzyło i że zawsze będą pamiętać. Wyraził nadzieję, że wizyty w Jedwabnem pomogą wszystkim zrozumieć "czasami trudne polsko-żydowskie dzieje".
IPN w swoim śledztwie przyjął, że to polska ludność miała w tej zbrodni - jak to określono - "rolę decydującą", ale "można założyć", że jej inspiratorami byli Niemcy. Co najmniej 300 osób "płci obojga, w różnym wieku" spalono żywcem w stodole w Jedwabnem, a co najmniej 40 innych zabito wcześniej w nieustalony sposób, gdy Żydów gromadzono na rynku.
Śledztwo zostało umorzone, bo - jak argumentował IPN - nie znaleziono w toku śledztwa innych żyjących sprawców tej zbrodni niż ci, którzy już za to odpowiedzieli przed sądem po II wojnie światowej. Nie znaleziono wystarczających dowodów na postawienie zarzutów innym osobom.