60. rocznica Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie
5 kwietnia 1952 roku - równo 60 lat temu - PRL i ZSRR podpisały umowę dotyczącą budowy kontrowersyjnego Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Do dziś jest to najwyższy budynek w Polsce, a zarazem najokazalsza pamiątka po Stalinie w naszym kraju.
Umowę podpisał premier Józef Cyrankiewicz, stronę radziecką reprezentował ambasador Arkadij Sobolew – jednak przygotowania do tej inwestycji trwały już od dłuższego czasu. Deklaracje pomocy przy odbudowie Warszawy z wojennych zniszczeń składał Stalin już w roku 1945 – były to zresztą obietnice cyniczne, bowiem sam generalissimus – zatrzymawszy ofensywę wojsk Armii Czerwonej na prawym brzegu Wisły w sierpniu 1944 roku, by obserwować wykrwawianie się warszawskich powstańców – w dużym stopniu przyczynił się do zburzenia miasta.
3 lipca 1951 roku z oficjalną wizytą do Warszawy przyjechał Wiaczesław Mołotow. Dzień wcześniej do Naczelnego Architekta Warszawy Józefa Sigalina zadzwonił Hilary Minc (wówczas minister przemysłu) z poufną wiadomością: „Jutro, w czasie oprowadzania po Warszawie, Mołotow wystąpi najpewniej z sugestią postawienia w Warszawie wieżowca (...) To decyzja Stalina w nawiązaniu do zobowiązań z 1945 roku. Chodzi o to, żeby nie być zaskoczonym tą propozycją, ustosunkować się generalnie pozytywnie i nie wiązać w szczegółach”. Ostatecznie odbyło się to tak:
Mołotow: - A jak byście widzieli w Warszawie taki wieżowiec jak u nas?
Sigalin: - No cóż, owszem.
Pałac Kultury i Nauki miał być „darem” Związku Radzieckiego dla Polski Ludowej – wybudowanym na koszt ZSRR, przy pomocy materiałów i robotników radzieckich. Polacy mieli przygotować plac budowy i wybudować osiedle dla robotników na warszawskich Jelonkach.
Początkowo dla Pałacu Kultury proponowano inne lokalizacje - m.in. na Grochowie (skrzyżowanie Alei Waszyngtona z Grochowską), przy ulicy Rakowieckiej (na rogu z Puławską), w Porcie Praskim i przy ulicy Marszałkowskiej. Wybór ostatniego wariantu był wyborem determinującym symboliczny charakter nowej budowli. Pałac Kultury i Nauki miał być nie tylko najwyższym budynkiem Warszawy i Polski, ale miał też wyznaczać nowe centrum stolicy (które dotychczas lokowano na placu Saskim), a zatem nową symbolikę ideologiczną.
Inspiracją architektoniczną dla PKiN były moskiewskie wysokościowce, a w szczególności bryła Uniwersytetu Moskiewskiego – ich główny architekt Lew Rudniew został wysłany przez Stalina do Stanów Zjednoczonych na inżynieryjno-architektoniczny zwiad, skąd ten wrócił zafascynowany eklektycznymi wieżowcami (w szczególności nowojorskim Municipal Building). Co ciekawe, potężna bryła nawiązuje też do polskiej architektury renesansowej: ratusza w Zamościu czy grzebienia krakowskich Sukiennic.
Radzieccy architekci początkowo planowali wysokość Pałacu na ok. 100-120 metrów (bez iglicy), jednak Polacy (z Józefem Sigalinem na czele) kierowani budowlanym entuzjazmem zaplanowali podwyższenie budynku o kolejnych kilkadziesiąt metrów. Dziś PKiN z iglicą mierzy blisko 231 metrów (a bez iglicy 188 m).
W ciągu niespełna trzech lat powstała monumentalna budowla, która zawładnęła przestrzennie ogromną częścią miasta – żeby przygotować miejsce pod PKiN wyburzono kilkanaście, pomimo wojennej zagłady miasta, dobrze zachowanych kamienic oraz kilkadziesiąt zrujnowanych czynszówek, wysiedlając przy tym blisko 3 tys. osób.
21 lipca 1955 roku o godz. 16 oficjalnie otwarto Pałac Kultury i Nauki. W protokole o nieodpłatnym przekazaniu przez rząd ZSRR rządowi PRL „gmachu wysokościowego” zapisano, iż przedstawiciele obu socjalistycznych państw „uważają wybudowany przez Związek Radziecki w stolicy Polski – Warszawie – Pałac Kultury i Nauki za symbol wieczystej, niewzruszonej przyjaźni narodów radzieckiego i polskiego”.
Wielki budowniczy Józef Stalin nie dożył otwarcia Pałacu Kultury i Nauki (zmarł dwa lata wcześniej). Pierworodne dziecię komunizmu – jak nazywał Pałac Kultury i Nauki architekt Szymon Syrkus – pomimo upadku PRL-u ma się dobrze, co więcej – w roku 2007 zostało nawet wpisane do rejestru zabytków. Przeciwko tej decyzji wystąpiło 70 osób (m.in. Erazm Ciołek, Krzysztof Kąkolewski, Jan Pietrzak, Jan Pospieszalski, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski), które w liście do Prezydenta RP napisały: „PKiN nie jest bowiem tylko zabytkiem. Jest symbolem zniewolenia Polski przez sowieckie imperium, jest znakiem upokorzenia narodu polskiego i wyrazem pogardy dla – de facto – okupowanego w latach PRL prywislianskogo kraja”.
Pałacowi Kultury dziś już nie grozi wyburzenie jak choćby słynnej cerkwi z placu Saskiego, którą po odzyskaniu niepodległości Polacy ochoczo rozebrali. I tylko od czasu do czasu słyszy się krytyczne głosy na temat tego architektonicznego daru jak choćby (stałego w swoich poglądach na ten temat) ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który zakończył przemówienie w sejmie słowami: „A poza tym, panie marszałku, uważam, że Pałac Kultury powinien być zburzony”.
Marta Tychmanowicz