6 lat za zabicie transwestyty
Na kary 6 lat oraz 6 lat i dwóch miesięcy
więzienia skazał we wtorek Sąd Okręgowy w Łodzi dwóch mężczyzn,
oskarżonych o pobicie ze skutkiem śmiertelnym transwestyty. Wyrok
nie jest prawomocny.
Według ustaleń sądu, 27-letni Andrzej F. i 23-letni Dawid R. działając wspólnie i w porozumieniu, skatowali Zdzisława W., powodując obrażenia, które doprowadziły do śmierci mężczyzny.
Do zdarzenia doszło we wrześniu ubiegłego roku. Mężczyźni, którzy pili alkohol w parku, zauważyli osobę ubraną w damski strój przeszukującą pobliski śmietnik. Gdy podeszli bliżej zobaczyli, że jest to mężczyzna. Wtedy zaatakowali go. Uderzyli w twarz, a kiedy stracił przytomność, zaciągnęli go w krzaki, rozebrali z damskiej garderoby i kopali go po całym ciele. W wyniku odniesionych obrażeń mężczyzna zmarł.
Oskarżeni po zdarzeniu poszli dalej pić alkohol. Zostali zatrzymani przez policję dzięki portretom pamięciowym.
Obaj oskarżeni przyznali się do winy, chociaż przed sądem nie umieli powiedzieć, dlaczego to zrobili. Tłumaczyli się, że źródłem ich agresji był wypity wcześniej alkohol. Obaj wyrazili przed sądem skruchę i prosili o łagodny wymiar kary.
W ocenie sądu, wina oskarżonych nie budzi wątpliwości; sąd wymierzył im kary takie, jakich domagał się prokurator.
Według sędzi Anny Wesołowskiej, sprawa ta jest ważna społecznie z powodu występującej tu przemocy i ogromnej agresji młodych ludzi oraz problemu braku tolerancji. W tej sprawie nie zginąłby człowiek, gdyby nie był inny. Zginął tylko dlatego, że oskarżonym się nie podobał. Postawili oni znak równości pomiędzy określeniem pedał, transwestyta, zboczeniec. Został pobity za to, że był inny, bo nic oskarżonym nie zrobił. Zginął w sposób okrutny, bo został skopany na śmierć - mówiła w uzasadnieniu sędzia Wesołowska.
Zdaniem sądu, dla takich czynów nie ma usprawiedliwienia. To są te czyny, z którymi naprawdę nie chcemy się godzić. Nie chcemy mieć ludzi, którzy chodzą po ulicach i zabijają - podkreśliła sędzia.
Sąd nie dał wiary w skruchę oskarżonych; w ocenie sądu obaj zdawali sobie sprawę z tego, co robili. Sądzili też, że unikną odpowiedzialności, zawierając porozumienie, że nikomu nie wolno o tym zdarzeniu mówić. Stąd były też obawy naocznego świadka pobicia, który nie zgłosił tego policji.
Sąd nie wymierzył mężczyznom surowszej kary, gdyż obaj przyznali się do winy i mają dobrą opinię w swoim środowisku. Dawidowi R. wymierzył wyższą karę, bowiem był on również oskarżony o kradzież kasowników.
Obrońca, który chciał dla oskarżonych kar dwóch lat więzienia, zapowiedział apelację. Obaj skazani pozostają w areszcie.