Świat50 lat temu przestali być niewolnikami

50 lat temu przestali być niewolnikami

Afryka obchodzi pięćdziesiąte urodziny. W roku 1960 rusza lawina wolności, która zmieni oblicze Czarnego Lądu. 17 krajów w ciągu kilkunastu miesięcy ogłasza niepodległość. Afrykanie zrzucają jarzmo kolonializmu z nadzieją, że czeka ich lepsze jutro. Europejczycy w pośpiechu opuszczają swoje dawne zdobycze.

50 lat temu przestali być niewolnikami
Źródło zdjęć: © AFP | fa

Wiele ich różni. Jedni to nobliwi panowie w eleganckich garniturach, podpierający się ozdobnymi laskami z kości słoniowej. Inni to energiczni, młodzi aktywiści o oczach pełnych siły i determinacji. Kolejni - tradycjonaliści, odziani nie w zachodnie kostiumy, lecz ludowe stroje podkreślające ich religijność i pozycję. Potomkowie szlachetnych rodów, dorobkiewicze, związkowcy albo ludzie, którzy dzięki własnej pracy wyrwali się z najniższych sfer.

Wszyscy mają pewną wspólną cechę. Są przywódcami nowopowstałych państw Czarnego Lądu; prezydentami, premierami, ministrami. Ich kraje właśnie uzyskują niepodległość. Już nie będą musieli klękać przed Europejczykami. Przynajmniej tak im się teraz, w 1960 roku - roku Afryki - wydaje.

Zaczyna się od... Niemców

Idea afrykańskiej wolności nabiera kształtów tuż po pierwszej wojnie światowej. W 1919 roku niemieckie kolonie, które według statutu Ligii Narodów "nie są jeszcze gotowe, by istnieć samodzielnie", zostają rozdzielone między zwycięskie państwa, stając się tzw. terytoriami mandatowymi.

To właśnie zapis o nieosiągniętej na razie gotowości zdaje się być znakiem, że niepodległość to coś więcej niż fantazja romantyków z Czarnego Lądu. Skolonizowani widzą płomyk nadziei - to naprawdę musi być temat, który przewija się, chociażby i rzucony nieśmiało półszeptem, w rozmowach na korytarzach Wersalu lub Westminsteru. "Nie są jeszcze gotowe" oznacza wszak z pewnością, że nie teraz, ale za jakiś czas "owszem, zdejmą nam kajdany".

Byłe niemieckie kolonie w 1945 roku trafiają pod skrzydła nowoutworzonej ONZ, która opracowuje plan przekazania władzy ich mieszkańcom. Pierwsze w kolejce do otrzymania niepodległości są Togo i Kamerun. Przewidywana data - 1960 rok. Jeszcze wcześniej, bo w 1951 roku, samodzielna staje się dawna zdobycz faszystowskich Włoch, Libia.

A więc jednak, myślą Afrykanie, nasz kontynent naprawdę może być wolny.

Rozbiórka

Wojna z Hitlerem kruszy potęgę europejskich mocarzy. Zamorskie kolonie, szczególnie te bez dostępu do morza i kuszących bogactw naturalnych, stają się niepotrzebnym obciążeniem. Dodatkowo, nowe potęgi - USA i ZSRR - otwarcie sprzeciwiają się kolonializmowi. Przynajmniej w retoryce.

Zmieniają się także podbite ludy. Afrykanie, u boku Europejczyków, wylewali krew w nie swojej wojnie pod Paryżem, Berlinem i setkami innych miejsc na świecie. Ci, którym udaje się powrócić do zniewolonych domów, odmiennie patrzą na dotychczasowych władców. Chociaż przez dekady przyuczano ich całkowitego wręcz posłuszeństwa, wojenna terapia szokowa jest skuteczna. Trafnie opisuje to w "Hebanie" Ryszard Kapuściński: "Żołnierze afrykańscy w armii brytyjskiej widzą, jak stolica imperium - Londyn - jest bombardowana, widzą ich ogarniętych paniką, Białych, którzy uciekają, o coś proszą, płaczą. Widzą Białych obdartych, głodnych, wołających o chleb". Europa nie jawi się już jako nietykalny tytan. Afryka czuje, że może przestać prosić, że nadchodzi czas wysuwania żądań. I że nie wolno zmarnować tej szansy.

Prawie rządzenie

Brytyjczykom zależy, by zamorskie włości nie były dużym obciążeniem dla królewskiego budżetu. To dlatego w XX wieku stosują tam opracowaną przez Lorda Ludgarda zasadę pośredniego zarządzania. Polega ona na tym, że danymi sektorami w poszczególnych terytoriach zajmują się nieliczni brytyjscy Oficerzy Dzielnicowi, którzy odpowiadają przed nadzorcą - gubernatorem.

Kontrolę nad populacją Wyspiarze zapewniają sobie wykorzystując istniejące już tradycyjne systemy administracyjne oraz podziały na plemiona i klany. Ich przychylność (lub tylko posłuszeństwo) zdobywają w rozmaity sposób - pochlebstwami, przekupstwem, a czasami siłą. Podbite ludy rządzą się głównie same, a kolonizatorzy interweniują jedynie, gdy zagrożone są interesy Wielkiej Brytanii - na przykład, gdy Afrykanie ociągają się z dostarczeniem wymaganej ilości surowców, krzywią się przy płaceniu podatków lub zabiją Białego. Wtedy europejscy władcy naprawdę potrafią okazać swój gniew.

Brytyjczycy dzielą swoje imperium na kolonie i protektoraty. Te pierwsze mają dostęp do morza i/lub wiele bogactw naturalnych, dlatego poświęca im się więcej uwagi, ludzi i pieniędzy. Te drugie to mniej atrakcyjne obszary, które traktuje się po macoszemu. Pośrednia kontrola obniża koszta, ale nie tworzy silnej więzi między podbitymi ludami a krajem-matką. Po 1945 roku w Afryce coraz mocniejsze stają się nurty nacjonalistyczne, powstają partie polityczne i związki zawodowe. Brytyjczykom brakuje środków i pomysłu na odwrócenie tych tendencji; nie mają dużego poparcia wśród lokalnych elit.

Ojczyzną zmian jest Złote Wybrzeże (dziś Ghana), najbogatsza brytyjska kolonia na Czarnym Lądzie. Na początku lat 50. potężne wpływy zdobywa tam charyzmatyczny polityk Kwame Nkrumah, zdecydowany zwolennik niepodległości i idei panafrykanizmu - zjednoczenia Afryki. Podczas politycznych wieców polityk powtarza swoim rodakom: "Dążcie do politycznej wolności, a wszystko inne przyjdzie po niej". Wykształcony w USA i popierany przez Waszyngton rewolucjonista staje się dla Afrykanów symbolem wyzwolenia i wzorem do naśladowania.

Imperium Królowej kroczy po cienkim lodzie. W 1952 roku w Egipcie władzę traci brytyjska marionetka - król Faruk. Wielka Brytania i Francja kompromitują się przed całym światem cztery lata później, nieskutecznie próbując przejąć kontrolę nad Kanałem Sueskim. W tym samym roku Brytyjczycy opuszczają kłopotliwy Sudan. Dodatkowo Korona musi stawić czoła partyzantkom w różnych częściach globu - w Malezji, Kenii i nieco później w Jemenie.

Chcąc uniknąć katastrofy, przybysze z Wysp Brytyjskich zaczynają wycofywać się z kontynentu. Przed odejściem pomagają Afrykanom w pisaniu konstytucji, które uwzględniałyby istniejące w terytoriach podziały polityczne i etniczne. W marcu 1957 roku ogłoszona zostaje niepodległość Ghany. W innych koloniach tworzenie nowego systemu trwa dłużej. W miejscach takich jak podzielona między trzy wielkie i nieprzychylne sobie grupy (Hausa, Joruba, Igbo) Nigerii rozsądna konstytucja, wierzy się, zapobiegnie brutalnej walce o władzę. Ten najludniejszy w Afryce kraj staje o własnych siłach w 1960 roku, podobnie jak Somalia.

Wkrótce do post-brytyjskiego klubu wolności dołączają również - długo i głośno świętując - Tanzania, Uganda, Kenia, Malawi i Zambia. Nobliwi panowie, młodzi aktywiści i tradycjonaliści zajmują swoje urzędy.

L'Afrique Noire

Francuzi podchodzą inaczej do zarządzania swoimi koloniami. W przekonaniu o świetności francuskiej kultury, Paryż narzuca znacznie mocniejszą wojskową kontrolę na podbite terytoria. Kształtuje także afrykańską elitę, która otrzymuje pełnię praw i europejskie obywatelstwo w zamian za wyparcie się tradycji swoich przodków. Ta "śmietanka” tworzy potem podstawy kolonialnej administracji i systemu politycznego, a niektórzy trafiają nawet do francuskiego parlamentu i rządu. Francja włada rękoma "francuskich” Afrykanów.

Metody te nie przyjmują się jednak w dumnych państwach muzułmańskich, szczególnie Algierii, gdzie w 1954 roku wybucha powstanie. Paryż, chcąc skupić się na walce o to zamieszkałe przez wielu Francuzów terytorium, godzi się na niepodległość Maroka i Tunezji w 1956 roku.

Tymczasem w tak zwanej l'Afrique Noire - francuskich koloniach w Czarnej Afryce - niewielu myśli o odłączeniu się od Francji. Lokalne elity cieszą się dobrobytem, a to one kierują większością inicjatyw społecznych i politycznych. Z czasem krystalizują się tam za to dwie odmienne koncepcje udoskonalenia relacji między Afryką a Paryżem.

Pierwsza, popierana przez uwielbiającego kulturę znad Sekwany poetę i intelektualistę Leopolda Senghora z Senegalu zakłada, że kolonie powinny stworzyć silną unię polityczno-gospodarczą, mocniejszą niż istniejące do tej pory federacje Afryki Zachodniej (AOF) i Równikowej (AEF). Tylko w ten sposób, twierdzi Senghor, Afrykanie będą w stanie uzyskać godną reprezentację w parlamencie w Paryżu.

Inną drogę proponuje były lekarz Felix Houphouet-Boigny z Wybrzeża Kości Słoniowej. Podobnie jak Senghor jest on przekonany, że bez patronatu Francji Afryka po prostu sobie nie poradzi. Nie podoba mu się jednak to, że jego kolonia, jako najbogatsza w imperium, musi płacić najwyższe podatki na rzecz AOF. Houphouet-Boigny chce, by poszczególne terytoria otrzymały więcej swobody i mogły samodzielnie dogadywać się z Paryżem, a federacja zostały rozwiązane.

W 1956 roku to polityk z Wybrzeża Kości Słoniowej tryumfuje forsując swoją inicjatywę we francuskim parlamencie. Każda kolonia wybiera własnego premiera, ustala swój budżet, zarządza edukacją podstawową i pracami społecznymi. Dwa lata później we Francji dochodzi jednak do poważnego kryzysu. Wojna w Algierii przeciąga się w nieskończoność. Francuzi są wściekli; upada rząd Czwartej Republiki. Kraj kolejny raz wzywa legendarnego Charles’a de Gaulle’a, który zgadza się pokierować ojczyzną.

I wtedy osławiony generał robi coś, czego niewielu się po nim spodziewało - zmęczony kłótniami o ostateczny kształt nowej, zaproponowanej przez niego francusko-afrykańskiej unii, de Gaulle zapowiada przeprowadzenie referendum, w którym Afrykanie zagłosują za pozostaniem w orbicie wpływów Paryża lub całkowitą niepodległością. Wybór drugiej opcji, rzecz jasna, oznaczać będzie natychmiastowe wycofanie całej francuskiej pomocy, a w rezultacie finansową zapaść.

Tylko młody gwinejski lider, Ahmed Sekou Toure, otwarcie deklaruje chęć zerwania się ze smyczy. - Wolimy biedę w wolności, niż bogactwa w niewoli - powtarza stanowczo. W październiku 1958 roku Gwinea ogłasza niepodległość. W odpowiedzi kraj opuszcza 3000 francuskich urzędników, lekarzy, nauczycieli; zostawiają puste biura i niszczą sprzęt, którego nie mogą zabrać. Wykręcają nawet żarówki z lamp.

Pozostałe jedenaście kolonii wybiera Francję. Francja nie chce jednak dłużej utrzymywać kolonii. Wymęczona wojną w Algierii, zirytowana kłótniami afrykańskich liderów, europejska potęga w 1960 roku, w krótkich odstępach czasu, przyznaje niepodległość Dahomejowi (dziś Benin), Nigrowi, Górnej Volcie (Burkina Faso), Wybrzeżu Kości Słoniowej, Czadowi, Republice Środkowoafrykańskiej, Francuskiemu Kongu, Gabonowi, Senegalowi, Mali i Mauretanii.

W pośpiechu nie ma czasu na tworzenie odpowiednich konstytucji dla nowych państw. Francuzi nie opuszczają ich jednak tak jak Gwinei. Przyjazna Paryżowi elita zajmuje najwyższe stanowiska w rządach, doradzają jej specjaliści znad Sekwany, francuskie banki i firmy w dalszym ciągu kontrolują znaczną część lokalnej gospodarki. W niektórych byłych koloniach stacjonują wojska poprzednich władców. Z różnych miejsc Afryki Francja oskarżana jest o neokolonializm, lecz nowe państwa są na razie zadowolone - mają wolność, partnera handlowego i silnego sojusznika.

W 1962 roku, po ośmiu latach wojny, Francuzi akceptują niepodległą Algierię.

Mali i wredni

W 1960 roku swoją kolonię traci także Belgia. To niewielkie państwo od dekad rządzi Kongiem dzięki rygorystycznej kontroli. Tubylcy nie mają żadnych praw obywatelskich, nie mogą posiadać ziemi, podróżować bez pozwolenia; dostęp do szkół średnich jest dla nich praktycznie zamknięty. Na całym terytorium obowiązuje godzina policyjna.

Jednak po sukcesie Ghany i zmianach we francuskich koloniach nawet mieszkańcy Konga odważają się żądać niepodległości.

Gdy presja wzrasta, Belgowie idą na ustępstwa - nie stać ich na wojnę, jaką w Algierii prowadzą Francuzi. W 1959 roku zezwalają Kongijczykom na tworzenie partii politycznych; te powstają w zawrotnym tempie. Wśród młodych (stażem, a często także wiekiem) polityków wyróżnia się były pracownik poczty, nienawidzący kolonizatorów Patrice Lumumba. Już w połowie 1960 roku staje się on pierwszym premierem wolnego Konga. W swoim niepodległościowym przemówieniu wylicza wszystkie grzechy Belgów. Mówi do byłych władców: "Nie jesteśmy już waszymi małpami".

Transformacja jest chaotyczna i nieprzemyślana. Kongijczycy, którzy w czasach kolonialnych nie mogli zdobyć nawet najmniejszego doświadczenia politycznego, są zdezorientowani; nie mają pojęcia o rządzeniu państwem. Jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem niepodległości kraj wrze. W armii wybuchają bunty, w urzędach brakuje specjalistów, a Belgowie szukają sposobu na pozbycie się niewygodnego Lumumby. Oskarżanemu o lewicowość premierowi uważnie przygląda się także CIA. Bogata w surowce naturalne południowa prowincja Katanga, za namową Brukseli, domaga się odłączenia od reszty kraju.

Od poczęcia Kongo skazane jest na cierpienie. Jeszcze przed końcem roku państwo pogrąża się w wojnie domowej. Pół roku po objęciu rządów Lumumba już nie żyje; zostaje rozstrzelany przez zbuntowanych żołnierzy, jak się później okaże, z rozkazu belgijskiego rządu. Spuścizna Belgów, tak jak ich całe rządy w tej części świata, to kolejna czarna karta historii Afryki.

Wiatr zmian

Brytyjski premier Harold Macmillan mówi na początku 1960 roku o wietrze zmian, który wieje na całym kontynencie afrykańskim. Ma racje. Polityczny krajobraz kontynentu nigdy nie będzie już taki sam.

50 lat później wiemy, że wolność nie przyniosła Czarnemu Lądowi wiecznego szczęścia. Często była zresztą tylko pozorną swobodą. Konstytucje, jedna po drugiej, były rozszarpywane przez zamachy stanu, gospodarki narodowe podupadały, międzynarodowe korporacje wykorzystywały słabe państwa, a część krajów znalazła się w rękach dyktatorów. Jednak wtedy, w 1960 roku, wielu naprawdę wierzyło, że Afryka nie będzie musiała już dłużej nieść swojego krzyża.

Michał Staniul, dla Wirtualnej Polski

Czytaj więcej na blogu autora: Blizny świata!

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)