40. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Duda: Trzeba krzyczeć, że Jaruzelski był zdrajcą
W całej Polsce trwają uroczystości 40. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. - Dziś trzeba nie tylko mówić, ale krzyczeć, że Jaruzelski był zdrajcą narodu polskiego. To nasza Polska rzeczywistość, która stanowi historię, o której trzeba uczyć dzieci i młodzież. Niech bohaterowie będą nazywani bohaterami, a zdrajcy zdrajcami - przekazał prezydent Andrzej Duda.
W poniedziałek na terenie Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie odbyła się uroczystość z okazji 40. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego.
Prezydent RP wręczył Medale Stulecia Odzyskanej Niepodległości zasłużonym działaczom NSZZ "Solidarność", uczestnikom opozycji demokratycznej w PRL oraz osobom pielęgnującym pamięć o najnowszej historii Polski.
- W 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego trzeba nie tylko mówić, ale trzeba krzyczeć, że Jaruzelski był zwykłym tchórzem i zdrajcą Polski - mówił Andrzej Duda. - To nasza Polska rzeczywistość, która stanowi historię, o której trzeba uczyć dzieci i młodzież. Dziękuję tym, którzy pamiętają. Niech bohaterowie będą nazywani bohaterami, a zdrajcy zdrajcami - podkreślił.
Jak dodał, "cała sitwa, która była wokół niego, to była zwykła junta bandyckich emisariuszy Moskwy, którzy domagali się wtedy sowieckiej interwencji". - Byli chyba zbyt ciemni, żeby tego nie rozumieć, że Moskwa, która zaczęła się tuż wcześniej krwawić w Afganistanie nie jest w stanie zaryzykować tego, że może tutaj zdarzyć im się następna krwawa łaźnia, oczywiście w dwie strony - przekazał prezydent.
Wcześniej wraz z marszałek Sejmu i premierem Mateuszem Morawieckim zapalili znicze przed tablicą upamiętniającą śp. Annę Walentynowicz. Tablica znajduje się w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, gdzie odbywają się rocznicowe uroczystości.
- Bardzo wiele rodzin do dziś nie podźwignęło się z tamtej tragedii. Dzieci, które straciły rodziców, wciąż przeżywają traumę - powiedział wcześniej prezydent podczas odbywających się po północy 13 grudnia uroczystości upamiętnienia Grzegorza Przemyka, ofiary stanu wojennego.
12 maja 1983 r. Grzegorz Przemyk, maturzysta stołecznego Liceum im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, z kolegą Cezarym Filozofem świętował na pl. Zamkowym zdanie egzaminów. Był bez dokumentów, wobec czego milicjanci zabrali go na komisariat przy Jezuickiej. Tam dostał ponad 40 ciosów pałkami w barki i plecy oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach.
Jego pogrzeb stał się wielką manifestacją przeciw władzom. Sprawa jego zamordowania została zatuszowana przez reżim komunistyczny. Była to jedna z najgłośniejszych i najbardziej bulwersujących zbrodni stanu wojennego.