3 tys. funkcjonariuszy zabezpieczało wizytę Obamy
Wizyta prezydenta USA Baracka Obamy w Polsce przebiegła bez żadnych niespodziewanych incydentów - powiedział po jej zakończeniu rzecznik BOR Dariusz Aleksandrowicz.
Jak zaznaczył, zakończenie wizyty Obamy nie oznacza jednak zakończenia pracy funkcjonariuszy BOR - w Polsce nadal przebywa kilku prezydentów, którzy brali udział w piątkowym szczycie państw Europy Środkowej. Ostatni spośród nich wyjadą w niedzielę.
- Jeśli chodzi o zakończoną już wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych mogę powiedzieć, że przebiegała bez żadnych niespodziewanych incydentów - zaznaczył Aleksandrowicz. Podkreślił, że zawsze podczas takich wizyt bierze się pod uwagę różne scenariusze i ewentualne zmiany, dlatego BOR był przygotowany na niewielkie przesunięcia w planie wizyty.
Do jednej z takich zmian doszło już na początku wizyty Obamy. Prezydent USA sprzed Pomnika Bohaterów Getta, gdzie składał kwiaty, pojechał do hotelu, w którym się zatrzymał a nie, jak planowano, od razu do Pałacu Prezydenckiego.
Aleksandrowicz dodał również, że bardzo dobrze układała się współpraca pomiędzy polskimi funkcjonariuszami, a amerykańskim Secret Service, odpowiadającym za ochronę prezydenta USA Baracka Obamy.
Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do służb, Amerykanie planowali "luźniejszy punkt wizyty" swojego prezydenta, ale ostatecznie nie doszedł on do skutku ze względu na opóźnienia.
W sumie - również według nieoficjalnych informacji - w zabezpieczanie szczytu i wizyty Obamy zaangażowanych było ok. 3 tys. funkcjonariuszy policji i BOR.
Policjantów z Warszawy wspomagali m.in. funkcjonariusze z Katowic, Kielc, Bydgoszczy, Olsztyna i Poznania. Do ich zadań należało nie tylko zabezpieczanie tras przejazdu - policjanci stali wzdłuż nich w odległości kilkunastu metrów, ale pilotaże kolumn z vip-ami i zabezpieczanie miejsc pobytu głów państw.
Wszystkie ulice, którymi przejeżdżały kolumny, musiały być wcześniej sprawdzone m.in. pod względem pirotechnicznym. W przypadku prezydenta Obamy, trasy przejazdu wyłączane był z trzygodzinnym wyprzedzeniem. Nad centrum Warszawy cały czas latał też policyjny śmigłowiec.
- Obawialiśmy się dużych korków. Na szczęście mieszkańcy Warszawy wzięli sobie do serca wcześniejsze apele. Ruch nie był duży, utrudnienia dość szybko się rozładowywały - powiedział jeden z funkcjonariuszy.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że doszło jednak do dwóch niepokojących sytuacji. Na lotnisku Okęcie ktoś zapomniał o swoim bagażu, a na Dworcu Centralnym zauważono "podejrzany pakunek". Oba przypadki - po sprawdzeniu pirotechnicznym - okazały się fałszywymi alarmami.
W akcji brali udział także policjanci po cywilnemu.
- W komendzie stołecznej powołano specjalny sztab, który koordynował całość naszych działań. To tutaj spływały informacje od dowódców poszczególnych oddziałów, tutaj również na bieżąco analizowano wszystkie informacje i podejmowano decyzje - powiedział Mariusz Mrozek z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.
Policjanci uruchomili też infolinię pod numerem której można było dowiedzieć się, gdzie w danym momencie są utrudnienia w ruchu. Na nią i na numer 112 zadzwoniło w sumie w tej sprawie ok. 3 tys. osób.
W czasie szczytu i wizyty prezydenta USA, nad stolicą wprowadzano też czasowo strefę zakazu lotów. Latać w jej obrębie mogły jedynie śmigłowce i helikoptery służb oraz ratownicze.