3 ofiary śmiertelne pożaru szpitala
84-letnia kobieta oraz dwaj mężczyźni w wieku 72 i 56 lat zginęli w pożarze, który wybuchł w Nowy Rok nad ranem na oddziale przewlekle chorych szpitala zakaźnego w Bytomiu. Poszkodowanych jest też ok. 20 innych osób, które w większości podtruły się dymem lub doznały szoku. Ich życiu nic nie zagraża. Ze szpitala ewakuowano 39 osób, głównie pacjentów.
01.01.2006 | aktual.: 01.01.2006 18:49
Pożar wybuchł na drugim piętrze placówki przy alei Legionów, która jest częścią Szpitala Specjalistycznego Nr 1 w Bytomiu. Straż otrzymała zgłoszenie przed godziną trzecią nad ranem.
Z informacji przekazanych przez komendanta wojewódzkiego śląskiej straży pożarnej Janusza Skulicha wynika, że pożar wybuchł w sali, w której przebywało dwóch mężczyzn. W doszczętnie wypalonym pomieszczeniu strażacy znaleźli ich zwęglone ciała. W sali obok zaczadziła się kobieta.
W gaszeniu ognia brało udział 10 jednostek straży pożarnej - prawie 40 strażaków. Z drugiego piętra, na którym powstał pożar oraz z wyższej kondygnacji budynku ewakuowano łącznie 39 osób. Wśród ewakuowanych byli pacjenci, dwie pielęgniarki i dwóch policjantów, którzy nieśli pomoc poszkodowanym.
Jak wyjaśnił Jacek Pytel z zespołu prasowego śląskiej policji, to właśnie przejeżdżający obok szpitala patrol policji usłyszał wołanie o pomoc. Policjanci weszli do budynku i wyprowadzili z niego pierwszych poszkodowanych, zaalarmowali straż pożarną i pogotowie. Pracowali bez aparatów tlenowych, dlatego, podobnie jak część pacjentów i pielęgniarki, podtruli się dymem.
Wcześniej pożar w pokoju chorych zauważył jeden z pacjentów. Zaalarmowane pielęgniarki próbowały gasić ogień najpierw wodą, a potem gaśnicami, ale było już za późno. Udało im się wybić okno w jednym z pomieszczeń i zawołać o pomoc. Właśnie to wołanie usłyszeli jadący do innej interwencji policjanci.
W ocenie strażaków, choć pożar nie był duży, a ogień objął tylko jedną salę, akcja była bardzo trudna - przede wszystkim z uwagi na bardzo duże zadymienie i sam fakt, że pożar wybuchł w szpitalu, gdzie jest wiele pomieszczeń. Poza tym pacjenci w większości byli niezdolni do ewakuacji o własnych siłach.
Budynek wypełniał czarny gęsty dym. Strażacy niemal po omacku penetrowali pomieszczenia sprawdzając, czy nie ma w nich ludzi. Dodatkowo akcję utrudniała bardzo wysoka temperatura - powiedział dowodzący akcją kapitan Krzysztof Giel.
Jak dodał, prawie wszyscy ewakuowani to starsi ludzie, nie będących w stanie opuścić budynku o własnych siłach. Kpt. Giel chwalił policjantów, którzy pomogli w akcji. Strażacy i policjanci wynosili pacjentów oddziału na rękach - jeden z nich ważył ok. 200 kg. W ciągu półtorej godziny udało się strażakom ewakuować ze strefy zagrożenia wszystkich pacjentów oddziału.
Komendant Skulich powiedział, że w swojej karierze zawodowej nie przypomina sobie na Śląsku przypadku pożaru w szpitalu, który pochłonąłby ofiary. Pracuję od ponad 20 lat, ale nie pamiętam, by w szpitalu powstał pożar, w którym w dodatku zginęliby pacjenci - podkreślił.
Jak mówią strażacy, przyczyną tragedii mogło być zaprószenie ognia od papierosa, od którego zapalił się koc. To jednak tylko hipoteza; przyczyny zostaną dokładnie zbadane - zastrzegają.
Według kapitana Giela, sala w której było zarzewie ognia, została tak wypalona, że trudno na razie mówić o ewentualnych śladach świadczących o tym, że pacjenci - ofiary pożaru mogli np. świętować tam Sylwestra, co skończyło się zaprószeniem ognia. Jeden ze zmarłych pacjentów był w przeszłości upominany przez pielęgniarki za palenie w sali.
39 ewakuowanych osób przewieziono do szpitala w Bytomiu oraz do Szpitala Miejskiego w Piekarach Śląskich. W akcji wzięło udział 10 karetek pogotowia ratunkowego. Nie było potrzeby ewakuacji kilkunastu pacjentów z oddziału zakaźnego na pierwszym piętrze, które nie uległo uszkodzeniu. Oddział ten znajduje się w innym skrzydle budynku.
W niedzielę przed południem do bytomskiego szpitala przyjechał wojewoda śląski Tomasz Pietrzykowski. Spotkał się on z przedstawicielami władz miasta, dyrekcji szpitala oraz strażakami biorącymi udział w akcji. Wojewoda na miejscu zapoznał się z przebiegiem akcji gaśniczej, wstępnymi ustaleniami przyczyn pożaru oraz rozmiarami strat.
Jestem wstrząśnięty tym wydarzeniem. Nie tak wyobrażałem sobie początek roku w woj. śląskim - powiedział wojewoda podkreślając, że jest pełen uznania dla służb ratowniczych, które sprawnie przeprowadziły akcję wynoszenia chorych.
Obecny na miejscu pożaru prezydent Bytomia Krzysztof Wójcik zadeklarował, że miasto przeznaczy środki na szybki remont oddziału dla przewlekle chorych. Poruszono też sprawę monitoringu przeciwpożarowego w szpitalu. Nie ma go tam, ponieważ system taki jest wymagany tylko w tych placówkach liczących ponad 200 łóżek. Zdaniem wojewody, kryterium ilościowe tu nie wystarczy, dlatego zamierza on zabiegać o zmianę przepisów.