Naukowcy: miliony Ukraińców mogą zarazić się koronawirusem. W Iwano-Frankiwsku ludzie dostosowują się do sytuacji
"Jak ciężko by nie było, wytrzymamy" – mówią (choć nie wszyscy) za naszą wschodnią granicą. Zaglądamy do ukraińskiego miasteczka niedaleko Polski, które zmaga się z pandemią koronawirusa, ale po swojemu.
W Iwano-Frankiwsku właśnie pochowano pierwszą ofiarę koronawirusa. Lekarze przypuszczają, że zmarłą w szpitalu zakaźnym 56-letnią kobietę mógł zarazić jej mąż, który niedawno wrócił z Czech. To był pierwszy w mieście, a trzeci na Ukrainie, śmiertelny przypadek tej choroby. W ten sposób Iwano-Frankiwsk, który przed II wojną światową był polskim kresowym Stanisławowem, rozpoczął własną bitwę z epidemią wirusa Covid-19. 250-tysięczne miasto, razem z mniejszymi miasteczkami i wsiami swojego obwodu, znalazło się w izolacji.
Na kresach koronawirusa
Jednym z takich mniejszych miast pod Iwano-Frankiwskiem jest Kałusz – w którym mieszkam. U nas oficjalnie nie zarejestrowano żadnego przypadku koronawirusa, lecz miejskie władze postanowiły zareagować z wyprzedzeniem. Wszystkie szkoły, restauracje, kawiarnie, bazary i inne miejsca publiczne zostały zamknięte na kwarantannę.
Ograniczenia idą jednak dalej. Nie działa komunikacja miejska – autobusami mogą jeździć do pracy tylko lekarze, policjanci i strażacy. Najbardziej dokuczliwe jest jednak całkowite przerwanie połączeń pomiędzy miastami i wsiami. Kursowanie wszystkich pociągów i autobusów międzymiastowych, zarówno publicznych, jak i popularnych prywatnych marszrutek, zostało zawieszone. Jedynym sposobem, żeby z Kałusza dostać się do Iwano-Frankiwska – czy też jakiegokolwiek innego miasta na Ukrainie – jest dziś tylko prywatny samochód. Drogi na szczęście jeszcze są otwarte.
– Jak ciężko by nie było, wytrzymamy – mówi moja 50-letnia sąsiadka pani Ola. – Przecież to jedyny sposób na powstrzymanie wirusa. Byłoby lepiej bez epidemii. Ale, niestety, jest jak jest i musimy przestrzegać wszystkich zasad, które nam nakazuje Ministerstwo Ochrony Zdrowia – dodaje sąsiadka.
Zobacz też: Koronawirus a nowe przepisy. Wiceminister mówi, kiedy można wyjść z domu
"To po prostu informacyjna wojna"
Porządku w mieście Kałusz pilnują grupy robocze złożone z policjantów i strażników miejskich. Ulicami miasta kursuje też "samochód informacyjny", który przekazuje obywatelom aktualne wiadomości o kwarantannie. To zwykły policyjny radiowóz z zainstalowanym głośnym megafonem.
W przeciwieństwie do mojej sąsiadki, młodszym mieszkańcom miasta takie obostrzenia się nie podobają. – Moim zdaniem te wszystkie ograniczenia nie mają sensu – wkurza się 20-letni Bohdan. – Mieliśmy inne, silniejsze i straszniejsze choroby, przy których nie było żadnych kwarantann. To jest po prostu informacyjna wojna.
Jednak większość osób w Kałuszu dostosowała się do kwarantannowego reżimu. Widać to choćby po tym, jak pusto jest w mieście w porze obiadowej, podczas której zazwyczaj na ulicach jest najwięcej ludzi.
Ludzie radzą sobie sami
Cały czas działają sklepy spożywcze, apteki, stacje benzynowe oraz urzędy państwowe. Oczywiście, największy ruch jest w tych pierwszych miejscach. U nas nie było panicznego wykupywania jedzenia czy papieru toaletowego, jak w Warszawie czy innych polskich miastach. Sklepy w Kałuszu cały czas są pełne towarów. Z jednym wyjątkiem – już od dwóch tygodni nigdzie nie można dostać paracetamolu, żelu antybakteryjnego i maseczek na twarz. W tym ostatnim przypadku ludzie radzą sobie sami i samodzielnie robią maseczki z tego, co mają w domu. Najczęściej z bandaży i papierowych ręczników.
Na drzwiach sklepów spożywczych pojawiły się jednak ogłoszenia, które informują o liczbie osób mogących przebywać w środku oraz konieczności stosowania środków ochronnych. Na przykład w supermarkecie “Gostynnyi Dim” (“Dom Gościnny”) jednocześnie nie może robić zakupów więcej niż 10–20 osób. A konkurencyjny “Prykarpatskiy Dim” (“Dom Przykarpacki”) wpuszcza klientów tylko w maseczkach. Z kolei na stacjach benzynowych “WOG” na podłogach przed kasami pojawiły się odgraniczające linie, pokazujące jaki dystans mają trzymać klienci. Porządku pilnują ochrona i kasjerzy.
Jak łatwo się domyślić, takie ograniczenia spowodowały wielkie kolejki wokół supermarketów i aptek. Jednak mieszkańcy dostosowali się i do tego. Ludzie w kolejkach izolują się i stoją w odległości 2-3 metrów od siebie. Sami, nawet bez linii na ziemi.
Ruch wolontariuszy i kamery w cerkwiach
Jednak nie wszyscy mogą stać w kolejkach. Jest duża liczba osób, przede wszystkim emerytów i inwalidów, dla których nawet zwykłe wyjście z domu po lekarstwa jest teraz problemem. Dla takich ludzi w Kałuszu i okolicach pojawiła się organizacja o nazwie “Volonterski Ruch” ("Ruch wolontariuszy"). Działają w niej ochotnicy, gotowi pomóc w dostawie koniecznych rzeczy i lekarstw. Pomagają oni także pracownikom medycznym w dotarciu do pracy. Bo przecież autobusy i pociągi międzymiastowe w ogóle nie jeżdżą.
Kwarantanna spowodowana przez koronawirusa dotarła także do ukraińskich cerkwi i kościołów. Zawieszono zwyczaj dotykania oraz całowania ikon i innych przedmiotów liturgicznych. Urząd miejski w Kałuszu wydał zarządzenie, że w pomieszczeniach może być maksymalnie 10 osób, więc do tej liczby ograniczono także liczbę uczestników nabożeństw.
Cerkwie dostosowały się i szybko wymyśliły rozwiązanie: msze online. Prawie każda cerkiew w Kałuszu ma swoje oficjalne strony na Facebooku, na których są transmitowane nabożeństwa, filmowane przez kamery zainstalowane w cerkwiach. To samo dotyczy zresztą nie tylko prawosławnych i greckokatolickich nabożeństw, ale też mszy w kościele katolickim po polsku – bo i takie są w naszym mieście.
Nie ma powodów do paniki
Ogólnie pomimo pandemii koronawirusa ludzie w Iwano-Frankiwsku i okolicach zachowują spokój. Sytuacja na Ukrainie jest stabilna. W porównaniu do Chin i Włoch, gdzie zainfekowanych jest powyżej 40 000 osób, my mamy tylko 97 oficjalnie potwierdzonych chorych. Wprawdzie z orientacyjnej prognozy Narodowej Akademii Nauk Ukrainy wynika, że w naszym kraju zakazić może się nawet 22,2 mln ludzi – jednak przyzwyczajeni do różnych problemów Ukraińcy nie panikują i dostosowują się do życia także z wirusem.
Autor jest mieszkańcem ukraińskiego Kałusza oraz studentem dziennikarstwa na warszawskiej SWPS.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
KORONAWIRUS INFORMACJE PO UKRAINSKU - kliknij tutaj