21 września SN zdecyduje, czy J. Kaczyński ma przeprosić działacza SLD
21 września Sąd Najwyższy zdecyduje, czy
Jarosław Kaczyński ma przeprosić, jak nakazał mu wcześniej Sąd
Apelacyjny w Warszawie, działacza SLD za nazwanie tego ugrupowania
"organizacją przestępczą" - dowiedziano się w SN.
10.09.2006 | aktual.: 10.09.2006 09:09
W listopadzie 2005 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie zdecydował, że ówczesny prezes PiS, a dziś premier, ma przeprosić mazowieckiego działacza SLD Stanisława Szepietowskiego. Pozwał on J.Kaczyńskiego o naruszenie swych dóbr osobistych, czując się osobiście dotknięty taką wypowiedzią prezesa PiS w radiowych wywiadach z maja 2003 r. Sąd nakazał też wtedy Kaczyńskiemu oświadczyć, że to określenie "nie jest prawdziwe" i wpłacić 10 tys. zł. na Polski Czerwony Krzyż.
Stwierdzenie Jarosława Kaczyńskiego, że SLD jest organizacją przestępczą wskazywało pośrednio na to, że jestem przestępcą - ja i tysiące innych uczciwych, porządnych ludzi, bo tacy w tej organizacji są - mówił po wyroku działacz Sojuszu.
Adwokat Kaczyńskiego wniósł w tej sprawie kasację do Sądu Najwyższego, żądając uchylenia wyroku Sądu Apelacyjnego.
Aby nie przegrać procesu o naruszenie dóbr osobistych, pozwany musi udowodnić prawdziwość swych słów lub przynajmniej dowieść, że działał w interesie publicznym.
Do wypowiedzi J. Kaczyńskiego doszło, gdy SLD mówiło o powołaniu komisji śledczej w sprawie FOZZ i "Telegrafu" - po tym, jak w procesie w sprawie FOZZ Anatol Lawina, b. dyrektor NIK zeznał, że do PC - wtedy partii braci Kaczyńskich - oraz innych ówczesnych partii - poza PSL - trafiały pieniądze Funduszu.
Wiadomo o co chodziło, o paradę przestępców, kłamców, którzy by osłaniali aferę Rywina, bo z całą pewnością w tle jest afera Rywina. Jeżeli oni mogą posługiwać się wiedzą nieoficjalną, to my też- powiedział wtedy Kaczyński. Panowie z SLD zaczęli pewną wojnę, my tę wojnę przyjmujemy- mówił lider PiS, powtarzając, że "zgromadził wystarczającą liczbę informacji dającą podstawę do stwierdzenia, że SLD jest organizacją przestępczą".
W lipcu 2003 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa przeciw J. Kaczyńskiemu za jego słowa - jak chciał tego sekretarz generalny Sojuszu Marek Dyduch. Prokuratura uznała, że SLD ma możliwości samodzielnego wystąpienia z oskarżeniem prywatnym do sądu, a "interes publiczny" nie wymaga przyłączenia się prokuratury.
Dyduch domagał się, by prokuratura ustaliła, że SLD nie jest organizacją przestępczą, ale prokuratura replikowała, że śledztw nie prowadzi się po to, by wykluczyć możliwość popełnienia przestępstwa, lecz po to, "by ustalić, czy nie zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa".
Jarosław Kaczyński wzywał wtedy SLD do wytaczania mu procesów i oświadczył, że nie będzie się zasłaniał immunitetem poselskim. Nie czuję się szefem organizacji przestępczej i nie złożę doniesienia przeciwko panu Kaczyńskiemu - komentował ówczesny premier Leszek Miller.