21 stycznia wyrok SN w sprawie tzw. śląskiego gangu paliwowego
21 stycznia Sąd Najwyższy ogłosi orzeczenie w sprawie kasacji obrońców sześciorga skazanych za m.in. pranie pieniędzy w sprawie tzw. śląskiego gangu paliwowego. Skazani, wśród nich Krzysztof Rutkowski, chcą uchylenia wyroków i zwrotu "wypranych" 2,3 mln zł.
15.01.2015 | aktual.: 16.01.2015 14:59
W czwartek sędziowie SN wysłuchali przemówień obrońców i prokuratora Prokuratury Generalnej dotyczących tej jednej z największych w kraju spraw pod względem wysokości szkody wyrządzonej Skarbowi Państwa. Licząca 20 osób grupa w mediach została nazwana "śląskim gangiem paliwowym" dokonującym prania brudnych pieniędzy przez tzw. firmy-słupy. Według oskarżenia grupą kierował Henryk Musialski (zgadza się na podawanie swych danych), współpracowała z nim grupa prawników i pracowników kontroli skarbowej. Oskarżony był też Krzysztof Rutkowski (niegdyś milicjant, potem prywatny detektyw i poseł Samoobrony).
W 2012 r. w I instancji katowicki sąd okręgowy skazał wszystkich 20 oskarżonych na kary więzienia, część z nich w zawieszeniu. Musialski został w I instancji skazany na 6,5 roku więzienia i 240 tys. zł grzywny, zasądzono też ściągnięcie od niego na rzecz Skarbu Państwa korzyści z przestępstwa w kwocie 495 mln zł. Sąd uznał go winnym m.in. kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, wyłudzeń, prania brudnych pieniędzy i korumpowania pracowników Urzędu Kontroli Skarbowej.
Odwoływało się 16 skazanych. Sąd apelacyjny potwierdził większość ustaleń I instancji, nieznacznie złagodził więzienia dla Musialskiego i obniżył grzywnę - do 210 tys. zł., nakładając kary finansowe także na innych podsądnych.
Jednym z najważniejszych dowodów w sprawie były wyjaśnienia Musialskiego, który jeszcze w czasie śledztwa przyznał się do zarzutów. Zaczął współpracować z prokuraturą w czasie trwającego blisko pięć lat aresztowania. Oskarżeni nie przeczyli faktom, kwestionowali tylko świadomość tego, że to, co robili, było nielegalne. Sąd taką ich linię obrony uznał za "naiwną, miejscami niedorzeczną". Oskarżeni to osoby wykształcone, prawnicy - mówił sąd apelacyjny. Jak podał sędzia, jeden z prawników zarabiał oficjalnie 2 tys. zł, ale nieoficjalnie 10 tys., dostał luksusowy samochód służbowy, mieszkanie, Musialski sfinansował mu też przyjęcie weselne.
Katowicki sąd skazał Rutkowskiego za pranie brudnych pieniędzy Musialskiego, a wątek udziału w grupie przestępczej umorzył z powodu przedawnienia. W I instancji Rutkowski usłyszał wyrok 2,5 roku więzienia, a apelacja zmniejszyła mu go o rok. Z powodu spędzenia w areszcie 10 miesięcy Rutkowski nie wrócił za kraty. Dodatkowo jednak sąd orzekł przepadek 2,3 mln zł firmy Rutkowskiego, jako kwoty pochodzącej z przestępstwa.
Spośród 16 podsądnych, którzy składali apelacje, skargi kasacyjne do Sądu Najwyższego złożyło 6 skazanych. Nie było wśród nich Musialskiego, był zaś m.in. Rutkowski, b. partnerka Musialskiego i prawnik z jego firmy, a także Mariola B. z urzędu kontroli skarbowej. Ich obrońcy w kasacjach domagają się uchylenia wyroków skazujących i zwrotu sprawy do katowickiego sądu, lub wręcz uniewinnienia.
Obrona Rutkowskiego uznaje, że wyrok sądu II instancji rażąco narusza prawo, bo skazano go za udział w praniu brudnych pieniędzy mimo, że oskarżenie nie udowodniło zamiaru ukrycia środków, jakimi firma Rutkowskiego obracała z Musialskim. "Biuro Rutkowskiego wystawiało faktury, więc jak można ukryć źródło pochodzenia środków? Sąd nawet nie próbował ustalić, czy środki przelewane na rachunek biura Rutkowskiego pochodziły z przestępstwa Henryka Musialskiego. Pieniądze mają legalną podstawę, są należne z tytułu umowy" - mówił w SN obrońca.
Prokurator PG Krzysztof Parchimowicz był za oddaleniem wszystkich kasacji jako oczywiście bezzasadnych. "Zakres porozumienia Musialskiego z Rutkowskim znacznie odbiegał od treści zawartych przez nich umów-zleceń i tylko fragment ich współpracy był akceptowalny na gruncie przepisów prawa. Umowa była tylko próbą stworzenia prawnego kontekstu dla przepływu środków, więc tym bardziej należało orzec przepadek tych środków i sądy niższych instancji słusznie stwierdziły, że przepadek 2,3 mln. zł powinien dotyczyć całej sumy, a nie tylko zysku" - argumentował.
SN postanowił odroczyć wyrok na 21 stycznia.