20 ofiar krwotocznej gorączki krymsko-kongijskiej
Turcja walczy z największym jak dotąd wybuchem krwotocznej gorączki krymsko-kongijskiej (CCHF), która w tym roku zabiła już w tym kraju co najmniej 20 osób. Eksperci ostrzegają, że w najbliższych miesiącach można spodziewać się większej liczby zachorowań. Do tej pory zarejestrowano 242 przypadki.
Krwotoczna gorączka krymsko-kongijska jest przede wszystkim wirusową chorobą zwierzęcą, roznoszoną przez kleszcze, ale zdarzają się również przypadki zachorowań wśród ludzi. Pierwszy jej przypadek u ludzi opisano na Krymie w 1944 roku i podobne przypadki w 1956 roku w Kongo. Stąd nazwa tej choroby - gorączka krymsko-kongijsko - podobnej w skutkach do wywoływanej przez wirusa Eboli.
U ludzi CCHF wywoływana jest przez ukąszenia gatunku kleszczy, roznoszącego wirusa. Może też przenosić się też przez płyny ustrojowe i drogą kropelkową. Śmiertelność jest wysoka: około 30% chorych umiera w drugim tygodniu choroby. U pacjentów, którzy zdrowieją, poprawa zaczyna się dziewiątego, dziesiątego dnia od zachorowania.
CCHF powoduje ostry spadek liczby płytek krwi (trombocytów), odgrywających bardzo ważną rolę w procesie jej krzepnięcia. Bez podania leków antywirusowych i krwi chory może wykrwawić się na śmierć.
Niestety będziemy świadkami przypadków CCHF aż do września, kiedy chłodna pogoda spowolni szerzenie się wirusa - powiedział profesor Onder Ergonul z Uniwersytetu Marmara, należący do rządowego zespołu powołanego do walki z wybuchem tej choroby w Turcji.
Większość zachorowań zdarzyła się w sześciu prowincjach nad Morzem Czarnym i środkowej Anatolii: Tokat, Sivas, Gumuszane, Amasya, Yozagat i Corum.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) oczekuje dalszych informacji od tureckiego rządu. Władze w Ankarze twierdzą, że przypadków CCHF nie było w turystycznych rejonach nad Morzem Śródziemnym.
Do 4 sierpnia zarejestrowano 242 przypadki. 20 osób już zmarło. Według władz jest to największy wybuch tej choroby od czasu jej zidentyfikowania na Krymie.
Doktora Ergonula stwierdził, że ponad 90% przypadków zachorowań wystąpiło u ludzi, którzy mieli bezpośredni kontakt z bydłem.
W zeszłym tygodniu zmarła pielęgniarka, która opiekowała się chorymi na CCHF. Zaraziła się po przypadkowym skaleczeniu igłą. Do tej pory zarażonych zostało czterech pracowników służby zdrowia, chociaż o szerzeniu się wirusa w szpitalach nie ma doniesień.