20 lat po śmierci Przemyka
20 lat temu 19-letni maturzysta Grzegorz
Przemyk został śmiertelnie pobity przez milicję w Warszawie. Ta
jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL lat 80. wciąż
nie jest do końca rozliczona. Dziś własne śledztwo prowadzi IPN.
11.05.2003 10:52
14 maja w macierzystym liceum Przemyka - im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego - zostanie odsłonięta tablica ku pamięci chłopca, który był początkującym poetą. Wieczorem tego dnia zostanie odprawiona msza w jego intencji.
Przemyka - syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, pobitej kilka dni wcześniej przez "tajniaków" podczas słynnego najścia milicji na klasztor św. Marcina - zatrzymano 12 maja 1983 r., gdy na Placu Zamkowym wraz z kolegami świętował maturę. Został pobity w pobliskim komisariacie MO przy ul. Jezuickiej. Otrzymał najpierw ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach, a następnie kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej.
Pogrzeb chłopca na Powązkach zgromadził tłumy i stał się wielką manifestacją przeciw władzy. Przez kraj przetoczyła się fala oburzenia na brutalność milicji.
Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W ocalonych w 1989 r. aktach sprawy Przemyka zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". O tej tezie, jako jedynie słusznej, mówiła oficjalna propaganda, która prowadziła też kampanię zniesławiania matki Przemyka i jego otoczenia.