13 zabitych w atakach w Iraku
Trzynastu Irakijczyków, w tym
ośmiu policjantów zginęło, a 42 zostało rannych w
nowych atakach rebeliantów, którzy próbują storpedować starania
rządzącej koalicji szyicko-kurdyjskiej o osiągnięcie kompromisu
politycznego z arabskimi sunnitami i wywołać wojnę domową.
16.06.2005 | aktual.: 16.06.2005 19:22
Dzień wcześniej zginęło aż 58 osób, w tym sześciu żołnierzy USA. Rebeliantów spotkało jednak niepowodzenie: przywódcy arabskich sunnitów porozumieli się z komisją konstytucyjną w sprawie liczby miejsc dla swych przedstawicieli w tym gremium.
Zgodziliśmy się położyć kres kontrowersji, aby nikt nie mógł mówić, że sunnici opóźniają napisanie konstytucji - powiedział Adnan al-Dulejmi, szef Zgromadzenia Sunnickiego, luźnej koalicji ugrupowań tej społeczności.
Arabscy sunnici, stanowiący 15-20% ludności Iraku, domagali się dla siebie początkowo niemal tylu miejsc w komisji konstytucyjnej, ile ma trzykrotnie liczebniejsza społeczność szyicka. Ostatecznie zgodzili się, że w gremium, które zredaguje konstytucję, będą mieli 17 pełnoprawnych przedstawicieli i 10 z głosem doradczym. Koalicja szyicka ma 28 przedstawicieli, a Kurdowie 15.
Porozumienie przełamało kilkutygodniowy impas, który groził wydłużeniem co najmniej o pół roku irackich przeobrażeń politycznych, wchodzących obecnie w decydującą fazę. Do połowy sierpnia parlament ma przygotować konstytucję, w październiku Irakijczycy powinni zatwierdzić ją w referendum, a na grudzień przewidziane są wybory powszechne, które wyłonią już stały parlament i stały rząd.
Porozumienie ucieszy Stany Zjednoczone i Unię Europejską, które nawoływały szyickich i kurdyjskich przywódców Iraku, by zapewnili arabskim sunnitom większy udział w życiu politycznym.
Za rządów Saddama Husajna arabscy sunnici zajmowali najwyższe stanowiska we władzach, wojsku i służbach specjalnych, ale po upadku dyktatora musieli ustąpić miejsca szyickiej większości, w dotychczasowych dziejach Iraku zawsze dyskryminowanej. Wielu z nich nie może przeboleć tej zmiany, a część wspiera partyzantkę antyrządową.
Rebelianci nie ustają w atakach i od 28 kwietnia, kiedy powstał rząd Ibrahima Dżafariego, przywódcy szyickiej partii Dawa, zabili prawie 1100 Irakijczyków, w tym kilkuset cywilów.
Rzecznik sił koalicyjnych, amerykański generał Don Alston, oświadczył, że za tym "niebywałym wzrostem" liczby ofiar cywilnych stoi jordański terrorysta Abu Musab Zarkawi, który od początku zeszłego roku stara się wywołać w Iraku bratobójczą wojnę między szyitami i arabskimi sunnitami.
W najkrwawszym zamachu co najmniej ośmiu policjantów zginęło, a co najmniej 25 zostało rannych, gdy terrorysta kamikadze uderzył swym samochodem-bombą w ciężarówkę policyjną na autostradzie łączącej centrum Bagdadu z lotniskiem międzynarodowym. Autostrada ta jest jedną z najniebezpieczniejszych dróg w Iraku. Pułapki minowe i bomby samochodowe wybuchają tam niemal każdego dnia.
Ambasador iracki przy ONZ Samir as-Sumajdai skrytykował propozycje grupy amerykańskich kongresmanów, by ustalić termin ewakuacji oddziałów USA z Iraku, i ostrzegł, że po ich przedwczesnym wyjściu kraj mógłby rozpaść się i przeobrazić w "światową wylęgarnię terroru".
Byłby to Afganistan pomnożony przez dziesięć - powiedział. -_ Terror [w Iraku] jest dobrze uzbrojony i ma pieniądze. Z takim terrorem nie ma żartów_.
Ambasadora niepokoi fala samobójczych zamachów bombowych, w których ostatnio ginie dziennie 20-30 Irakijczyków. Sumajdai uważa, że za nieustającym dopływem terrorystów-samobójców kryją się ludzie obalonego reżimu Saddama Husajna, którzy finansują werbunek ochotników i wybierają cele.
Działa to niemal jak taśmowa produkcja kamikadze - powiedział Sumajdai.