120 osób odejdzie z warszawskiej PO?
Szefowa warszawskiej PO Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała, że liczy się z odejściem 120 działaczy. Odchodzący członkowie stołecznej PO zarzucają władzom partii brak przejrzystych zasad przy ustalaniu list przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi.
Liczbę 120 działaczy wskazali radny sejmiku mazowieckiego Maciej Białecki i wiceprzewodnicząca rady dzielnicy Bielany Magdalena Zabłocka. Oboje wystąpili już ze struktur partyjnych.
Zawsze ktoś, kto odchodzi, czuje się pokrzywdzony i takie rzeczy opowiada. Liczę się z odejściem 120 osób, ale jak na razie to - z tego co wiem - jest ich około 30 - powiedziała Kidawa-Błońska. Zastrzegła, że nie dysponuje listą osób, które złożyły legitymację.
Według Białeckiego, działacze odchodzą, bo są oburzeni stosowaniem niedemokratycznych metod. Platforma odeszła od idei prawyborów, od idei ruchu obywatelskiego - ocenił.
Przykładem tego - argumentował - jest sposób tworzenia list w zbliżających się wyborach samorządowych. Spotkałem się z taką sytuacją, że kiedy decydowano na radzie regionalnej PO o tym, czy mam się znaleźć na liście Platformy, to pani Hanna Gronkiewicz-Waltz publicznie zagroziła, że osoby, które zagłosują za moją kandydaturą, będą karnie skreślane z listy - mówił Białecki.
Także Zabłocka zarzuca władzom PO brak jasnych zasad układania list wyborczych. Jestem radną dwóch kadencji w dzielnicy Bielany. Byłam rekomendowana przez moje własne koło do kandydowania do rady dzielnicy. Zostałam rekomendowana również przez zarząd powiatu, zarząd regionalny także mnie zaakceptował. Dopiero w ostatniej chwili zostałam skreślona z listy. Nie wiadomo z jakiej przyczyny, bo nikt mi tego nie powiedział - podkreśliła.
Rada regionalna była. Selekcja kandydatów została przeprowadzona demokratycznie. Zawsze prowadzi się jakieś rozmowy, ale były one zgodne z demokratycznymi procedurami. Ten kto przegrywa wybory zazwyczaj jest rozżalony - odpowiada na te zarzuty Kidawa-Błońska.
Kroplą, która przelała czarę goryczy i zdecydowała o wystąpieniu grupy działaczy z partii - jak mówił Białecki - była decyzja władz szczecińskiej Platformy, by ukarać finansowo kandydatów w wyborach samorządowych, którzy 7 października nie pojechali do Warszawy na "Błękitny Marsz" i nie mogą usprawiedliwić swojej nieobecności.