11 policjantów przebywa w szpitalu, trzech jest w stanie ciężkim
11 policjantów biorących udział w zabezpieczaniu czwartkowej demonstracji górników nadal pozostaje w szpitalu. Trzech spośród nich nadal jest w stanie ciężkim - poinformowała Komenda Stołeczna Policji. Według policji w sumie w demonstracji odniosło obrażenia 62 policjantów.
"Spośród trzech policjantów z najpoważniejszymi obrażeniami, dwaj mają poparzenia trzeciego stopnia, jeden trafił do szpitala z ranami, kłutą i szarpaną, nogi. Na szczęście lekarze zapewniają, że nie będzie konieczna amputacja" - powiedziała Elżbieta Daniewska z zespołu prasowego KSP.
Stan pozostałych funkcjonariuszy jest dobry. W większości trafili do szpitala z ranami powierzchownymi i poparzeniami. Część policjantów trafiła do szpitala przy ul. Wołoskiej.
Rannych zostało także kilkunastu górników, m.in. w wyniku rzucanych petard. Według przewodniczącego "Solidarności" w kompanii Węglowej Dominika Kolorza w piątek w szpitalu pozostawał jeden z protestujących górników. Reszta hospitalizowanych wróciła do domu.
W czwartek górnicy przeszli ulicami Warszawy protestując przeciw decyzji Kompanii Węglowej o likwidacji czterech kopalń. Według policji, demonstrantów było około 7 tysięcy. Oni sami podawali, że 10 tysięcy. Protest miał przebiegać spokojnie, ale - jak ujęła to potem policja, a sami organizatorzy przyznali - sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Demonstranci zaatakowali najpierw gmach SLD na Rozbrat, potem wśród huku rzucanych petard przeszli pod budynek Ministerstwa Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej przy Placu Trzech Krzyży. Fronty budynków zdemolowano.
Przed MGPiPS, a później - kancelarią premiera - grupy protestujących zniszczyły barierki i starły się z policją. Policjantów obrzucili płonącymi kaloszami wypełnionymi koktajlami Mołotowa, metalowymi i drewnianymi prętami oraz kamieniami. Funkcjonariusze użyli gazów łzawiących, armatek wodnych i oddali salwy ostrzegawcze z broni gładkolufowej.