100 dni wojny w Ukrainie. "Putin strzelił sobie w stopę, tego się nikt nie spodziewał"
3 czerwca przypada 100. dzień od kiedy rosyjskie wojska zaatakowały terytorium Ukrainy. Według wielu analityków konflikt miał się zakończyć klęską Kijowa w ciągu kilku dni, ale tak się nie stało. Rosyjska armia ponosi dotkliwe straty, a Ukraińcy nadal dzielnie się bronią. O prognozach, które się nie sprawdziły, mitach o rosyjskiej armii, które upadły i scenariuszach na przyszłość Wirtualna Polska rozmawiała z gen. Stanisławem Koziejem, byłym szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego i gen. Leonem Komornickim, byłym zastępcą szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
Mit nr 1. Rosja miała nie zaatakować Ukrainy, a jedynie "straszyła" Zachód i tylko przeprowadzić interwencję w Donbasie.
Gen. Stanisław Koziej: Wielkoskalowy atak na Ukrainę był zaskoczeniem. Świat był zdumiony, że Rosja zaatakowała na wszystkich frontach. Większość analityków spodziewała się bowiem ograniczonej agresji, mówiono o Donbasie bądź wojnie hybrydowej w całej Ukrainie.
Co do rozpoczęcia samej agresji, to zachodnie wywiady – wypuszczając przecieki - dość zręcznie komplikowały Putinowi wdrożenie decyzji. Sprawdziła się presja Chin na Rosji, by nie rozpoczynał konfliktu podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. To się na Putinie zemściło, bowiem wojska rosyjskie pojawiły się w Ukrainie w czasie kiepskich warunków pogodowych.
Putin strzelił sobie sam w stopę. Gdyby zaczął zimą, byłoby mu łatwiej. Od początku widoczny był tez polityczny nacisk na dowódców armii rosyjskiej. Skutek? Rosjanom od początku szło bardzo kiepsko.
Gen. Leon Komornicki: Zachód zbagatelizował sygnały z Rosji i zlekceważył Putina. Przed wybuchem konfliktu mieliśmy do czynienia z fałszywą dezinformacją, która była zawarta w doktrynie wojennej Gierasimowa. Mówiła ona o tym, że Rosja nie będzie prowadzić wojny na dużą skalę, a siły zbrojne zostaną użyte w ostateczności do realizacji politycznych celów. Miały one się pojawić, kiedy naród ukraiński miał być już wystarczająco podzielony czy osłabiony. Także pod względem politycznym i gospodarczym. Rosja cały czas prowadziła destrukcyjne działania poprzez wojnę hybrydową, ataki w cyberprzestrzeni, wpływała na politykę Zachodu. Od początku politycznym celem Putina była odbudowa Imperium Związku Radzieckiego i rosyjskiej armii. Na Zachodzie panowało przekonanie, że Rosja nie zaatakuje. No to zaatakowała...
To wszystko działo się bezkarnie. Dodatkowo do tego doszła gra Moskwy surowcami energetycznymi, przez co do tej pory sankcje w tym obszarze są nieskuteczne. Zbagatelizowano również samego Putina, którego politycznym celem od początku objęcia władzy była odbudowa Imperium Związku Radzieckiego. Podporządkował temu odbudowę rosyjskiej armii, budując potencjał ofensywny, z możliwością przystąpienia wojny na dużą skalę, do wojny kinetycznej. A nie tylko informacyjnej. Błędnie myślano na Zachodzie, że Rosja nie zaatakuje. "Jak to? W XXI wieku?" – mówiono. W tym czasie Putin na dezinformacji, rozbudowywał potencjał militarny.
Mit nr 2. Zdecydowana przewaga rosyjskiej armii na początku wojny. Po drugiej stronie "słaba, gorzej wyszkolona armia ukraińska".
Gen. Stanisław Koziej: Różnica między armią rosyjską a armia ukraińską była widoczna już na poziomie doktryny wojskowej. Rosjanie rozpoczęli wojnę jako operację interwencyjną tak jak w Syrii czy w Ukrainie w 2014 r. Prowadzili karną ekspedycję o niskiej intensywności. Putin był przekonany, że rosyjskie wojska wkraczając na Ukrainę, wkraczają do "upadłego państwa", które uda się zająć w kilka, kilkanaście dni. Nic bardziej mylnego.
Ukraińcy odrobili dobrze lekcję z 2014 roku i bazowali na doktrynie walki z regularną armią. Rosja zakładała, że takie wojska są tam niepotrzebne, tylko tzw. interwencyjne. Putin nie przygotował oddziałów do regularnych bitew z armią przeciwnika.
Armia rosyjska była postrzegana jako bardzo silna, supermocna i nowoczesna itd. Dlaczego? Bo oceniano ją na podstawie "awangardowej części", która uczestniczyła w operacjach w Syrii czy Libii. Wraz z ich udziałem pojawiały się informacje o nowoczesnym sprzęcie i uzbrojeniu. Tymczasem w Ukrainie zobaczyliśmy armię w całej swojej masie. I wyszły jej wszystkie braki.
Gen. Leon Komornicki: Dlaczego przewidywano, że wojna potrwa 2-3 dni? Dlatego, że pominięto we wszystkich kalkulacjach, to co jest najistotniejsze w stosunku sił po obu stronach. A czego nie ma agresor. A nie ma walczącego narodu… W Ukrainie wszyscy się zjednoczyli i stanęli do walki. Wojskowi, także ci w Rosji, pominęli narodowy potencjał. Nie spodziewali się też, że ukraińska gospodarka będzie tak długo funkcjonować. Mimo strat wojennych funkcjonuje znacznie skromniej, ale jednak.
To, czego również wojskowi nie przeliczają, a jest bardzo ważne w wojnie w Ukrainie, to teren, na którym toczą się walki. Jego operacyjne przygotowanie i wykorzystanie. Jeśli jest dobrze skonfigurowany i wyposażony w fortyfikacje, mosty, węzły komunikacyjne, to potrafi obniżyć potencjał ofensywny siedmiokrotnie. Mówienie jedynie o przewadze ilościowej wojsk rosyjskich, to mit, który upadł.
Mit nr 3. Szybkie zajęcie przez Rosjan stolicy Ukrainy. Obsadzenie marionetkowym rządem władz w Kijowie.
Gen. Stanisław Koziej: Klęska kijowska odegrała w wojnie bardzo ważną rolę. Operacyjną i moralną. Atak na stolicę Ukrainy z Białorusi zapowiadał się na dobry ruch wojsk rosyjskich. Ale wprowadzono tam wojska Wschodniego Okręgu Wojskowego, z Dalekiego Wschodu, które są najsłabsze w armii rosyjskiej. Niezbyt przygotowane, wyszkolone i uzbrojone. Nie poradziły sobie kompletnie ze szturmem na Kijów. Dodatkowo "zawalano" tam operację powietrznodesantową. Porażka pod stolicą Ukrainy spowodowała, że Putin 9 maja na Dzień Zwycięstwa w Moskwie wyglądał bardzo marnie. Nie miał nic do powiedzenia i nie miał czego zaprezentować. To był dla Rosjan, którzy byli przyzwyczajeni do wystawnych parad, szok i duży wstrząs. Także sygnał, że coś z ich krajem, podczas "operacji specjalnej", dzieje się niedobrego.
Gen. Leon Komornicki: Rosyjscy żołnierze z Dalekiego Wschodu wkraczający na Kijów byli przekonani, że jadą na ćwiczenia, nie na wojnę. Wkroczyli bez przygotowania artyleryjskiego i ponosili ogromne straty. Dzięki temu ukraińska armia zatrzymała Rosjan na głębokości operacyjno-taktycznej. Tempo natarcia rosyjskiej armii wynosiło tam ok. 2-3 km na dobę, gdzie ich normy przewidują ok. 50 km.
Po tym, jak wycofali się spod Kijowa i skrócili linię frontu o ponad 1000 km, Ukraińcy powinni przejść do ofensywy. Rosjanie atakowali stolicę Ukrainy "armią kadrową", która poniosła dotkliwe straty. Nie udała im się też operacja desantowa na lotnisku w Hostomelu i wymiana władz w Kijowie na marionetkowy rząd. 27 lutego, czyli 3 dni po rozpoczęciu agresji, Rosja była przekonana, że przejmie stolicę Ukrainy. Datę wybrano nieprzypadkowo. 27 lutego jest Dniem Operacji Specjalnej po opanowaniu Krymu w 2014 roku. To się nie powiodło.
Mit nr 4. Zachód zostawi Ukrainę. Nie będzie dostarczał na front broni ukraińskiej armii
Gen. Stanisław Koziej: Bez dostaw broni z Zachodu ukraińska armia byłaby już rozbita. To nie ulega wątpliwości. Pomoc w zakresie nowoczesnych systemów broni przeciwpancernej, przeciwlotniczej, zwłaszcza dronów – jest bezcenna. Im dłużej trwa wojna i im dłużej trwają dostawy nowoczesnego uzbrojenia, Ukraina wyrównuje przewagę, którą rosyjska armia posiada dzięki większej liczbie żołnierzy. Rosjanie walczą coraz starszym sprzętem, a Ukraińcy odwrotnie. Dlatego Putin główkuje, jak tu jak najszybciej zakończyć swoją "operację specjalną" i skupia się na ostrzeliwaniu szlaków komunikacyjnych, którymi jest dostarczana broń z Zachodu. Tak jak to miało miejsce w środę w okolicach Lwowa. To nic innego jak próba zatrzymania zachodniej pomocy.
Dzięki wsparciu satelitarnego rozpoznania, wiadomości wywiadowczych, nasłuchu – głównie ze strony amerykańskiej, z których korzystają również wszystkie armie NATO, ukraińska armia zdobyła przewagę informacyjną. Ukraińcy widzieli jak na dłoni ruchy rosyjskich wojsk. Przewaga w świadomości sytuacyjnej pozwalała precyzyjnie zwalczać rosyjskie oddziały na całym froncie. Dodatkowo dzięki informacjom wywiadowczym zadawano też straty wśród rosyjskiej kadry dowódczej.
Gen. Leon Komornicki: Pomoc z Zachodu jest bardzo ważna, ale niestety przybyła z opóźnieniem. Jeśli Ukraina podjęła walkę i w pierwszych dniach pokazała ducha walki, trzeba było mieć gotowy wariant z dostawami broni. To się nie stało. Trzeba było wysyłać od razu nowoczesną broń. Nie pozwoliłoby to na wycofanie się Rosjan z Ukrainy, po przegranej pod Kijowem i na odtworzenie ich zdolności bojowej. Ukraińcy przeszliby do ofensywy i nie byłoby bitwy o Donbas, bo Rosjanie wyczerpali wówczas swoje odwody i nie mieli czym walczyć.
Mit 5. Putina zadowoli "wyzwolenie" Donbasu i przejęcie całkowitej kontroli nad republikami ługańską i doniecką. Szybki koniec wojny
Gen. Stanisław Koziej: Ogłoszenie przez Putina pierwszego, politycznego celu, czyli "wyzwolenia republiki Ługańskiej", to kwestia kilku najbliższych dni. Następnym będzie przejęcie kontroli nad republiką doniecką. Wojna będzie trwała jeszcze bardzo długo, nie sądzę, żeby Rosji udało się rozbić całkowicie ukraińską armię w Donbasie.
Ale to nie Donbas jest najważniejszym celem strategicznym Rosji. W mojej ocenie jest to utrwalenie i utrzymanie okupacji południa Ukrainy, czyli korytarza lądowego na Krym. To główny, strategiczny punkt Rosji na południu. Dla Rosji ważniejsza jest swoboda dostępu i łączność lądowa z Krymem niż zdobycie reszty Donbasu. Nie zdziwiłbym się, gdyby Rosjanie przerzucili tam swoje wojska, gdyby ukraińska kontrofensywa zaczęła tam mocniej się rozwijać.
Rosja wówczas będzie zmierzała do "zamrożenia" wojny, z kolei Ukraina nie przystanie na warunki Putina. Trudno powiedzieć, w którym momencie, pojawi się taka chwila, że obie strony będą już tak wyczerpane i zgodzą się na rozejm. Ani Putin nie będzie chciał pokazać, że nie osiągnął swoich planów. Ani ukraińskie władze nie będą gotowe, żeby zaakceptować okupację terytoriów przez Rosję. Dlatego ta wojna może potrwać bardzo długo, może to być wojna na wyczerpanie. "Pełzający konflikt" z różnymi cyklami wznowień i zatrzymań.
Gen. Leon Komornicki: Rosja wyciągnęła wnioski z pierwszego etapu wojny, zmniejszyła front i skupiła się na realizacji politycznego celu – odcięcia Donbasu od zasobów i rozszerzenia republik Ługańskiej i donieckiej w granicach obwodów administracyjnych, a także odcięcia Ukrainy od Morza Czarnego. Rosjanie "łamią" w Donbasie Ukraińców, ale dzięki dobrze zorganizowanej obronie ich postęp nie jest szalony, tj. 1-2 km na dobę. Jeśli dzięki Zachodowi otrzymają broń, która zatrzyma artyleryjską nawałę, będą mogli przejść do kontrofensywy i próby wyzwolenia zajętych terenów. Putin zapewne będzie też chciał na wzór republik Ługańskiej i donieckiej ustanowić republikę chersońską. I czekać na dalszy rozwój wypadków, kolejny etap wojny. To może ciągnąć się latami. Dlatego, aż się prosi, żeby Zachód tu i teraz wsparł Ukrainę bronią, którą służy do przeprowadzania kontrofensywy.
Rozmawiał Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski