10. rocznica ataku terrorystów na szkołę w Biesłanie
W 10 lat po ataku terrorystów na szkołę w Biesłanie w Osetii Północnej - republice będącej częścią Federacji Rosyjskiej - wciąż nie wyjaśniono wszystkich jego okoliczności, w tym tego, kto kierował chaotyczną akcją uwalniania zakładników.
03.09.2014 | aktual.: 03.09.2014 07:41
Zobacz także: To był najokrutniejszy zamach w Europie
1 września 2004 roku czeczeńscy rebelianci, domagający się wycofania rosyjskich wojsk federalnych z Czeczenii, zajęli szkołę w Biesłanie, biorąc ponad 1100 zakładników, głównie dzieci, które uczestniczyły w uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego. 3 września rosyjskie siły specjalne zajęły budynek szturmem. Zginęły 334 osoby, w tym 186 dzieci. Rannych zostało 810 osób.
Do zorganizowania ataku przyznał się Szamil Basajew, radykalny czeczeński dowódca polowy, który w Rosji był uważany za terrorystę nr 1. Basajew zginął w 2006 roku w wyniku eksplozji ciężarówki z materiałami wybuchowymi na terytorium Inguszetii, republiki sąsiadującej z Czeczenią. Służby specjalne Rosji utrzymują, że to one go zabiły.
Dziesięć lat po tragedii mieszkańcy Biesłanu konstatują z żalem, że nie została ona wyjaśniona i nadal nie są zbadane wszystkie okoliczności dramatu, w tym przebieg interwencji sił bezpieczeństwa. Swoje nadzieje na poznanie całej prawdy wiążą już tylko z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.
Przywódczyni Głosu Biesłanu, organizacji pozarządowej zrzeszającej rodziny poszkodowanych w biesłańskim dramacie, Ełła Kiesajewa zauważyła w jednym z wywiadów, że w ciągu tych lat, jakie upłynęły od tragedii, wszyscy, którzy ją przeżyli, stali się ludźmi wierzącymi. - Jedni wierzą w Allaha, inni w Chrystusa, a wszyscy - w Europejski Trybunał Praw Człowieka - powiedziała.
Dochodzenie w sprawie tragedii w Biesłanie wciąż trwa. Jak dotąd do odpowiedzialności karnej pociągnięto tylko jedną osobę - Nurpaszę Kułajewa, jedynego schwytanego uczestnika ataku; został skazany na dożywocie. Spośród przedstawicieli władz, zarówno republikańskich, jak i federalnych, nikt nie został ukarany za śmierć zakładników.
Komisja parlamentarna, która ponad dwa lata wyjaśniała okoliczności ataku, w grudniu 2006 roku oczyściła resorty siłowe z odpowiedzialności za tragiczne skutki akcji uwalniania zakładników. Według komisji to terroryści, a nie szturmujący szkołę, spowodowali eksplozję w budynku, która pochłonęła dziesiątki ofiar.
Zdaniem Matek Biesłanu, innej organizacji zrzeszającej rodziny poszkodowanych, do tragedii doprowadziły przede wszystkim zaniedbania ze strony władz. Wśród winnych rodziny ofiar wymieniają również ówczesnego i obecnego prezydenta Rosji Władimira Putina.
- Prawdziwa przyczyna śmierci dzieci do dzisiaj nie została wyjaśniona. Śledczy nawet nie próbują znaleźć odpowiedzi na niektóre pytania, na przykład to, czy uzasadnione było użycie sprzętu wojskowego. Cała nadzieja tylko w Strasburgu - mówi Kiesajewa.
Obie organizacje oceniają, iż władze nie troszczą się wystarczająco o poszkodowanych w tym dramacie. Do dzisiaj parlament nie uchwalił obiecanej ustawy o statusie ofiar aktów terrorystycznych, która gwarantowałaby im nie tylko jednorazowe odszkodowanie, ale również dożywotnią pomoc. Poszkodowani potrzebują stałej opieki lekarskiej i psychologicznej. Teraz za leczenie muszą płacić z własnej kieszeni.
Najbardziej zdeterminowani bliscy ofiar, zrzeszeni w Głosie Biesłanu, w lipcu 2007 roku złożyli skargę na Rosję w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Później do Strasburga wpłynęło jeszcze sześć zbiorowych skarg w tej sprawie. Trybunał połączył je w jedno postępowanie. Termin rozprawy nie jest jeszcze znany. Skarżący liczyli na to, że odbędzie się ona na przełomie 2013 i 2014 roku.
Czy władze podjęły wystarczające kroki, aby zapobiec aktowi terroru? Kto osobiście ponosił odpowiedzialność za bezpieczeństwo? Czy użycie przez władze siły było uzasadnione? Czy dochodzenie, które nie dopatrzyło się uchybień ze strony wojska i służb specjalnych, było rzetelne? - to tylko niektóre z pytań, jakie Trybunał zadał rządowi Rosji.
We wrześniu 2010 roku, w szóstą rocznicę dramatu, rodzice biesłańskich dzieci wystosowali list otwarty do ówczesnego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, w którym zaapelowali, by pamiętał o "ranach Biesłanu". Zarzucili mu, że podobnie jak poprzednie władze, także i on ignoruje ich wezwania do przeprowadzenia obiektywnego śledztwa oraz przyjęcia ustawy o statusie ofiar aktów terroru.
W czerwcu 2011 roku Miedwiediew przyjął przedstawicielki Matek Biesłanu. Obiecał im, że materiały śledztwa w sprawie ataku na szkołę zostaną rozpatrzone jeszcze raz. Przyznał również, że z tragedii tej nie wyciągnięto wniosków - ani administracyjnych, ani prawnych. Jednak do dzisiaj nic w tej kwestii się nie zmieniło.
Kiesajewa uważa nawet, że stosunek władz do rodzin ofiar biesłańskiej tragedii pogarsza się z roku na rok. - Po spotkaniu z Miedwiediewem przedstawione przez nas problemy pozostały naszymi problemami - oświadczyła.
Przywódczyni Głosu Biesłanu podkreśliła też, że "zarówno w 2004 roku, jak i dzisiaj państwo nie gwarantuje prawa do życia i nie ponosi żadnej odpowiedzialności za jego naruszenie". - Władze zachowują się jak dobrodziej, który rozdał rekompensaty i postał w cerkwi ze świeczką. Ale państwo nie jest dobrodziejem, lecz strukturą, której działania doprowadziły do tej tragedii - oznajmiła.
Niezależna "Nowaja Gazieta" obliczyła, że rodziny ofiar Biesłanu szukały sprawiedliwości w 127 rosyjskich instancjach sądowych, w tym w Sądzie Najwyższym i Sądzie Konstytucyjnym. Nie znalazły. Pozostał im już tylko Trybunał w Strasburgu.