1 września. Steinmeier i Duda stanęli na wysokości zadania. Mike Pence niekoniecznie
Podczas uroczystości upamiętniającej 80. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej tylko jeden przywódca skupił się na głównym winowajcy i jego ideologii. I był to prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Prezydent Duda strofował Putina, a Mike Pence powtarzał "greatest hits" z przemówienia Trumpa i skupiał się na nikczemności ateistycznego komunizmu.
II wojna światowa to tragedia, z której da się wyczytać bardzo różne lekcje. W niedzielę w Warszawie widzieliśmy to bardzo dobrze. Każde z trzech przemówień podczas głównych obchodów rocznicy miało i inne wnioski.
Paradoksalnie, jedynym który w swoim przemówieniu skupił się na głównym winowajcy był prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier. Przemawiać jako przedstawiciel państwa, które wyrządziło tyle krzywd nie może być łatwo. Ale niemiecki prezydent wybrnął z tego z godnością i pokorą. Jak w przypadku każdej wizyty niemieckiego przedstawiciela w Polsce, zwrócił się o przebaczenie i - co ważne - zaznaczył, że ta niemiecka zbrodnia nigdy nie może być traktowana tylko jako element dawnej historii.
- Przeszłość nie jest zamknięta. Wręcz przeciwnie, im dalej w przeszłości leży ta wojna, tym ważniejsze jest, by pamiętać. Wojna się kończy, gdy cichnie szczęk oręża. Ale jej skutki są spuścizną dla pokoleń. Ta spuścizna jest bolesna. Ale my, Niemcy, przyjmujemy ją i niesiemy dalej - powiedział Steinmeier. I dodał po polsku: nie zapomnimy.
Steinmeier zwrócił uwagę, że u źródła wojny i ideologii, która ją wyzwoliła stało przekonanie, że Niemcy są lepsze i ważniejsze od innych krajów. W Warszawie wystąpił nie jako prezydent kontynentalnego mocarstwa, ale państwa, które wiele Polsce zawdzięcza i jest wobec niej zobowiązane.
Co ciekawe, jedyny moment, w którym zrezygnował z pokutnego tonu nastąpił wtedy, kiedy kontrastował rolę USA jako przywódcę wolnego świata ze stanem dzisiejszym.
- Ta Ameryka otworzyła światu - szczególnie nam Niemcom - oczy na nieodpartą siłę wolności i demokracji. Tej Ameryce zawsze zależało na zjednoczonej Europie. Ta Ameryka pragnęła prawdziwego partnerstwa i przyjaźni opartych na wzajemnym szacunku. Wiele z tego dzisiaj nie wydaje się już oczywiste - zwrócił się do wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a.
Przeczytaj również: 1 września. Steinmeier w Wieluniu prosi o wybaczenie. Po polsku
Odgrzewany kotlet Pence'a
Odpowiedź Amerykanina była mało przekonująca. Wiceprezydent, który przybył na plac Piłsudskiego jako ostatni, już po rozpoczęciu ceremonii, pokazał, że jest konserwatystą. I to na wielu poziomach. Jego przemówienie było w dużym stopniu wersją "greatest hits" warszawskiego przemówienia Trumpa sprzed dwóch lat. Pence cytował je kilkakrotnie, sławiąc heroizm Polski i niezłomność Polaków.
W odróżnieniu od niemieckiego prezydenta, miejsce głównego złoczyńcy w wizji znanego z religijności Pence'a zajął bezbożny komunizm. Cytował diagnozę Aleksandra Sołżenicyna, o tym, że źródłem europejskiej tragedii był fakt, że "ludzie zapomnieli o Bogu". Pence cytował też Jana Pawła II, przypominał polskie "my chcemy Boga", strofował "socjalistyczną moralność".
- Choć wyzwolenie może zająć dekady, tam gdzie jest duch Pana, jest też wolność - mówił Amerykanin.
Najważniejszą częścią przemówienia amerykańskiego prezydenta było podkreślenie nieprzemijającej stałości NATO. Ale otwarte pozostaje pytanie, na ile wiarygodne są to słowa, jeśli wypowiada je przedstawiciela prezydenta, którego hasło "America First" ma swoją genezę w ruchu amerykańskich izolacjonistów protestujących przeciwko włączeniu się USA w II wojnę światową. I który zamiast przybycia do Warszawy wybrał swoją wygodę (i partyjkę golfa) oraz polityczny interes.
Przeczytaj również: Sikora: “Najlepszy sojusznik PiS wolał pojechać na golfa. Trump skompromitował Dudę”
Duda w obronie zasad
Na wysokości zadania stanął natomiast prezydent Duda, który w swoim przemówieniu skupił się na niewyciągniętych wnioskach z wojny. Duda stanął w obronie porządku światowego opartego na zasadach oraz dopominał się stanowczej reakcji świata na wybryki "rozzuchwalonych agresywnych osobowości", które je łamią. Polski prezydent nie wymienił z nazwiska Władimira Putina, ale nie było wątpliwości, że to do niego nawiązywał.
- Być może nie byłoby napaści na Polskę i nie byłoby II wojny światowej w ogóle, gdyby ówcześni przywódcy byli stanowczy, byli zdecydowani, a nie bali się, że dojdzie do kolejnej wojny, bo skutek był taki, że doszło do jeszcze straszniejszej niż ta poprzednia. To jest wielka lekcja dla nas dzisiaj jako przywódców Europy i świata - powiedział Duda.
W czasach, kiedy odradza się nacjonalizm, a kolejni światowi przywódcy już całkiem otwarcie mówią o przedkładaniu własnego wąsko pojmowanego interesu nad wszystko inne, takie słowa są potrzebne.
Dobrze byłoby, gdyby posłuchali go wszyscy - zarówno goście niedzielnych obchodów, jak i gospodarze.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl