Wildstein: nie pierwszy raz mnie atakują
Czy ja wyglądałem na nieodpornego, kiedy przychodziłem na Woronicza? Moja odporność jest taka sama jak na początku. Te ataki ze wszystkich stron nie robią na mnie specjalnego wrażenia. Nie pierwszy raz w życiu jestem atakowany - mówił Bronisław Wildstein reporterowi Wirtualnej Polski na początku lutego. W nocy z poniedziałku na wtorek Rada Nadzorcza TVP odwołała Wildsteina z funkcji prezesa telewizji.
WP: Uodpornił się pan już na te ciągłe ataki pod swoim adresem? Co kilka tygodni powracają spekulacje, że odwołanie Bronisława Wildsteina z funkcji prezesa TVP to tylko kwestia czasu…
Bronisław Wildstein: Czy ja wyglądałem na nieodpornego, kiedy przychodziłem na Woronicza? Moja odporność jest taka sama jak na początku. Te ataki ze wszystkich stron nie robią na mnie specjalnego wrażenia. Nie pierwszy raz w życiu jestem atakowany.
WP: Czy można normalnie pracować i zmieniać telewizję publiczną pod taką presją?
- Tak, to rzeczywiście utrudnia pracę. Wpływa też źle na dyscyplinę wewnętrzną i relacje z innymi. Przykład? Zatrudnianie nowych osób jest najtrudniejsze w takim momencie. Jeżeli sztucznie jest tworzona sytuacja, w której podobno bez przerwy mam odchodzić to moje możliwości zatrudnienia nowych ludzi są ograniczone, bo oni pytają: „na ile czasu jesteś w stanie mnie zatrudnić”? Nie wszyscy są tacy odporni jak ja. Pojawia się poczucie tymczasowości. To utrudnia pracę zwłaszcza w instytucji, gdzie konkretne działania wymagają jednak sporego czasu, miesięcy, a czasem nawet lat.
WP: Mówi pan o trudnych relacjach z innymi pracownikami. Jak układa się współpraca z wiceprezesem Piotrem Farfałem?
- Mamy różne sfery kompetencji, ale wspólnie pracujemy w zarządzie, który musi się docierać i razem pracować.
WP: A ile razy i jak często dzwonią do pana politycy z interwencją?
- Kilka razy dzwonili, ale dawno temu. To było na samym początku gdy przyszedłem na Woronicza. Ostatnio już przestali. Po prostu dałem im do zrozumienia, że jest to niewłaściwa droga. Sam fakt, że ktoś pełni taką funkcję, nie daje mu możliwości interweniowania w telewizji publicznej, która zgodnie z ustawą jest niezależna. A ja jestem od tego, żeby tej niezależności pilnować.
WP: Pytam o to, ponieważ interesuje mnie, czy telewizja publiczna Bronisława Wildsteina jest apolityczna? Czy zachowuje równowagę pomiędzy różnymi siłami politycznymi?
- Ona nie jest apolityczna, nie powinna być apolityczna i nie będzie apolityczna. Ona powinna być apartyjna, a to jest zupełnie co innego. Czy udaje nam się zachować apartyjność? Biorąc pod uwagę, że dzisiaj atakowani jesteśmy przez wszystkie partie, możemy przyjąć to jako dowód, że udaje nam się zachować apartyjność. WP: Sondaże opinii publicznej nie są korzystne dla telewizji publicznej. Weźmy na przykład sondaż CBOS-u, według którego, co trzeci widz uważa, że jest stronnicza i nieobiektywna, a co czwarty, że jej publicystyka sprzyja rządowi. Czy nie jest to dla TVP ostrzeżenie, że zmiany idą w złym kierunku?
- Popatrzmy na to z drugiej strony, a ile osób uważa telewizję publiczną za obiektywną? Okaże się wtedy, że większość uznaje TVP za obiektywną i bezstronną. Na takie oceny wskazuje ostatnie badanie wspomnianego przez pana CBOS z lutego 2007 roku, które pokazuje, że pozytywne opinie o TVP ma aż 84% respondentów. Od czerwca 2006 roku, czyli od czasu mojej prezesury, wynik ten poprawił się o 2 punkty procentowe. Takie same wyniki jak TVP ma obecnie Polsat. TVN uzyskał tylko 77% ocen pozytywnych. Wchodząc do telewizji publicznej i zmieniając porządek sił, naruszyliśmy pewne istotne układy. To, że przy tych wszystkich atakach są takie wyniki sondaży to naprawdę nie jest źle. Myślę, że widzowie doceniają proponowane przez nas zmiany.
WP: W jednym z wywiadów powiedział pan: „telewizja publiczna powinna starać się zachować równowagę w stosunku do wszystkich sił politycznych, ale to nie znaczy, że ma być wyprana z jakiekolwiek zespołu idei, które należy propagować. Inaczej w ogóle nie byłoby potrzeby istnienia telewizji publicznej.” Jakie to idee?
- Elementarne, jak przyzwoitość i prawda. Ja tutaj nie wymyśliłem nic nowego, to jest trochę tak, jak na przykład z prawem w Anglii. Nie ma kodeksu prawnego, a sędziowie co robią? Odsłaniają prawdę, pokazują ją. Tak samo my. Są wartości, które należy pokazywać. Samo istnienie telewizji publicznej zakłada już istnienie pewnych wartości. Przecież zakładamy, że istnieją pewne rzeczy, które niezależnie od doraźnego wyboru komercyjnego, czyli od wyboru widzów powinniśmy i tak zaprezentować.
WP: Udało się panu już wprowadzić w życie swoją wizję telewizji publicznej?
- Systematycznie do tego zmierzam. Wymaga to jednak więcej czasu. Będzie to telewizja, która rzeczywiście realizuje swoją misję. Co to znaczy? Po pierwsze – telewizja, która informuje o bieżących sprawach. Informuje kompetentnie, zgodnie z przyjętymi standardami, bezstronnie. Daje pełny zestaw wiedzy o rzeczywistości, która otacza widza. Taka telewizja tłumaczy rzeczywistość i potrafi ją pokazać. Po drugie, jest również istotnym elementem debaty publicznej, zabiera głos i pokazuje rozmaite nieprawości życia, które jako medium próbuje eliminować i stara się wskazywać właściwe rozwiązania.
WP: Z czego jest pan najbardziej zadowolony po przyjściu na Woronicza?
- Myślę, że już kilka takich projektów realizujemy. Wystarczy popatrzeć na kanał TVP3, który bardzo się zmienił, chociaż nie jest jeszcze w pełnym tego słowa znaczeniu kanałem informacyjnym jakim ma być docelowo. Mamy nadzieję, że w połowie tego roku będziemy mogli pokazać gotowy produkt. WP: I pojawi się poważny konkurent dla TVN24?
- Konkurencja dla TVN24? Ja mam nadzieję, że to TVN24 będzie w stanie z nami konkurować. A wracając do pytania, proszę zobaczyć jak bardzo zmieniła się telewizja publiczna. Jak zmieniły się programy kulturalne, czy publicystyczne, którym tak wiele się zarzuca. Przygotowujemy kolejne kanały tematyczne takie jak TVP Historia, TVP Rozrywka i TVP Film. Ruszył już kanał TVP Sport. W tej chwili Teatr Telewizji ogląda stosunkowo sporo ludzi. Niektórzy uważali, że to umierający gatunek, a tu okazuje się, że to nie jest tak oczywiste. Faktem jest, że gdy zestawimy dobry film sensacyjny z teatrem to pod względem oglądalności wygra film. Nasz sukces jako telewizji publicznej polega na tym, że jesteśmy w stanie ściągnąć prawie dwa miliony widzów do oglądania teatru w telewizji. To nasze bezsporne osiągnięcie.
WP: Publicystyka w TVP wciąż jest chyba na etapie poszukiwania właściwej formuły. Pojawiają się nowe programy, nowi prowadzący…
- To prawda, wciąż są próby, które nie zawsze wychodzą. Przekonany jestem, że publicystyka zmienia się na plus. W tej chwili przygotowujemy nowy program publicystyczny, który powinien wystartować za niecały miesiąc. Mam spore oczekiwania wobec niego, zobaczymy czy nam się uda. Myślę, że będziemy w stanie wygrać konkurencję, w najbliższym czasie, z programem Tomasz Lisa „Co z tą Polską”. To tyle co mogę teraz powiedzieć. Przygotowanie programu jest działalnością twórczą, a działalność twórcza zakłada daleko idący margines błędu. To jest tak, jak z dziełem sztuki - nie ma na to żadnych recept. Można sobie zakładać różne rzeczy, ale nie zawsze one wychodzą. Dlatego my próbujemy przez cały czas, szukając optymalnej formy dla treści, którą chcemy przekazać.
WP: Zapytam o coś innego, jak przebiega restrukturyzacja telewizji publicznej? Pojawiają się problemy, które hamują ten proces?
- Restrukturyzacja, jak w każdej firmie to proces, który musi potrwać. To nie jest tak, że usiądziemy i będziemy cięli mechanicznie mówiąc: „ponieważ pracuje „x” procent za dużo, tu i tam utniemy kilka etatów”. Są działy, gdzie pracuje za mało osób, ale są też takie, gdzie istnieje pewna ilość martwych dusz, które formalnie są zatrudnione, a realnie nie pracują. Ale to może i dobrze, że nie pracują.
WP: A jaka będzie polityka w TVP wobec osób, które znajdą się w raporcie Macierewicza? Stracą pracę?
- Pan mnie pyta o politykę wobec takich osób, a ja uważam, że są pewne oczywistości. Dziennikarz powinien być zawodem zaufania publicznego. Jeżeli mamy do czynienia z ludźmi, którzy nadużywają tego zaufania to jakie jest uzasadnienie, że powinni dalej pełnić tą funkcję? Przecież widzowie nie będą im wierzyli, czy też nie powinni im wierzyć. Zatrudnianie takich ludzi jest działalnością na własną szkodę. WP: W takim razie co dalej z Bogusławem Wołoszańskim i jego „Twierdzą szyfrów”?
W „Twierdzy szyfrów” pan Wołoszański nie jest ani reżyserem, ani nie występuje. Jest scenarzystą, można powiedzieć złośliwie, że ma nawet większe kompetencje niż sądziliśmy, żeby być scenarzystą filmu o agentach, szpiegach i tak dalej. Oczywiście, to taki czarny żart. Sam pan Wołoszański nie powinien występować w telewizji publicznej, jak i w żadnej innej, bo nie jest człowiekiem wiarygodnym.
WP: Na koniec rozmowy zapytam o plan awaryjny dla Bronisława Wildsteina, jeśli politycy LPR i Samoobrony doprowadzą go do odwołania ze stanowiska prezesa TVP?
- Ja mam w życiu aż za dużo do roboty. Skończę pisać powieść, którą musiałem rzucić w kąt, kiedy zostałem powołany na prezesa TVP, bo nie mam na to czasu. Lubię publikować i wypowiadać się na tematy bieżące - polityczne i kulturalne - czego teraz za bardzo nie mogę robić. Nie tylko dlatego, że nie mam czasu, ale ponieważ obecnie reprezentuję nie tylko siebie, ale instytucję, jaką jest telewizja publiczna. Pracy będę miał aż za dużo, dlatego nie zastanawiam się teraz co będę robił, kiedy przestanę być prezesem Telewizji Polskiej.
WP: Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.
Z Prezesem Zarządu TVP S.A. Bronisławem Wildsteinem rozmawiał Marek Grabski, Wirtualna Polska