Lekarze mówią: dość!
Dotychczasowe próby reformowania służby zdrowia lekarze nazywają "reanimacją trupa". I żądają natychmiastowej podwyżki płac pod groźbą permanentnego strajku, którego przedsmak poczujemy już jutro. Rząd powtarza, że pieniędzy na większe płace nie da, bo nie ma.
Zakładnikiem w konflikcie władzy z pracownikami służby zdrowia jest pacjent, który nie dostanie się na zaplanowaną operację, nie otrzyma zwolnienia lekarskiego i ulgowej recepty na leki. Rząd nie ma dla nas pieniędzy? - powtarza z sarkazmem dr Andrzej Sokołowski z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Dla górników ma. Na utrzymanie biur poselskich też ma. Na Kancelarię Prezydencką wyda w tym roku 160 mln złotych, o 20 milionów więcej niż przed dwoma laty. Na bilety lotnicze w resorcie rolnictwa też znalazło się już 2,5 mln złotych. Na utrzymanie 50 tysięcy służbowych samochodów w administracji publicznej też wystarczyło. Jeśli zapadnie decyzja o podwyżce płac lekarzy, rząd będzie musiał wreszcie przeprowadzić żądane przez nas reformy, by dogłębnie zmienić system służby zdrowia. Tymi żądaniami po prostu wymuszamy naprawę.
Nie jest to pierwsza fala protestów służby zdrowia, jakie od lat przetaczają się przez Polskę. Były już marsze na Warszawę z symbolicznymi trumnami, były flagi, strajki i czarne koszulki pielęgniarek. Ubiegłoroczne protesty przyniosły wymierne finansowe skutki - rząd znalazł prawie pół miliarda złotych rezerwy, by podnieść płace doktorów. Zapowiadano, że będą one wyższe o 30%.
Okazało się, że te 30% dostali tylko koledzy z niektórych szpitali, np. w AMG - mówi dr Marek Białko, chirurg z Akademickiego Szpitala Klinicznego w Gdańsku. W wielu innych było to już tylko np. 20%. W Czechach lub Estonii groźba emigracji i protestów lekarzy wymusiła na tamtejszych władzach radykalne podwyżki, sięgające 100 procent. U nas nadal lekarz-specjalista dostaje 10 złotych za godzinę. Tymczasem pomocnik murarza zarabia już 12 zł, a sam murarz - 20 zł za godzinę pracy.
Starszych kolegów popierają studenci Akademii Medycznej, którzy w piątek 11 bm. wybierają się na wspólną z lekarzami manifestację na ul. Długiej w Gdańsku. Szykujemy się do manifestacji, by pokazać niezadowolenie z sytuacji, która nas za kilka miesięcy czeka - bycie wyrobnikiem NFZ - twierdzi Dominik Daszuta - student VI roku Wydziału Lekarskiego AMG. Nie chcemy pracować kilkaset godzin bez możliwości ustawicznego kształcenia... Na razie ok. 65% kończących studia studentów medycyny chce wyjechać za granicę. Ja też mam taki zamiar, jeśli protesty nie przyniosą rezultatów. Ci, którzy nie wyjadą, będą narażeni na tragicznie niskie pensje, będą pracowali w środowisku, gdzie dostępność opieki zdrowotnej i warunki pracy są na poziomie co najmniej uwłaczającym godności tego zawodu.
Rząd próbuje powstrzymać lekarzy na różne sposoby, bardziej kijem,niż marchewką. Do dyrektorów szpitali dotarł czytelny sygnał - jeśli wskutek strajków nie będą wykonywane zabiegi medyczne, pieniądze z NFZ trafią do szpitali, które będą leczyć chorych. jako „awaryjne“ wymienia się szpitale resortowe. I co ja mam na to odpowiedzieć - rozkłada ręce dr Mirosław Domosławski, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku. W moim szpitalu do protestu są gotowi nie tylko lekarze z OZZL, ale także członkowie dosłownie wszystkich organizacji związkowych! Oczywiście z protestu wyłączone są niektóre oddziały - intensywna terapia, pediatria, chirurgia dziecięca, położnictwo i onkologia. Tam kontrakt będzie na pewno wykorzystany. Oczywiście, jeśli akcja strajkowa się przedłuży, mogą być kłopoty. Ale przecież ja nie mam wpływu na decyzje rządu w sprawie podwyżek.W Szpitalu Wojewódzkim pensje lekarzy wzrosły po ubiegłorocznych podwyżkach nawet o 40 proc. To sporo, ale moi pracownicy porównują te kwoty z innymi zarobkami w
kraju i pensjami za granicą.
Według danych Izb Lekarskich wniosek o wydanie dokumentów, pozwalających na pracę poza Polską, wystosował już co dziesiąty doktor. Na razie trwa wojna nerwów. Lekarze twierdzą, że nie otrzymali propozycji poważnych rozmów na szczeblu centralnym. Za to na szczeblu wojewódzkim - owszem. Dziś do wicemarszałka pomorskiego Leszka Czarnobaja wybierają się na spotkanie trzej przedstawiciele związku. Ale to będą raczej rozmowy na temat organizacji opieki lekarskiej podczas strajku- słyszę w siedzibie OZZL na Pomorzu. Bo przecież nie o pieniądzach. Te są gdzie indziej. W proteście nie wezmą udziału lekarze zatrudnieni na kontraktach.
Nie jestem zbyt zadowolony z pensji, ale system pracy kontraktowej nie pozwala na szaleństwa - mówi proszący o anonimowość zabiegowiec z małego szpitala. Zresztą jest nas zbyt mało, by zostawiać oddział. Niech koledzy walczą o zmiany.
Jak reformowano służbę zdrowia
Do 1999 r. placówki służby zdrowia finansowane były z budżetu państwa. Reformy systemu ochrony zdrowia oraz administracji publicznej wprowadzone w Polsce 1 stycznia 1999 r. rozdzieliły funkcje usługodawcy, płatnika i organizatora oraz doprowadziły do pojawienia się trzech powiązanych podmiotów: płatnika (kasy chorych), świadczeniobiorcy (publicznego bądź niepublicznego) i samorządu terytorialnego (gminnego, powiatowego lub wojewódzkiego). Został wprowadzony system powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, czyli kasa chorych.
Regionalna kasa przez swoje oddziały wykupuje świadczeń zdrowotne dla tych, którzy są objęci obowiązkiem powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego i którzy są objęci świadczeniami realizowanymi przez kasę. Kolejne zmiany przeprowadziły rządy lewicy. Zgodnie z ustawą o powszechnym ubezpieczeniu w Narodowym Funduszu Zdrowia z 23 stycznia 2003 roku, od 1 kwietnia 2003 roku fundusz zastąpił 17 kas chorych, które działały wcześniej. W 2004 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że ustawa o ubezpieczeniu w NFZ jest niezgodna z konstytucją - tworzy instytucję publiczną w kształcie uniemożliwiającym jej rzetelne i sprawne działanie i narusza także zasady państwa prawnego w zakresie konstytucyjnego prawa obywateli do równego dostępu do świadczeń zdrowotnych.
Na kolanie ustawę poprawiano - w nowej postaci istnieje ona od 2005 r. Następną reformę zapowiada obecny rząd. Minister Zbigniew Religa obronił służbę zdrowia przed planowanym przez niektórych działaczy PiS "powrotem pod skrzydła" budżetu. Obiecał, że 29 czerwca przedstawi projekt ustawy o koszyku gwarantowanych świadczeń zdrowotnych oraz zaprezentuje projekt nowej ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, która ma m.in. umożliwiać szpitalom przekształcanie się w spółki prawa handlowego. Efekty reformy mają być widoczne za 7 lat.
Dorota Abramowicz