Tajemnice korespondencji Hillary Clinton. Faks, Kissinger i skarpetki
Upublicznione kilka dni temu e-maile Hillary Clinton, z początków jej kadencji na stanowisku sekretarz stanu USA nie wyjawiają szczegółów o ataku w Bengazi w 2012 roku, w którym zginął amerykański ambasador. Uchylają jednak rąbka tajemnicy na temat osobowości byłej pierwszej damy oraz ukazują trudy jej dnia codziennego, w tym m.in. jej walkę z maszyną do faksowania oraz to, jak starała się znaleźć sobie miejsce w relacjach z Białym Domem.
08.07.2015 | aktual.: 08.07.2015 10:56
W grudniu 2009 r., pod koniec jej pierwszej kadencji na stanowisku sekretarz stanu Hillary Rodham Cilnton zgodziła się na wspólny wywiad ze swoim - pewnie najsłynniejszym poprzednikiem - Henrym Kissingerem. Przygotowując się do wywiadu zaczęła się martwić o to, że w porównaniu z Kissingerem, który niemalże był prawą ręką prezydenta Richarda M. Nixona, jej stosunki z prezydentem Barackiem Obamą wypadną na zdystansowane. "Ja widzę się z POTUSEM (kryptonim od President Of The United States, którego HRC używała w e-mailach) raz na tydzień, a K. widział się z Nixonem codziennie" - napisała Clinton mailu do swojej asystentki.
"Oczywiście jakbym miała do czynienia z tamtym POTUSEM, to pewnie cały czas bym siedziała w jego gabinecie, żeby powstrzymać go przed wpakowaniem się w jakieś problemy" - zażartowała, a potem wróciła do tego, co ją nurtowało i zapytała asystentkę, czy jej zdaniem jej zdystansowane stosunki z Obamą mogą wypłynąć w negatywnym świetle podczas wywiadu.
To jeden z e-maili Hillary Clinton, które znalazły się na przeszło 3 tys. stron opublikowanych ostatnio przez Departament Stanu. Niepokój płynący z korespondencji ukazuje, jak początkowo niezręczna musiała być jej współpraca z byłym rywalem, który sprzątnął jej sprzed nosa nominację Partii Demokratycznej, a tym samym fotel prezydencki.
Spotkania
Próbując znaleźć sobie miejsce w administracji człowieka, który ją pokonał, Hillary Clinton zastanawiała się, czy była na właściwych spotkaniach, czy prezydent i jego ludzie mieli za złe tym, którzy udzielili jej poparcia w trakcie kampanii w 2008 r.
"Słyszałam w radiu, że dzisiaj rano zbiera się Gabinet. Czy to prawda? Czy mogę iść na to spotkanie? Jeżeli nie, to kogo wysyłamy" - pisze zaniepokojona Hilary Clinton do swoich asystentek Humy Abedin i Lony Valmoro. Na szczęście dla Hillary okazało się, że nie było to spotkanie wszystkich członków Gabinetu, a jedynie przedstawicieli agencji otrzymujących fundusze stymulacyjne.
Biały Dom jednak próbował sprawować kontrolę nad nową sekretarz stanu. Przykładowo, gdy Clinton wybierała się na wywiad do programu "Meet the Press" na antenie NBC, doradcy Obamy nalegali na udzielenie jej instrukcji, jak ma się zachować i co mówić. Ze swej strony Clinton starała się zapobiec wszelkim doniesieniom na temat zgrzytów z Białym Domem. Jej asystenci wiedzieli, że jest czuła na ten temat - jeżeli mogli, to wysyłali jej linki albo wycinki z gazet, które pochlebnie oceniały stosunki Hillary Clinton z prezydentem Obamą i Białym Domem.
Faks i inne przyziemne sprawy
Ujawnione e-maile, pochodzą z 2009 r. i stanowią część liczącej 50 tys. stron całości, która ma zostać etapami upubliczniana w najbliższych miesiącach. Jest to pokłosie afery, która wybuchła po tym, jak media ujawniły, że była pierwsza dama używała prywatnego konta mailowego do wypełniania obowiązków sekretarza stanu. Natomiast prawo federalne wymaga, by wszystkie wiadomości służbowe były zachowywane na rządowych serwerach, czego nie dopełniono. Dlatego Departament Stanu wymógł na Clinton przekazanie swojej korespondencji.
Około 30 tysięcy e-maili w ogóle nie zobaczymy, bo zostały skasowane jako zbyt osobiste. Clinton twierdzi, że dotyczyły m.in. organizacji pogrzebu jej matki, albo przymiarek sukienki ślubnej Chelsea. Około 25 z tej serii Departament Stanu zaklasyfikował jako "pofune" i utajnił. Te, które zostały, to krótkie dwu-, trzyzdaniowe wiadomości i czuć, że pisane są ostrożnie, jakby ze świadomością, że kiedyś mogą zostać przeczytane przez szerszego odbiorcę.
Wiele dotyczy codziennych spraw organizacyjnych, planów podróży i spotkań. Dowiadujemy się z nich, że Hillary Clinton zaczynała dzień jeszcze przed świtem i nie przestawała pracować nawet wieczorem po przyjściu do domu czy hotelu. Czy to w Waszyngtonie, czy w podróżach międzynarodowych, często odbywała maratony telefonicznych roznów z politykami oraz światowymi przywódcami.
Maile pokazują, że z pokorą podchodziła do pracy oraz ludzi. Często zamiast zapraszać gości do siebie do biura, sama wychodziła na spotkania z nimi. Jednego dnia w czerwcu 2009 r. pojechała na śniadanie z wiceprezydentem Joe Bidenem, potem spotkała się w porze lunchu z Larrym Summersem (wówczas dyrektorem National Economic Council), a kolację zjadła z nowojorskim senatorem Chuckiem Schumerem. Każde z tych spotkań odbyło się w innym miejscu.
Niektóre e-maile są banalne, jak na polityka pokroju Hillary Clinton, będącej jedną z najbardziej prominentnych osobistości na świecie. Przykładowo w jednej z wiadomości Clinton prosi asystentkę o mrożoną herbatę, w wielu nieustannie wysyłała podwładnym dokumenty do drukowania, bo widocznie nie miała drukarki oraz pytała, czy można do biura sprowadzić jabłka z nowojorskich sadów, które zawsze otrzymywała jako senator reprezentująca stan Nowy Jork.
Natomiast seria e-maili z 23 grudnia 2009 r. to te, w których wyszło na jaw, że Hillary Clinton miała problem z obsługą maszyny do faksu. Tytuł pierwszej wiadomości od jej asystentki, dotycząca faksu, brzmi: "czy możesz odwiesić słuchawkę na linii faksu. Zadzwonią jeszcze raz i spróbują to przefaksować". Potem nastąpiła intensywna wymiana korespondencji, w której Abedin instruowała swoją szefową, jak odebrać faks.
Chińskie dywany i skarpetki
Mimo że te najbardziej prywatne maile zostały wykasowane, niektóre zdradzają cechy osobowości Hillary Clinton i jej upodobania.
W wiadomości zatytułowanej "Tylko się nie śmiej" Clinton pyta swoją asystentkę o dywany w pomieszczeniu, w którym miała spotkanie z ówczesnym prezydentem Chin Hu Jintao. "Czy możesz się skontaktować z szefem protokołu w Chinach i poprosić go o zdjęcia tych dywanów. Bardzo podobał mi się ich wzór. Wyglądał jakby był wyrzeźbiony. Jest szansa na to, że da się to zrobić?" - pyta Clinton.
W innym, gdy asystent P.J. Crowley powiedział jej komplement na temat płaszcza, w którym wystąpiła w trakcie wizyty w Afganistanie, odpowiedziała. "Dzięki. Kupiłam ten płaszcz w Kabulu w 2003 r. i pomyślałam, że zabiorę go na wycieczkę do domu!" - napisała.
We wrześniowej wymianie korespondencji z Johnem Podestą, byłmy prezesem Center for American Progress i obecnym przewodniczącym kampanii prezydenckiej Hillary Clinton, sekretarz stanu kończy wymianę wiadomości osobistą radą. "Ciągle jestem na telefonie z ONZ-em. Czy mogę zadzwonić wcześnie rano? Czy między 6:30 a 8 nie będzie za wcześnie? Załóż skarpetki na noc, żeby ci stopy nie zmarzły" - pisze Clinton.
Między wierszami czuć jej suche poczucie humoru oraz widać, że ufała swym najbliższym współpracowników i była lojalna w stosunku do nich. Informowali ja o tym, kto ma urodziny, albo któremu z pracowników Departamentu Stanu zmarł ktoś bliski. W swym napięty planie tygodnia starała się też znaleźć czas dla siebie oraz przyjaciół.
Ważne sprawy na telefon
Jest długi e-mail, w którym Hilary Clinton pyta eksperta ds. praw kobiet na świecie, jak można pomóc 10-letniej jemeńskiej dziewczynce, która prosiła o rozwód i skarżyła się, że nie ma możliwości chodzenia do szkoły. "Czy możemy ją sprowadzić do USA, żeby jej pomóc i wysłać do szkoły?" - pyta Clinton. Innym razem sekretarz stanu pyta o możliwość pomocy tureckiemu Kurdowi, czekającemu na odesłanie do kraju, w którym był torturowany, albo chrześcijanom oblężonym w Iraku. Jednak w większości przypadków, wydaje się, że ważne sprawy załatwiała osobiście albo przez telefon, a nie pocztą elektroniczną.
W ten sposób kontaktowała się za to z ekspertami politycznymi, takimi jak Mark Penn - jej byłym strategiem podczas kampanii, czy Sindey Blumenthal - dziennikarzem, byłym doradcą Billa Clintona. Ten ostatni starał się o pracę w Departamencie Stanu, ale został odrzucony przez Biały Dom. Rahm Emanuel, szef sztabu w administracji Obamy zablokował jego nominację, bo współpracownicy prezydenta mieli mu za złe to, że w trakcie kampanii prezydenckiej promował negatywny wizerunek Obamy. Stosunki Blumenthala z Hillary Clinton do tej pory nurtują wielu jej przeciwników.
Blumenthal wysyłał do Hillary Clinton długie maile, w których próbował kształtować jej wizerunek jako sekretarz stanu, sugerując tematykę jej wystąpień i przekazując jej wiadomości od innych np. Gordona Browna, ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii. Mimo że Blumenthal oficjalnie nie był jej doradcą, w e-mailach widać, że wdzięczna była za jego rady i opinie oraz polegała na nich. Często wysyłali sobie maile z zapytaniem "śpisz już, czy możesz rozmawiać" i umawiali się na rozmowy telefoniczne późno w nocy.
Ameryka chce wiedzieć
Korespondencją Hillary Clinton Ameryka zaczęła się interesować na początku jej obecnej kampanii prezydenckiej. Republikanie zarzucają byłej pierwszej damie, że korzystała z prywatnego konta, a nie oficjalnego, żeby potem ukryć część korespondencji. Nie podoba im się też, że miała w domu w Chappaqua w stanie Nowy Jork zainstalowany serwer, bo to mogło stwarzać potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa przesyłanych informacji.
Clinton twierdzi, że jej serwer oraz system mailowy były zabezpieczone na różne sposoby. Nie wiadomo jednak, czy używała np. oprogramowania do szyfrowania, co mogłoby chronić jej korespondencję. Niemniej, z ujawnionych właśnie e-maili jasno wynika, że przedstawiciele Białego Domu byli świadomi, iż Clinton korzystała z prywatnego konta. Zresztą nie ona pierwsza.
Natomiast kongresowa komisja pod przewodnictwem kongresmana Trey'a Gowdy'ego ostro analizuje korespondencję Clinton w nadziei, że znajdzie dowody na to, że dopuściła się nieprawidłowości w trakcie ataków w Bengazi we wrześniu 2012 r. Wyniki tego dochodzenia komisja ma opublikować w przyszłym roku po tym, jak znana będzie zawartość jej wszystkich dostępnych maili oraz gdy kampania prezydencka będzie w pełni.