Syryjska próba wytrzymałości Kremla. Wewnętrzne przyczyny interwencji Rosji na Bliskim Wschodzie

Politycy i analitycy komentują głównie międzynarodowe aspekty rosyjskiej interwencji w Syrii, mało kto jednak wiąże przyczyny takiej decyzji z polityką wewnętrzną Moskwy. To niedopatrzenie, bo strategia zagraniczna od dawna ma na celu wzmocnienie społecznego wizerunku Władimira Putina, a tym samym przedłużenie ekskluzywnej roli elit władzy i biznesu.

Syryjska próba wytrzymałości Kremla. Wewnętrzne przyczyny interwencji Rosji na Bliskim Wschodzie
Źródło zdjęć: © AFP | ALEXANDER KOTS / KOMSOMOLSKAYA PRAVDA
Robert Cheda
43

Zanim na Kremlu "naciśnięto guzik", prezydent i jego doradcy z pewnością odpowiedzieli sobie na pytania: czy Rosja ma odpowiedni potencjał ekonomiczny i wojskowy? Jak interwencja przełoży się na relacje Kremla ze społeczeństwem? Czy posłuży konsolidacji oligarchicznych elit? Od odpowiedzi zależeć będzie faktyczna skala i cel rosyjskiego zaangażowania. Reakcje Waszyngtonu czy Brukseli są jedynie dodatkową funkcją w kremlowskim równaniu.

Potencjał

Ocena rosyjskich zdolności do militarnej interwencji zagranicznej nie podlega dyskusji. Właśnie staliśmy się świadkami kolejnego udanego testu, z logistycznego punktu widzenia, bardziej skomplikowanego niż wsparcie ukraińskich separatystów. W ocenie komentatorów wojskowych takie są efekty radykalnych reform sił zbrojnych realizowanych od 2008 r. przez ministerialny tandem Anatolij Sierdiukow - Siergiej Szojgu.

Paradoksalnie, największym zwycięstwem Kremla jest pokonanie sowieckiej generalicji, przygotowanej do globalnego konfliktu jądrowego i dowodzenia masową armią. Bolesna lekcja czeczeńska udowodniła pełną destrukcję rosyjskich sił zbrojnych opartych na tym schemacie. Mniej bolesna, ale równie pouczająca lekcja gruzińska, zmieniła strukturę sił zbrojnych i system dowodzenia, co przyniosło rezultat podczas hybrydowego najazdu na Ukrainę. To prawda, nadal nie brak mankamentów, na czele z ogromną korupcją i brakami sprzętowymi, szczególnie jeśli chodzi o elektronikę. W ostatnim przypadku, rosyjska armia pozostaje nadal w tyle za zachodnimi odpowiednikami. Ale zważywszy na szalone tempo zmian i ich skalę rosyjscy wojskowi dokonali ogromnego skoku jakościowego.

Pomiędzy operacją opanowania lotniska w Prisztinie, wykonaną w 1999 r. przez rosyjski batalion spadochronowy, a interwencją w Syrii istnieje głęboka przepaść. Wtedy Rosja faktycznie musiała się ograniczyć do symbolicznej wojskowej demonstracji wobec NATO, ukazującej zarazem skalę desperacji, bo państwa i sił zbrojnych po prostu nie było stać na nic więcej. W wymiarze wojskowym i finansowym. Dziś Rosja jest zdolna do uruchomienia machiny wojskowej, której granice działania wyznacza jedynie wola polityczna Kremla. Oczywiście chodzi wyłącznie o komponent sił stałej gotowości, w tym szybkiego reagowania, których podstawą są w Rosji jednostki powietrznodesantowe i szturmowe oraz siły specjalne GRU. Drugim w miarę sprawnym komponentem jest atomowa triada. Stały postęp odnotowuje lotnictwo.

Jeśli chodzi o finanse, to operacja z pewnością nie zaważy na losach budżetu wojskowego ani państwa. Zgodnie z szacunkami, Rosja przeznaczała na działania w Donbasie kwotę ok. 1,5 mln dolarów dziennie. Tak niewielka suma jest zrozumiała zważywszy na bliskość zaplecza logistycznego. Rosyjski kontyngent w Syrii jest mniejszy i ograniczony do komponentu lotniczego oraz oddziałów wsparcia, ale rosną koszty transportu, bo sprowadzać trzeba wszystko, od paliwa do żywności. Oficjalnie w Syrii jest ok. 2 tys. rosyjskich wojskowych. Nieoficjalnie jest ich z pewnością więcej, bo trzeba dodać struktury i oddziały Służby Wywiadu Zagranicznego. Ponadto działają jednostki wywiadu wojskowego - GRU przeznaczone do rozpoznania i koordynacji uderzeń lotniczych. Nieznana jest także prawdziwa liczba "doradców", czyli instruktorów towarzyszących zapewne wojskom rządowym, a także specjalistów technicznych obsługujących bardziej skomplikowaną broń.

Oceny rocznych kosztów utrzymania "oficjalnego" kontyngentu wahają się w przedziale 1-2 mld dol. Choć zdaniem wojskowego dziennikarza Wiktora Murachowskiego zachodnie dane są przeszacowane, bo rosyjski żołnierz zawodowy pobiera znacznie mniejszy żołd, a i standardy socjalne, w porównaniu z normami NATO są naprawdę niewygórowane. Dowódca eskadry w stopniu majora otrzymuje miesięczną gażę 150 tys. rubli, tj. 2,5 tys. dolarów, podczas gdy jego odpowiednik z USA kosztuje podatnika już 10 tys.

Murachowski ocenia więc, że roczny pobyt kontyngentu w dotychczasowej skali będzie warty ok. 1 mld dol. Budżet wojskowy Rosji stanowi w 2015 r. ekwiwalent ok. 50 mld dolarów. Przy tym, jak zapewnił szef prezydenckiej administracji Siergiej Iwanow, koszty egzotycznej wycieczki zostaną pokryte z rezerw budżetowych, bez potrzeby uszczuplenia innych wydatków państwa. Bo z budżetem federalnym są spore kłopoty i paradoksalnie, to w złej sytuacji gospodarczej Rosji kryje się jeden z najważniejszych motywów polityki ekspedycyjnej Kremla.

Inżynieria społeczna

Dziura tegorocznego budżetu federalnego jest szacowana na 46 mld dol. Kolejne 100 mld Rosja traci z powodu niskich cen ropy naftowej, a następne 40 mld z powodu zachodnich sankcji. Ale Rosja znajduje się również w strukturalnym kryzysie ekonomicznym, spadek tegorocznego PKB jest szacowany oficjalnie na 3,4 proc., choć rosyjscy ekonomiści pozarządowi podają nawet 6 proc. Przyczyną jest surowcowa struktura gospodarki, a więc i eksportu, łącznie zupełny brak dywersyfikacji produkcji.

Jeśli w 2014 r. dochody z eksportu ropy naftowej i gazu przyniosły 52 proc. wpływów budżetowych, łatwo wyobrazić sobie kłopoty państwa, w którym 24 mln obywateli otrzymuje pensje z budżetu federalnego, a jeśli doliczyć kolejne 20 mln emerytów, także inne świadczenia socjalne. Ponadto z powodu wysokiej inflacji, szacowanej w 2015 r. na 12-13 proc, realne dochody ludności obniżyły się o 8-10 proc. Gospodarstwa domowe wydają na zakup żywności już ponad 60 proc. miesięcznych dochodów, a pensje i tak obłożone są w 40 proc. obowiązkowymi składkami i podatkami.

Tymczasem na początku XXI w. Putin zawarł ze społeczeństwem niepisany kontrakt, który w zamian za lojalność polityczną gwarantował Rosjanom stały wzrost dochodów. I było tak, w bezprecedensowej dla historii Rosji skali 8-9 proc. rocznie, aż do kryzysu finansowego 2008 r. Kreml znowelizował wtedy kontrakt według zasady lojalność w zamian za podstawowe świadczenia socjalne wypłacane przez państwo. Niestety od 2012 r. gospodarka i finanse zaczęły buksować ze względu na spadek cen ropy naftowej oraz słabnący rubel. W 2014 r. doradcy Putina zmienili ponownie zasady kontraktu, tym razem oferując Rosjanom dumę z aneksji Krymu i wsparcia rosyjskiego żywiołu na Ukrainie. Lojalność gwarantować miało poczucie życia w wielkim mocarstwie.

Zdaniem ekonomisty profesora Aleksandra Auzowa z Uniwersytetu Moskiewskiego, obywatele otrzymali zatem rodzaj niematerialnej rekompensaty za pogorszenie sytuacji bytowej, a co najważniejsze zaakceptowali transakcję, czego wyrazem stał się fenomenalny poziom zaufania do Putina, przełożony na poparcie interwencyjnej polityki Kremla. Aby wzmocnić podobne nastroje władze zbudowały propagandową koncepcję Rosji - samotnej twierdzy oblężonej przez wrogie siły Zachodu, które dążą do zniszczenia rosyjskiej cywilizacji. Problem w tym, że kryzys ekonomiczny pogłębia się wyraźnie, brakuje już środków na inflacyjną indeksację płac oraz emerytur. Za to euforia krymska opadła, bo ileż czasu można w telewizji oglądać "ukraińskich banderowców".

Zdaniem Auzowa niematerialna rekompensata wymaga zmiany i stałego wzmacniania, dlatego od sierpnia rosyjskie media wyciszały stopniowo "hejtowanie" pod adresem Kijowa. Ukraina ustępowała miejsca zagrożeniu terrorystycznemu z Bliskiego Wschodu, przełączając uwagę i emocje Rosjan na Syrię. I jak się okazało, było to przygotowanie do militarnego zaangażowania w regionie, oczywiście wielkomocarstwowego. Z punktu widzenia polityki społecznej Putina interwencja syryjska jest więc logiczną kontynuacją niematerialnych rekompensat. Z tym że już na początku wynikł problem z akceptacją transakcji.

Rosjanie cierpią na syndrom afgański, trwała jest pamięć o zmarnowanym pokoleniu, którego 650 tys. przedstawicieli niosło internacjonalistyczną pomoc narodowi afgańskiemu w ramach "ograniczonego kontyngentu". Oficjalnie zginęło 15 tys. obywateli ZSRR, głównie Rosjan, a faktycznie - ok. 50 tys. Ślad krwawej inwazji w postaci niejednoznacznej oceny wojen czeczeńskich i obywatelskiej wrażliwości na problem "Gruz-200, 300" (kryptonim zabitych i rannych) w Donbasie jest najpoważniejszym ogranicznikiem politycznych ambicji Kremla oraz nieprzekraczalną granicą wojennej inżynierii społecznej.

Według badań Centrum Socjologicznego Lewady tylko 14 proc Rosjan popiera zaangażowanie militarne w Syrii, a ponad 60 proc jest przeciwnego zdania. Putin, na popularności którego, opiera się cały system polityczny Rosji, a zatem i ekskluzywna rola oligarchicznych elit traktujących kraj jak prywatną własność, musi liczyć się bezwzględnie z tym czynnikiem. Inaczej system władzy runie, a wobec trudności gospodarczych i socjalnych, "ugrzęźnięcie" w Syrii może okazać się zapalnikiem niepokojów społecznych. Oznacza to ograniczony czas i skalę interwencji, choć propaganda usilnie pracuje nad zmianą obywatelskich preferencji. Jak na razie Rosja cieszy się z celności pilotów, ale tylko do czasu aż do kraju nie zaczną przybywać ocynkowane trumny. Zatem z punktu widzenia Kremla, Syria musi stać się punktem wyjścia do jakiegoś politycznego planu, ale o jego treści nie będą decydowali zwykli Rosjanie, tylko zwycięzcy wewnętrznego sporu w kremlowskich elitach.

Strategiczny konflikt

O ile strukturalny kryzys gospodarki uderzył w Rosjan obniżeniem stopy życiowej, o tyle elity znalazły się w innej sytuacji. Zachodnie sankcje odcięły źródła technologii, na których opierała się cała gospodarka. 70 proc. urządzeń przemysłu naftowego pochodzi z importu, a sektorowe embargo uderzyło boleśnie w inne gałęzie produkcji i usług. Jeszcze silniejszym ciosem okazały się sankcje finansowe, bo zachodnie kredyty i inwestycje napędzały priorytetowe, a więc surowcowe dziedziny eksportu oraz rosyjską bankowość. Reszty dokonały rosyjskie kontrsankcje, uderzając w rolnictwo i sektor spożywczy.

Po roku szumnie ogłoszonej polityki antyimportowej okazało się, że w Rosji nie ma technologii i pieniędzy na jej realizację. W międzyczasie zawiodły bowiem nadzieje na współpracę z rynkami azjatyckimi. Elity władzy i biznesu znalazły się w pułapce, a państwo bez stymulatora niezbędnej modernizacji. Tarcia na temat sposobu wyjścia ze ślepego zaułka rozpoczęły się szybko, ale trzeba powiedzieć od razu, że nie dotyczą kwestii reform w Rosji. Te zdmuchnęłyby natychmiast całe kremlowskie towarzystwo ze świecznika historii. Oligarchom chodzi jedynie o pozorowane działania, w celu utrzymania i przedłużania władzy, do czego potrzebna jest kontrola nad społeczeństwem. Z tym że różnie postrzegane są metody, stąd podział elit na dwie frakcje.

Pierwsza, którą można nazwać umownie "normalizatorami", widzi wyjście w ponownym otwarciu relacji z Zachodem i przywróceniu stanu "biznes jak zwykle". Reprezentantem jest premier Dmitrij Miedwiediew wraz z szefami cywilnych resortów oraz sferą usług i bankowości. Druga frakcja, nazywana "izolacjonistami", postrzega wyjście w podgrzewaniu antyzachodnich nastrojów i mobilizowaniu społeczeństwa przy użyciu groźby konfrontacji z NATO i USA. Tę grupę reprezentują szefowie resortów siłowych i służb specjalnych oraz emigranci z tego środowiska kierujący państwowymi koncernami, w tym surowcowymi. Centrum decyzyjnym jest Rada Bezpieczeństwa Rosji, wraz z jej szefem gen. Nikołajem Patruszewem.

Obu grupom chodzi wyłącznie o czerpanie zysków z państwowych i zagranicznych strumieni finansowych wpływających do Rosji. Wraz z narastaniem kryzysu, frakcyjne starcia wylały się w przestrzeń publiczną. "Normalizatorzy" doprowadzili do odwołania wpływowego szefa kolei Władimira Jakunina. "Izolacjoniści" odpowiedzieli groźbą przyjęcia radykalnego planu mobilizacji gospodarczej, zakładającego odmowę spłaty zachodniego zadłużenia, państwową kontrolą operacji walutowych i sektora bankowego oraz zamrożeniem cen żywności. Równowagę musiał przywracać sam Putin, który pojawił się publicznie z Miedwiediewem, aby okazać premierowi swoje zaufanie.

Co ma z tym wspólnego Syria? Bardzo dużo, bo od wpływu danej frakcji na prezydenta zależeć będzie instrumentalne wykorzystanie sytuacji w tym kraju, a zatem skala interwencji militarnej i jej cel. Słowem, czy zostanie wykorzystana, zgodnie z ideą "normalizatorów", jako element targu z Zachodem - zgodnie z ich optyką, w zamian za rosyjską pomoc w walce z islamskimi radykałami winny zostać zniesione sankcje. Czy też zostanie wykorzystana do nasilenia konfrontacji z Zachodem i dalszego destabilizowania sytuacji międzynarodowej, w celu zastraszenia Rosjan. W grę wchodzi także wariant pośredni, tj. kontrolowana eskalacja wydarzeń i siłowe wymuszenie na Zachodzie odpowiednich ustępstw politycznych i ekonomicznych. Taki rodzaj militarnego straszaka.

Jak się okazuje rosyjska polityka zbrojnych interwencji ma wyraźne podłoże wewnętrzne i jest związana z rozwojem sytuacji społeczno-gospodarczej. Cóż, wzorem szkoły sowietologicznej, dla prognozowania rosyjskiej polityki zagranicznej pozostaje nam monitorowanie wskaźników makroekonomicznych oraz stopy życiowej Rosjan. Oraz obserwacja, czy Putin pojawia się częściej w towarzystwie premiera Miedwiediewa, czy też gen. Patruszewa.

Źródło artykułu: WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Putin opublikował przesłanie. Mówił o "szybkich zmianach na świecie"
Putin opublikował przesłanie. Mówił o "szybkich zmianach na świecie"
Pogoda na niedzielę. Mogą przydać się parasole
Pogoda na niedzielę. Mogą przydać się parasole
Grecja pod śniegiem. Burza Coral daje się we znaki
Grecja pod śniegiem. Burza Coral daje się we znaki
Franciszek przygotował się wcześniej. Mówił o szczegółach dokumentu
Franciszek przygotował się wcześniej. Mówił o szczegółach dokumentu
Coroczne przemówienie Orbana. Wspomniał o Ukrainie
Coroczne przemówienie Orbana. Wspomniał o Ukrainie
Wojska USA w Polsce. Prezydent Duda o szczegółach
Wojska USA w Polsce. Prezydent Duda o szczegółach
Tusk po spotkaniu Duda-Trump. "Nie ma się z czego śmiać"
Tusk po spotkaniu Duda-Trump. "Nie ma się z czego śmiać"
Duda o relacjach z USA. "Dawno nie było tak dobrych czasów"
Duda o relacjach z USA. "Dawno nie było tak dobrych czasów"
Trump powiedział Dudzie, że przyjedzie do Polski
Trump powiedział Dudzie, że przyjedzie do Polski
Lawina komentarzy po spotkaniu Duda-Trump
Lawina komentarzy po spotkaniu Duda-Trump
Wyniki Lotto 22.02.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 22.02.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wymienił całą listę. Trump przedstawił kolejne żądania od Ukrainy
Wymienił całą listę. Trump przedstawił kolejne żądania od Ukrainy