Polska"Spadł, k... polski samolot!" - stenogramy z katastrofy

"Spadł, k... polski samolot!" - stenogramy z katastrofy

Nowe wypowiedzi osób przebywających w kokpicie polskiego Tu-154M i rosyjskich kontrolerów z wieży w Smoleńsku przedstawiła w poniedziałek komisja ministra Jerzego Millera. Stanowią one załącznik nr 8 do ujawnionego protokołu z badań katastrofy smoleńskiej.

"Spadł, k... polski samolot!" - stenogramy z katastrofy
Źródło zdjęć: © PAP

Dokument zamieszczono na stronie resortu - www.mswia.gov.pl oraz komisji - www.komisja.smolensk.gov.pl.

Ekspertom udało się odcyfrować większą część wymiany zdań załogi. Niektóre słowa nie były wcześniej znane, ale też nie zmieniają dotychczas przedstawianego publicznie sensu wypowiedzi osób z kokpitu. Niektóre słowa z protokołu eksperci umieścili w nawiasach - oznacza to, że przedstawili oni różne możliwe warianty wypowiedzi lub też, że nie są one rozszyfrowane na sto procent. Słowa nieczytelne zaznaczono kropkami. Członków załogi i inne osoby będące w kokpicie opisuje się tylko ich funkcjami, bez nazwisk. Niekiedy przytacza się słowa bez wskazania ich autora, lub też z prawdopodobnym jego przypisaniem. Odnotowano też przełączanie przyrządów pokładowych, czy zarejestrowany na nagraniu kaszel, albo nawet impuls prądowy.

Stenogramy rozmów z kokpitu i z wieży są umiejscowione w czasie według tzw. Uniwersalnego Czasu Koordynowanego (UTC), znanego także jako czas Greenwich (GMT) lub Zulu Time. Obowiązuje on w nawigacji lotniczej i - jak wyjaśniła rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak - ponieważ komisja badała katastrofę lotniczą wynikłą w locie międzynarodowym, z przekraczaniem stref czasowych, musiała przywołać ten czas w oficjalnych dokumentach. Przenosząc UTC na czas polski należy więc dodać do niego dwie godziny, a na czas moskiewski - cztery.

O godz. 6:14 pojawia się zdanie przypisywane przypuszczalnie dowódcy załogi kpt. Arkadiuszowi Protasiukowi, który - na wieść o informacji meteo z wieży w Smoleńsku, że widzialność na lotnisku wynosi 400 metrów - mówi: "to nasze meteo jest naprawdę zajebiste". O 6:15 drugi pilot (mjr Robert Grzywna)
rozmawia z nawigatorem (por. Arturem Ziętkiem) lub technikiem pokładowym (chor. Andrzejem Michalakiem), "No będzie (niezr.), coś kicha jest z tego?" - mówi drugi pilot. Technik lub nawigator mówi: "Nie mamy paliwa?" i dodaje "to musi być tutaj" lub "będziemy musieli gdzieś usiąść". Do tematu pogody wraca po minucie technik pokładowy: "Bez jaj, nie. Wychodzi gdzieś mgła, a oni nie uwzględnili wcale tego" - mówi o 6:16.

Rozmowa o warunkach meteorologicznych zostaje na chwilę przerwana tuż przed tym, jak na zegarze pojawiła się godz. 6:16. Nieznana osoba w kabinie powiedziała prawdopodobnie: "Pan prezydent chciałby zadzwonić z telefonu" i dodaje: "jeszcze raz" lub "już teraz". Dalej słychać, jak nierozpoznana osoba pyta: "(Powiedzieć to) stewardessie? (...) Tak, bardzo proszę, żeby... (stewardessa)". Kilka sekund później ktoś stwierdza: "Pan prezydent na domowy dzwoni" albo "Pan prezydent tam poszedł dzwonić".

Do tematu pogody wraca po minucie technik pokładowy: "Bez jaj, nie. Wychodzi gdzieś mgła, a oni nie uwzględnili wcale tego" - mówi o 6:16. Chwilę potem drugi pilot pyta o której godzinie zaczynają się uroczystości w Katyniu. "Nie wiem, ale jak nie usiądziemy, to oni nie będą mieć czasu" - odpowiada kapitan samolotu. Niecałą minutę później kapitan mówi do stewardessy Barbary Maciejczyk: "Jest nieciekawie, wyszła mgła i nie wiadomo, czy wylądujemy". "Trudno" - odpowiada stewardessa.

Kapitan pytał jeszcze załogę, czy udało się już wylądować w Smoleńsku polskiemu Jakowi-40 z dziennikarzami na pokładzie. "Nasze meteo się martwiło bardziej o Jaka niż o nas, bo mówili, że ma być lepiej. Im później tym lepiej" - mówi drugi pilot o 6:19. "Zobaczymy. Podejdziemy i zobaczymy" - mówi pół minuty później kapitan, a drugi pilot potwierdza te słowa. "Może być ładnie, a może być nie widać tej ziemi" - mówi po 15 sekundach kapitan. "Miałem tak, ale (nie) lub (my) wylądowaliśmy. Jaczkiem" - powiedział na to drugi pilot. Niezidentyfikowany głos dodaje "w Gdańsku".

Żadnych nowych treści nie odszyfrowano z rozmowy załogi z szefem protokołu dyplomatycznego MSZ Mariuszem Kazaną, któremu kapitan mówi o 6:26: "Panie dyrektorze - wyszła mgła w tej chwili i w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść - zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie. Tak że proszę (już myśleć) albo (pomyśleć) nad decyzją, co będziemy robili". "Będziemy ...?" - mówi niezidentyfikowana osoba. Kapitan dodaje "paliwa nam tak dużo nie starczy, żeby ...". "No to mamy problem" - odpowiada dyplomata, na co kapitan proponuje: "możemy pół godziny powisieć i odchodzimy na zapasowe". "(A gdzie jest) zapasowe?" - pyta dyrektor. "Mińsk albo Witebsk" - pada odpowiedź kapitana. Po czterech minutach dyrektor z MSZ wraca i informuje: "na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy". Nie odcyfrowano słowa, które wypowiedziała na to osoba (prawdopodobnie z załogi).

O 6:32 kapitan informuje: "... lądowania. W przypadku nieudanego podejścia odchodzimy w automacie". Zaczyna się procedura zniżania, wysuwania podwozia samolotu, uruchomienia reflektorów itp. O 6:35 ktoś z załogi przypomina: "i my musimy to lotnisko (wybrać)? W końcu na (coś) ..." - nie ma na nie odzewu i procedura zniżania trwa dalej.

W tym samym czasie na wieży w Smoleńsku rosyjscy kontrolerzy prowadzący do lądowania polski samolot spostrzegają, że jest problem z reflektorami, które polecono rozstawiać na pasie lotniska około godz. 5:00, zanim w Smoleńsku lądował polski Jak-40, rosyjski Ił-76 (który o mało nie rozbił się nad pasem). Już wtedy kontrolerzy obawiali się, czy rosyjscy żołnierze zdążą rozstawić sprzęt świetlny. "Nie wiem, mówić mu o reflektorach, czy nie" - mówi rosyjski kierownik lotów z lotniska do zastępcy dowódcy bazy w Twerze, gdy do lotniska zmierza polski Tu-154.

Gdy o godz. 6:40 i 9 sek. po raz pierwszy odzywa się system TAWS z komunikatem "TERRAIN AHEAD" drugi pilot mówi do dowódcy samolotu "tam jest obniżenie, Arek". "Wiem, zaraz będzie. Tam, to jest taki ..." - odpowiada kapitan. "Może coś się ...?" - mówi jeszcze drugi pilot.

20 sekund później, o 6:40 i 26 sek. w stenogramie po raz pierwszy odnotowano słowa przypisane dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzejowi Błasikowi. Odczytuje on wskazanie wysokościomierza: "dwieście pięćdziesiąt metrów". "Dwieście pięćdziesiąt" - potwierdza nawigator. 18 sekund później (6:40 i 44 sek.) gen. Błasik mówi: "sto metrów", na co padają słowa "sto", które eksperci przypisują prawdopodobnie nawigatorowi. W tym samym czasie TAWS znowu mówi: "TERRAIN AHEAD". Sześć sekund później, o 6:40 i 50 sek. gen. Błasik mówi "Nic nie widać", nawigator powtarza "sto". Dwie sekundy później padają słowa kapitana "Odchodzimy na drugie (zajście)", a drugi pilot potwierdza: "odchodzimy". W tym czasie system TAWS rozpoczyna ciągłą emisję komunikatu "PULL UP", a dwie sekundy później rosyjski kontroler przez radio krzyczy: "Horyzont".

W tym miejscu komisja zauważa, że w połowie wypowiedzi przypisywanej prawdopodobnie nawigatorowi "sto" rozpoczyna się wypowiedź kapitana "Odchodzimy na drugie". "Fakt ten wyklucza możliwość, aby wypowiedź: 'Odchodzimy na drugie ...' była odpowiedzią na praktycznie równoczesną wypowiedź: 'Sto'. Biorąc pod uwagę konieczny (fizjologiczny) czas reakcji należy uznać, że wypowiedź: 'Odchodzimy na drugie...' jest reakcją na dwie pierwsze informacje (...) dotyczące wysokości stu metrów", czyli słów gen. Błasika - oceniła komisja.

Stenogram z końcowych 15 sekund lotu zawiera znany już, dramatyczny przebieg wydarzeń, gdy system TAWS emituje komunikat "PULL UP", kontroler powtarza słowa "101 Horyzont", a na koniec dodaje "odejście na drugi krąg". W tym czasie nawigator odlicza wysokość od 90. do 20. metra, aż o godz. 6:41 i 2 sekundy eksperci odnotowują "odgłos przypominający stuknięcie" i "zmianę akustyki", co niezidentyfikowana osoba z kokpitu komentuje słowami "k... mać". Stenogram zakończono na godz. 6:41 i siedem i pół sekundy. Wcześniej odnotowano dramatyczny krzyk i przekleństwa, nie przypisane konkretnej osobie.

Już po tych dramatycznych zdarzeniach, gdy kontrolerzy stracili kontakt z załogą i nakazali straży pożarnej jechać na miejsce katastrofy, sprowadzający samolot rosyjski kontroler mówi: "Zaczął odchodzić na drugi krąg, potem zniknął... K...! (...) Spadł, k... Polski Samolot! (...) Ja mu powiedziałem: 'Sto metrów, odejście na drugi', kurde. (...) Normalnie, k..., powiedziałem... 'Horyzont, horyzont', k...".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (452)