Rosja pokonałaby NATO na wschodniej granicy w ciągu trzech dni. W 36 godzin byłaby w stolicach państw bałtyckich
• Rosja bez problemu pokonałaby wojska na wschodniej flance NATO
• Dotarcie do Rygi lub Tallinna zajęłoby od 36 do 60 godzin
• NATO z kretesem przegrało serię symulacji wojennych
• USA zdają sobie sprawę ze słabości wschodniej granicy Sojuszu
• Pentagon rozpoczął wdrażanie planu jej wzmocnienia
05.02.2016 | aktual.: 10.02.2016 12:39
Trzy dni - tyle trwałaby wojna Rosja kontra NATO na wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego. I wcale nie skończyłaby się pomyślnie dla sił Zachodu, wynika z wspólnego raportu think tanku Rand Corporation, oficerów amerykańskiego wojska i przedstawicieli administracji cywilnej, którzy przeprowadzili symulację wojenną.
W serii sztabowych "gier wojennych", przeprowadzonych na przestrzeni kilku miesięcy pomiędzy 2014 a 2015 rokiem, wojska rosyjskie docierały do Tallinnu lub Rygi w ciągu 36-60 godzin. Siły NATO nie były w stanie zatrzymać pochodu zmechanizowanych oddziałów Rosji i ponosiły ciężkie straty. Z raportu wynika, że wojska sojuszu na wschodniej flance są zbyt skromne, nie mają odpowiedniej liczby żołnierzy, czołgów i pojazdów opancerzonych, by wyhamować ofensywę potencjalnie dużo liczniejszej i uzbrojonej w ciężki sprzęt grupy uderzeniowej Rosji. Oprócz braku pojazdów opancerzonych i ciężkiego uzbrojenia, brakuje także broni przeciwlotniczej do odparcia potencjalnych nalotów na państwa bałtyckie.
"Błyskawiczna porażka pozostawiłaby NATO z ograniczoną liczbą opcji i wszystkie byłyby złe" - można przeczytać w raporcie.
Odpowiedzi i recepty
Jaka byłaby odpowiedź NATO na początkowy szok? Raport zakłada trzy rodzaje riposty. Pierwsza - krwawy kontratak, który zapewne doprowadziłby do eskalacji wojny i uznania go przez Rosję za zagrożenie dla swojego terytorium. Druga - zagrożenie szerokim kontratakiem, łącznie z bronią nuklearną bronią. Trzecia - uznanie porażki, udawanie bezradności i rozpoczęcie nowej zimnej wojny z Moskwą na zasadzie wyścigu zbrojeń i gróźb militarnych.
Przeprowadzone symulacje doprowadziły także do konkluzji, jaka ilość wojsk NATO na wschodniej flance byłaby wystarczająca do spowolnienia błyskawicznej ofensywy rosyjskiej w państwach bałtyckich. Mowa jest o siedmiu brygadach, w tym trzech brygad pancernych, a całość potrzebowałaby wsparcia artyleryjskiego i powietrznego. Utrzymanie takich dodatkowych sił kosztowałoby około 2,7 mld dol. rocznie. To właśnie koszty są główną przeszkodą w umocnieniu wschodniej flanki NATO. "Wyspecjalizowane lekkie wojska, jak amerykańska piechota powietrzno-desantowa (…), mogą postawić solidny opór, jeśli okopią się w terenie miejskim. Ale utrzymania takiej obrony to zwykle bardzo wysokie koszty dla miasta i jego mieszkańców" - czytamy w raporcie Rand Corporation.
Słabość wschodniej flanki NATO pojawia się w debacie publicznej od czasu rosyjskiej ofensywy na Krymie w 2014 roku. We wtorek Ash Carter, sekretarz obrony USA, ujawnił plan o wartości 3,4 mld dol., który zakłada stałe zmagazynowanie ciężkiego uzbrojenia i pojazdów opancerzonych we Wschodniej Europie. Dzięki temu ruchowi Stany Zjednoczone zyskałyby w regionie wojskowy ekwiwalent dwóch brygad z ciężkim sprzętem. W tej chwili USA mają w Europie dwie brygady piechoty, jedną we Włoszech i drugą w Niemczech. Plan Pentagonu zakłada dołożenie trzeciej brygady, która składałaby się z amerykańskich żołnierzy, rotujących co pół roku.
Powrót po odwrocie
Rand Corporation, która współtworzyła alarmujący raport, uznała ostatnie ruchy departamentu obrony za "zachęcający znak". - Ciężki sprzęt, ustawiony frontem jest warunkiem sin qua non realnego odstraszania i obrony na wschodniej flance sojuszu - mówił David Ochmanek z Rand Corporation na łamach "Foreign Policy".
Z wyników symulacji i nowego planu Pentagonu cieszą się też oficerowi wojsk USA, stacjonujący w Europie. W ostatnich latach borykali się z brakami kadrowymi i sprzętowymi, a ich oddziały były "rozchwytywane" w ramach sojuszniczych ćwiczeń z państwami sojuszniczymi. W ramach cięć budżetowych, w 2012 roku administracja Baracka Obamy ogłosiła wycofanie dwóch brygad z Niemiec.
Postawa Obamy zmieniła się po rosyjskiej aneksji Krymu. Już we wrześniu 2014 roku Obama zobowiązał się do ochrony państw bałtyckich. - Będziemy z Estonią. Będziemy z Łotwą. Będziemy z Litwą. Już raz utraciliście niepodległość. Z NATO już nigdy więcej jej nie utracicie - mówił prezydent USA w czasie wizyty w Tallinnie. Ostatni plan Pentagonu wydaje się elementem realizacji tych słów.
"Foreign Policy" zauważa jednak, że długość wschodniej granicy NATO jest podobna da granicy Zachodnich Niemiec i Układu Warszawskiego, a siły stacjonujących na nich wojsk wręcz nie da się porównać. W czasie zimnej wojny na wschodniej granicy sojuszu rozmieszczonych było ponad 20 dywizji z czołgami i artylerią.