Referendum na Krymie - były dowódca separatystów zdradza, jak pomogła w nim Rosja
Referendum na Krymie, które doprowadziło do oderwania półwyspu od Ukrainy i anektowania go przez Moskwę, nie odbyłoby się, gdyby nie działania Rosjan - wynika ze słów Igora Striełkowa-Girkina, byłego dowódcy separatystów w Donbasie i pułkownika rosyjskich służb bezpieczeństwa, który wystąpił w rosyjskiej stacji telewizyjnej.
Podczas debaty w programie "Polit-Ring" Striełkow-Girkin przyznał, że był na Krymie już pod koniec lutego ubiegłego roku - mniej więcej w czasie, w którym prezydent Wiktor Janukowycz uciekł najpierw z Kijowa, a potem z Ukrainy, by odnaleźć się w Rosji.
- Jedynymi siłami bezpieczeństwa, które dołączyły do naszych szeregów, był Berkut. (...) Nie widziałem żadnego wsparcia ze strony reprezentantów władz w Symferopolu - powiedział Striełkow-Girkin, którego słowa przytacza serwis Euromaidan Press.
Jak to się więc stało, że Rada Najwyższa Autonomicznej Republiki Krymu 27 lutego jednak przegłosowała decyzję o przeprowadzeniu trzy tygodnie później referendum na półwyspie? Wyjaśnienie przynosi dalsza część wywiadu ze Striełkowem-Girkinem. - To ochotnicze milicje zebrały i zagnały deputowanych do sali obrad Rady, by głosowali. Wiem to, bo byłem w tym czasie komendantem jednej z takich grup - powiedział.
Sam Striełkow-Girkin nie ma wątpliwości, że nie doszłoby do aneksji Krymu, gdyby nie obecność rosyjskich wojsk.
Co ciekawe, to już kolejny raz, gdy były dowódca separatystów otwarcie mówi o roli Rosjan w konflikcie na Ukrainie. W ubiegłym roku w rozmowie z rosyjską gazetą "Zawtra" przyznał: - To ja pociągnąłem za wojenny spust. Jak wyjaśnił, gdyby oddziały Rosjan nie wkroczyły na wschód Ukrainy, nie doszłoby tam do wybuchu walk, które toczą się do dzisiaj.
Jeszcze do sierpnia ubiegłego roku Striełkow-Girkin był ministrem obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Po zestrzeleniu pasażerskiego samolotu malezyjskich linii lotniczych wrócił do Rosji.
Źródła: Euromaidan Press, WP.PL.