Program kosmiczny Chin - zamiast prestiżowego wyścigu, długofalowy plan. Chińczycy widzą w kosmosie źródło nieograniczonej energii
• Chiński program kosmiczny ma zupełnie inny cel niż znane wcześniej
• Rywalizacja USA-ZSRR była napędzana przez prestiż
• Tymczasem Chiny w kosmosie nie szukają prestiżu, a zasobów
• Inwestują w ambitny projekt pozyskiwania energii słonecznej
• W planach jest także kosmiczne górnictwo, które potencjalnie mogłoby zapewnić energię dla całej Ziemi na kilka kolejnych stuleci
Pekin nie bierze udziału w wyścigu, nie zamierza się chełpić, że dotarł gdzieś jako pierwszy i nie wykorzystuje podróży kosmicznych do geopolitycznej rywalizacji. Zdaniem serwisu The Diplomat, Pekin ma przede wszystkim ambicję wykorzystywania pozaziemskich zasobów w taki sposób, by utrzymać swój stały i wysoki wzrost gospodarczy. Świadczą o tym choćby słowa gen. Zhanga Yulina, zastępcy Departamentu Rozwoju Uzbrojenia przy Centralnej Komisji Wojskowej. - Przestrzeń między Ziemią a Księżycem będzie strategicznie istotna dla wielkiego odrodzenia chińskiego narodu - mówił oficer.
Długofalowy cel - energia słoneczna
Choć programowi kosmicznemu naturalnie towarzyszy pewien prestiż, to najważniejsza jest długofalowa wizja. Zakłada ona eksplorację przestrzeni kosmicznej, Księżyca i asteroid w celu pozyskiwania zasobów.
Cele są jasne: stworzenie instalacji, wykorzystujących kosmiczną energię słoneczną (Space Based Solar Power - SBSP), górnictwo na Księżycu i innych ciałach niebieskich oraz skonstruowanie własnej stacji kosmicznej. Oczywiście ich osiągnięcie to nie kwestia kilku lat, ale co najmniej kilku dekad. Nie jest tajemnicą, że Chiny intensywnie pracują nad technologiami SBSP. W ubiegłym roku uchyliły rąbka tajemnicy i pokazały światu "mapę drogową" realizacji poszczególnych faz projektu, który finalnie miałby zadebiutować na orbicie w 2050 roku.
SBSP będzie mógł gromadzić energię słoneczną w kosmosie, a za pomocą satelitarnych stacji magazynowo-przekaźnikowych, dzięki użyciu mikrofali, przekazywać ją do instalacji odbiorczych na Ziemi. Zalety takiego rozwiązania są oczywiste: energia jest odnawialna, czysta, a jej zasoby są niewyczerpalne i stałe.
Zanim jednak wysłanie stacji SBSP w kosmos będzie możliwe, Chiny muszą pokonać spore technologiczne przeszkody. Według The Diplomat, instalacja będzie ważyła ok. 10 tys. ton, podczas gdy współczesne rakiety są w stanie wynieść na orbitę ładunki, ważące ok. 100 ton. Problemem będzie także przetransportowanie zmagazynowanej energii za pomocą mikrofal. Tu kluczowe będzie precyzyjne obliczenie wysokości.
Krótkofalowy cel - stacja kosmiczna
Równolegle Pekin chce mieć bazy kosmiczne. Prace nad pierwszą są już dalece zaawansowane. Chińczycy mają wynieść ją na orbitę już w 2020 roku. "Niebiański Pałac" (Tiangong) ma składać się z trzech modułów - pierwszy wystrzelono w 2011 roku, drugi dołączy we wrześniu tego roku, a trzeci ma uzupełnić konstrukcję właśnie w 2020 roku.
Stacja orbitalna ma pomieścić trzech tajkonautów i umożliwić im długie pozostanie w przestrzeni kosmicznej. Jak zauważa The Diplomat, Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) ma planowo "odejść na emeryturę" w 2025 roku, co może oznaczać, że Chińczycy będą mieli jedyną ziemską bazę w kosmosie. Przy czym Chińczycy zakładają, że to dopiero początek ich stałej obecności, która raz jeszcze nie jest obliczona na bicie rekordów i prestiżowy wyścig, a jest podporządkowana wspominanej pozyskiwaniu wspomnianej już energii słonecznej i jeszcze jednej pionierskiej technologii.
Kosmiczni górnicy
O Helu-3, izotopie tego pierwiastka, od lat pisze się jako o cudownym remedium na energetyczne bolączki ziemi. Szacuje się, że zaledwie 25-40 ton tego surowca mogłoby zaspokoić roczny apetyt na energię Stanów Zjednoczonych. Izotop może być wykorzystywany do reakcji termojądrowych, a jego rozpad pozostawia bardzo małą ilość odpadów radioaktywnych. Hel-3 występuje na Ziemi, problem w tym, że jest go najwyżej kilka kilogramów, a zasoby i tak są na wyczerpaniu. Za to całkiem spore złoża zalegają na Księżycu. Na tyle spore, że potencjalnie mogłyby zaopatrzyć naszą planetę w energię na kolejne kilka wieków.
O tym, że Chińczycy mają chrapkę na hel-3 wiadomo przynajmniej od 2007 roku. Wówczas aparatura umieszczona na rakiecie Chang'e 1 przeanalizowała strukturę Księżyca, w tym rozłożenie na nim surowców, także helu-3. Chang'e 3 dostarczyła w 2013 roku na Księżyc łazika. Yutu w październiku 2015 roku pobił rekord najdłużej operującego łazika na tym ciele niebieskim, a w sumie jeździł po Księżycu przez 31 miesięcy, aż do 31 lipca tego roku, gdy nagle się zdeaktywował. Warto przy tym zaznaczyć, że Chińczycy szacowali, że ich maszyna wytrzyma ok. trzy miesiące. Kolejnym krokiem po analizie strukturalnej, zdjęciach i łaziku ma być dostarczenie próbek księżycowej ziemi, planowane już na przyszły rok. Wprawdzie daleko stąd do stałej obecności na Księżycu i prowadzeniu prac na skalę przemysłową, to jednak wyraźnie widać, że z roku na rok czynione są kolejne postępy.
Kolejnym obiektem kosmicznej eksploracji mogą być asteroidy. W przestrzeni kosmicznej można je liczyć co najmniej w milionach, a często składają się z niklu czy kobaltu, a niejednokrotnie także z platyny czy złota. Koszty takich operacji oczywiście byłyby niebotyczne, ale w wielu przypadkach mogłyby się zwrócić z ogromną nawiązką. W ubiegłym roku Ziemię minęła asteroida, której wartość naukowcy oszacowali na 5,4 biliona dol. za sprawą złóż platyny i metali rzadkich. Te zasoby były 30 razy bliżej naszej planety niż najbliższe planety układu słonecznego.
Przeszkodą
Zakładając, że bariery finansowe i technologiczne są do pokonania, to teoretycznie kolejną przeszkodą w chińskiej kosmicznej eksploracji mogłoby być prawo międzynarodowe. Traktat o Przestrzeni Kosmicznej z 1967 roku zabrania jakiemukolwiek państwu traktowania przestrzeni kosmicznej jak własnego terytorium. Jednak specjaliści twierdzą, że jego stosunek do prawa własności zasobów jest niedookreślony.
Jak zauważa The Diplomat, ściągnięcie z Księżyca próbek przez Amerykanów w 1969 roku mogło ustalić precedens z rodzaju "kto pierwszy, ten lepszy". Jeśli już Chińczycy przystąpiliby do faktycznego wydobycia w kosmosie, na pewno nie omieszkaliby powołać się na ten przypadek.
A jeśli ktoś wypomniałby im łamanie prawa międzynarodowego? Jak Pekin reaguje na takie przytyki najlepiej pokazuje spór wokół Morza Południowochińskiego.