Wysokie temperatury, a wcześniej ciepła zima, sprawiły, że na beskidzkich szlakach jest dużo więcej niż zwykle żmij zygzakowatych. Ten jadowity wąż może uprzykrzyć nam życie, ale tylko wtedy, gdy go sprowokujemy.
- Żmija nigdy nas pierwsza nie zaatakuje. Dopóki nie będziemy jej drażnić patykiem czy kamieniami, nie będziemy próbować jej dotykać, jesteśmy bezpieczni – mówi Wirtualnej Polsce Patryk Pudełko, rzecznik prasowy beskidzkiej grupy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Jednak, gdy dojdzie do ataku, nigdy nie wysysamy jadu. Tego absolutnie nie wolno robić. Zostawiamy, zabezpieczamy bandażem lub opaską uciskową. Dzwonimy do GOPR i czekamy. Ratownicy określą sytuację i zadecydują o wezwaniu helikoptera lub karetki – ostrzega Pudełko.
Jeśli dojdzie do ugryzienia przez żmiję, pierwszą oznaką jest zaczerwienienie i opuchlizna. Później drętwienie, ale gdy zignorujemy te sygnały, efekt może być tragiczny – amputacja, a nawet śmierć.
W 2014 w Beskidach zostało ugryzionych osiem osób przez żmiję zygzakowatą, jedyną występującą w regionie.
Zobacz więcej w serwisie pogoda.