Piwo i wódka leją się strumieniami w polskich pociągach
Komfort podróży polskimi pociągami często odbiega od naszych marzeń. Brak ogrzewania, wolnych miejsc i wody. W niektórych przedziałach pomimo zakazu nawet wódka i piwo leją się strumieniami w oparach papierosowego dymu. To tylko niektóre z przypadków, o jakich poinformowali nas w listach do redakcji Internauci. Czy może być jeszcze gorzej?
05.01.2010 | aktual.: 05.01.2010 15:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wiesław:
Często podróżuję pociągiem przewozów regionalnych na trasie z Bydgoszczy do Sopotu. Komfort jazdy w tych pociągach pozostawia wiele do życzenia - nie ma ciepłej wody w toaletach, przedziały są niedogrzane, pomimo zakazu palenia papierosów, pasażerowie regularnie palą, zwłaszcza w przedziałach do przewozu większego bagażu: rowerów, wózków.
Niedawno wracałem z Sopotu do Bydgoszczy z rowerem. W przedziale bagażowym towarzystwo paliło papierosy, choć jest wyraźny zakaz. Piwo i gorzała lały się strumieniami. Na podłodze panował potworny syf, wszędzie było pełno petów, puszek po piwie, butelek po wódce. Konduktor, choć często przychodził sprawdzić bilety, ani razu nikomu nie zwrócił uwagi.
Paulus:
Zainteresujcie się też tym, w jaki sposób Koleje Mazowieckie traktują podróżnych w porannych pociągach. Z sufitów zwisają sople, ogrzewanie nie działa, a jedzie się jak w bydlęcym wagonie. Ścisk jak w konserwie, a płaci się za to w podatkach i przy kupnie biletu. Co to ma być? Mongolia?
Marta:
W niedzielę 3 stycznia na trasie Zielona Góra - Wrocław pociąg uległ awarii, najprawdopodobniej spaliły się hamulce. W jednym z wagonów zaczął lecieć dym spod siedzeń. Gdy poszłam poinformować o tym konduktorów i maszynistę, w ogóle się tym nie przejęli. Nawet nie chciało im się sprawdzić o co chodzi. Gdy poszli zobaczyć o co chodzi, powiedzieli, że jest awaria i jeżeli w ogóle ruszymy, to bez ogrzewania, więc powinniśmy się ubrać. Tak też zrobiliśmy.
Po godzinie siedzenia w zimnym pociągu poinformowano nas, że za 30 minut będziemy się przesiadać do innego pociągu. Minęło 30 minut, a my dalej siedzieliśmy. Gdy poszłam się dowiedzieć ile mamy jeszcze siedzieć w nieogrzewanym pociągu, nikt nie udzielił mi konkretnych informacji. Przed godziną 17, czyli po półtorej godziny siedzenia w pociągu kazali nam wysiąść i czekać na następny pociąg. Konduktorzy zabrali się pociągiem do Głogowa, a my dalej staliśmy na mrozie i czekaliśmy. Po spędzeniu około 30 minut na mrozie przyjechał pociąg.
Jak to jest możliwe, że tego typu pociągi w ogóle są dopuszczone do użytku? One co chwila ulegają awarii. Jak mamy czuć się bezpieczni? PKP ma gdzieś swoich pasażerów i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Ale żeby bez żadnych informacji i bez opieki pozostawić pasażerów?! Ciekawe co by było, gdyby następny pociąg miał być po pięciu godzinach? Zapewne też kazaliby nam czekać na tym mrozie.
Mariusz Kmieć:
29 grudnia 2009 roku chciałem pojechać pociągiem interREGIO z Dębicy, który miał konkurencyjną, w stosunku do biletów Intercity cenę, jednak był opóźniony o 60 minut. Przez megafon jedna z pracowniczek kolei powiedziała, że skład interREGIO zepsuł się pod Rzeszowem i tory są zablokowane. Z tego powodu zmieniłem bilet na droższy TLK. W pociągu nie było już wolnych miejsc, nie działało ogrzewanie. Zgłosiłem to konduktorowi, który powiedział, że w dniu dzisiejszym pociąg nie będzie ogrzewany.
PKP zamiast wymyślać nowe loga i hasła reklamowe powinna zainwestować w tabor kolejowy. Przez taką politykę firmy jeździmy starym złomem. Podróżowanie PKP zagraża naszemu życiu i zdrowiu!
Andrzej:
W czasie mojej ostatniej podróży PKP drzwi ostatniego wagonu w pociągu relacji Olsztyn - Kraków były zabezpieczone sznurkiem parcianym, by nie otworzyły się w trakcie jazdy. Poza tym miałem przyjemność wypuścić panią z toalety, ponieważ nie mogła się z niej wydostać. Jak się okazało klamka była zepsuta.
Marta:
Jestem studentką i każdy kto jeździ pociągami dobrze wie, że płacimy za miejsca siedzące i ogrzewane, a nie za stanie na jednej nodze w przejściu, bo zabrakło miejsca. Wystarczyłoby więcej wagonów, a nie dwa, w czasie, gdy większość ludzi wraca na weekend do domu. To chyba nie jest trudne?! Brakuje połączeń, warunki są coraz gorsze, a bilety droższe. Więc za co tyle płacimy? Ania:
Również chciałabym się podzielić moimi świątecznymi przygodami z PKP. Po dość długiej podróży samolotem udałam się na Dworzec Wschodni w Warszawie na pociąg do Lublina. Pociąg planowo powinien być na dworcu o godzinie 15.23. Po kupieniu biletu na tablicy informacyjnej pojawiła się informacja, że mój pociąg będzie miał 60 minut opóźnienia. Po wielu minutach czekania opóźnienie wzrosło do 90 minut.
Najgorsze było to, że musiałam w ten sposób spędzić Wigilię. Było bardzo zimno, a wszyscy pasażerowie musieli czekać na pociąg. Parę dziewczyn płakało, rozmawiając z bliskimi przez telefon. W gruncie rzeczy nie wiedzieliśmy, na którą dotrzemy w Wigilię do domu.
Przemek:
Jechałem ostatnio do Wrocławia Głównego. Nagle pociąg zatrzymał się na stacji Wrocław Zachodni. Po paru minutach przyszedł konduktor i z uśmiechem na twarzy krzyknął:
- Wysiadka, proszę sobie załatwić transport na własną rękę!
Do najbliższego przystanku autobusowego było około 400 metrów. Dla mnie nie było problemu z pokonaniem takiego dystansu, ale widząc staruszka, który doszedł z pomocą drugiej osoby do toalety po prostu zamarłem. Dodam tylko, że był to okres strasznych mrozów.
Gosia:
Dwie i pół godziny przy otwartych drzwiach w pociągu - tak wyglądała moja podróż pociągiem 3 stycznia 2010 roku.
Mirosław Szymczuk:
Gdy wracałem ze znajomymi z Sylwestra w Kołobrzegu pociąg do Gdyni był spóźniony o ponad godzinę. Kupiliśmy bilety z przesiadką w Koszalinie, jednak jak się okazało na miejscu nie ma żadnego połączenia. Czekaliśmy zmarznięci do nocy, po czym musieliśmy wracać taksówką, by nie zamarznąć zupełnie. To jakaś kpina! Kasjer sprzedał nam bilety na pociąg, który nie kursował.
Kasia:
Ostatnio jechałam pociągiem relacji Chojnice - Tczew. Cała szyba była zamrożona. Konduktorka zapytana dlaczego jest tak zimno odpowiedziała, że "albo jedziemy, albo grzejemy".
Piotr M.:
Z PKP są wiecznie problemy. Często podróżuję pociągami osobowymi na trasie Brzeg - Dąbrowa Niemodlińska - Opole. W ubiegłym roku szedłem na pociąg w Brzegu w woj. opolskim. Do odjazdu pociągu miałem 8 minut, jednak w kasach dworca głównego po godzinie 14 nie zastałem żadnej kasjerki, więc poszedłem do konduktora powiedzieć o zaistniałej sytuacji. Natomiast ten mi nie uwierzył i przy ludziach czekających na odjazd pociągu obrażał mnie, wmawiając mi, że próbuję wyłudzić bilet bez ponoszenia opłaty 4 zł za wystawienie biletu w pociągu. Tłumaczyłem mu, że gdybym chciał zaoszczędzić te 4 zł dopłaty to kupiłbym sobie bilet w kasie dworca głównego, a nie przychodziłbym się z nim kłócić, zwłaszcza, że miałem jeszcze czas kilka minut do odjazdu i to nie moja wina, że kasjerek nie ma na stanowisku pracy. Ten dalej mnie obrażał do momentu, gdy podszedł inny pasażer, który chciał kupić bilet z tego samego powodu. Wówczas konduktor z ironicznym uśmiechem spojrzał na mnie i nawet nie raczył mnie przeprosić za nazwanie
mnie przy innych pasażerach oszustem i naciągaczem.
Ilona Gembal:
Dzień przed Wigilią wracałam pociągiem z Wrocławia do Lublina. Ludzi na peronie jak na kilka pociągów, a jak się okazało wszyscy czekali na ten właśnie pociąg, co i ja. Udało mi się wsiąść, co przypominało koszmar, bo nie wszyscy zmieścili się do pociągu. Pasażerowie siedzieli w całym korytarzu, w tym również w toalecie, w której nie było wody. Pewien chłopak musiał wyjść przez okno, bo nie miał jak się przecisnąć do wyjścia.
Tak wyglądają oszczędności kolei. Kamil Witkowski:
Jeżdżę co miesiąc pociągami do Poznania. To co się teraz dzieje, to już przesada. Pociągi mają o połowę mniej wagonów, niż kiedyś. Ludzie stoją nawet koło toalet. Pociągi wyjeżdżają różnie. Wczoraj na przykład ledwo co zdążyłem na pociąg, a zgodnie z rozkładem jazdy miałem jeszcze 15 minut do odjazdu. Bilety znacznie podrożały. To co się stało teraz z PKP to po prostu masakra!
Rafał:
W sobotę 2 stycznia wracałem do domu pociągiem relacji Przemyśl - Szczecin. Z Przemyśla do Stalowej Woli w przedziale było jak w piekarniku. Kanapki z serem zamieniały się w tosty. W Stalowej zmieniono lokomotywę i temperatura zaczęła drastycznie spadać. Zaczęliśmy marznąć. Dojechaliśmy do Lublina, kolejna zmiana lokomotywy i znów ukrop. Dobrze, że wysiadłem w Warszawie i nie wiem jak było dalej.
Marcin:
To co się dzieje z PKP to jakaś paranoja. We wrześniu jadąc do Płocka okazało się, że sprzedali mi bilet na pociąg widmo, bo był w internetowym rozkładzie, a w rzeczywistości go nie było. Jazda z dwiema przesiadkami z Malborka przez Warszawę trwała 11 godzin. Zwrotu za bilet nie otrzymałem do dzisiaj.
Nikt nie umie odpowiedzieć na pytanie kto układa internetowy rozkład jazdy. Czy każda spółka osobno? Czy może dane spływają do PKP?
Marta:
Ostatnio jechałam na trasie Toruń - Kraków z wykupionym biletem w pierwszej klasie. Tylko szkoda, że wagonu pierwszej klasy nie było... A żaden z konduktorów do mnie nie dotarł, bo był taki ścisk, że ludzie siedzieli w toalecie.
A już odcinek Częstochowa - Kraków okazała się parodią podróży. W każdą niedzielę jest to samo - tłum studentów wraca do Krakowa i zawsze jest ścisk. Trzy wagony na skład przemierzający całą Polskę na trasie Gdynia - Kraków to kpina.
Alicja:
Na trasie Ełk - Białystok kursują pociągi przypominające metalowe puszki z plastikowymi siedzeniami w środku. Czy się siedzi, czy stoi płaci się tyle samo za bilet. W pociągu bywa tak zimno, że na podłodze wagonu gromadzi się szron. Wieje wszystkimi możliwymi dziurami, a okna są tak zamarznięte, że nic nie widać. Pod plastikowymi siedzeniami znajdują się metalowe, niczym nie zabezpieczone grzejące skrzynki. Są tak gorące, że jedna z nich przepaliła mi stojącą obok niej torbę i zniszczyła częściowo jej zawartość. W dodatku sparzyłam rękę!
Podróżowanie PKP zagraża zdrowiu i życiu! Niestety mimo grzejących, a w żaden sposób nie oznaczonych i niezabezpieczonych skrzynek, podłoga w pociągu pokrywa się szronem. To przechodzi ludzkie pojęcie.
Paweł:
Trasa z Inowrocławia do Gdyni w Sylwestra też była bardzo oblegana. W połowie trasy ludzie nie mogli już wsiąść do pociągu, bo skład był o połowę krótszy niż zazwyczaj. O brudzie w łazienkach i w wagonach nie wspominam. A ceny biletów poszły w górę i zapewniano, że komfort podróży również wzrośnie.
Choć powszechnie o pociągach mówimy PKP, to wiele opisywanych przez naszych internautów dotyczy pociągów jeżdżących w ramach spółki Przewozy Regionalne.
Opinie Internautów zebrała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska