Magdalena Żuk spędziła w Egipcie pięć dni. Zwróciła uwagę wielu ludzi, ale nikt jej nie uratował
Nie milkną spekulacje na temat tragedii Magdaleny Żuk w egipskim kurorcie. Padają oskarżenia. Często z ust ludzi, nigdy nigdy tu nie byli. Z rozmów i obserwacji w Marsa Alam trudno nie odnieść wrażenia, że wiele osób do końca próbowało pomóc 27-letniej Polce. Reporterzy Wirtualnej Polski Jarosław Kociszewski i Patryk Osowski są na miejscu. Dotarli do personelu szpitala, w którym doszło do tragedii. Ich relacje są wstrząsające.
Magdalena Żuk przyleciała do Egiptu z Katowic w środę 26 kwietnia nad ranem. Do hotelu The Three Corners Equinox Beach Resort jedzie się ok. pół godziny. Dwupasmowa szosa wzdłuż morza przez szaro-beżowy piasek pustyni. Po ciemku. Żadnych widoków ani atrakcji. Samotny strażnik pilnuje wtykanego w dziurę, stalowego słupka zagradzającego przejazd przez bramę, której styl ma przypominać o dumnej historii antycznego Egiptu.
To tutaj standard podobnie, jak sam hotel. Ponad 200 pokoi w czterech niewysokich budynkach na planie nieregularnego półkola. Pośrodku basen. Za oknem Morze Czerwone, chyba że ktoś trafi na pokój z widokiem na pustynię, która tutaj przypomina wielki, rozgrzebany plac budowy.
Trudno było jej nie zauważyć
Już w środę po południu goście zaczęli zwracać uwagę na zachowanie Polki. The Three Corners jest przede wszystkim hotelem dla starszych ludzi poszukujących tutaj ciszy i spokoju. Nic więc dziwnego, że słyszymy o turystach, którzy próbowali jej pomóc, czasem pocieszyć albo uspokoić.
Mahmoud, lokalny rezydent biura podróży, w czwartek miał usłyszeć o tym, że coś się dzieje z Magdaleną Żuk. Turystów, którzy byli świadkami tych wydarzeń, już nie ma na miejscu. Polityka hotelu zabrania pracownikom opowiadać, ale Egipcjanie, kierowcy przewożący gości, mówią nam o dziwnych, a czasem agresywnych zachowaniach Polki. Sprawy zaczęły wyglądać groźnie w piątek. Wtedy rezydent zadzwonił po pomoc do szpitala w pobliskiej, turystycznej miejscowości Port Ghalib.
Pierwsza wizyta w szpitalu
To niewielka, dobrze utrzymana placówka, która przede wszystkim udziela pomocy turystom z kurortu. - Mahmud zadzwonił do mnie, że ma gościa w konwulsjach – opowiada Wirtualnej Polsce dr Ahmed Shawky, lekarz ze szpitala w Port Ghalib, który zajmował się Magdaleną Żuk. – Wysłałem karetkę, która przywiozła dziewczynę. Była spokojna, ale odmawiała wyjścia z ambulansu i poddania się badaniu.
Lekarz stwierdził, że Polka nie ma konwulsji, a on nie ma kwalifikacji, żeby zajmować się problemami natury psychicznej. Magdalenę Żuk odwieziono do hotelu. W nocy znowu pojawiły się problemy. Dziewczyna miała wychodzić na dach hotelu.
Nikt nie chciał Polki przyjąć
W sobotę została odwieziona na lotnisko, gdzie jej zachowanie zwróciło uwagę policjanta, który poprosił o pomoc lekarza. Ten stwierdził, że Magdaleny Żuk nie można wpuścić na pokład samolotu. Mahmoud odwiózł ją do hotelu, z którego wcześniej się wymeldowała. Nie wpuszczono ich przez bramę.
Poszukując innego zakwaterowania rezydent zawiózł dziewczynę do sąsiedniego hotelu sieci The Three Corners, gdzie również jej nie przyjęto. Polka nie zgodziła się zamieszkać w kolejnym hotelu w Port Ghalib. Tam znowu miała być agresywna.
Wtedy też powstało nagranie rozmowy telefonicznej, które trafiło do internetu. Tu kolejna niewiadoma. Czas rozmowy zarejestrowanej na telefonie wynosi 25 minut. Dlaczego więc film w sieci jest znacznie krótszy? Czy za późno włączono nagrywanie, czy też celowo usunięto ponad 10 minut rozmowy?
Polka wraca do szpitala
Magdalena Żuk opadła z sił lub straciła przytomność. Mahmouod znowu zawiózł ją do szpitala i uprosił doktora Shawkyego, aby zatrzymał Polkę, której nie chciał przyjąć żaden hotel. – Spała na siedzeniu w samochodzie. Była bardzo spokojna. Na krześle przenieśliśmy ją do szpitala – opowiada.
Po kilku godzinach Magdalena Żuk ocknęła się. Kontakt z nią był utrudniony także z powodu bariery językowej, o której wspomina lekarz. Dziewczyna zaczęła się wyrywać. Próbowała uciekać. Pielęgniarze mieli problem z obezwładnieniem wysportowanej i wyraźnie pobudzonej Polki. – Oni się jej bali. Myśleli, że jest opętana przez ducha – mówi dr Shawky. - Wykrzykiwała dziwne rzeczy i była bardzo silna - tłumaczy.
Prawdopodobnie wzburzona i przestraszona dziewczyna krzyczała po polsku, co dla Egipcjan brzmiało dziwnie i przerażająco. Pielęgniarzom udało się jednak ją obezwładnić, a lekarz podał środek uspokajający. Magdalenę Żuk położono w sali nr 307 na drugim piętrze. Ręce i nogi przywiązano jej do łóżka. Opaska z ręcznika przytrzymywała także klatkę piersiową.
Dr Shawky podkreśla, że praktycznie nigdy nie była sama. Towarzyszył jej recepcjonista-pielęgniarz i pielęgniarka Faten Ahmed Aly. Leki uspokajające jednak nie podziałały tak, jak powinny. – To nie jest klinika psychiatryczna i nie mamy odpowiednio silnych środków, a to, co mogliśmy jej podać działa różnie w zależności od człowieka.
Nikt nie pomyślał, że wyskoczy przez okno
W nocy Magdalena Żuk zaczęła uwalniać się z więzów. Pielęgniarz bał się, że ucieknie z sali i ze szpitala. Wyszedł z pokoju, zamknął za sobą drzwi i poszedł na recepcję po pomoc. Z Polką pozostała jedynie Faten, która nie poradziła sobie ze znacznie wyższą i silniejszą pacjentką. Podczas trwającej kilkanaście sekund szamotaniny Magdalena Żuk wyskoczyła przez okno z drugiego piętra.
- Nie było mnie wtedy w sali. Nagle usłyszałem hałas, a później uderzenie o ziemię – opowiada dr Shawky. Ciężko ranna Polka w wykrzywionej pozycji, na plecach, leżała na betonowym chodniku. – Cicho jęczała. Wnieśliśmy ją do środka. Założyłem szwy. Opatrzyłem – wspomina lekarz. Po mniej więcej dziewięćdziesięciu minutach Magdalenę Żuk zabrała karetka, która przewiozła umierającą dziewczynę do odległej o blisko 300 km Hurgady, gdzie zmarła.
Taki obraz wydarzeń wyłania się z rozmów i spotkań w Marsa Alam i Port Ghalib. W pobycie Magdaleny Żuk w Egipcie jest bardzo niewiele białych plam. Zachowanie Polki było na tyle niezwykłe, że goście hotelowi zwracali na nią uwagę. Na przykład usłyszeć można, że piła dużo wody i mało jadła. Odpowiedzi na wiele pytań, także tych dotyczących rzekomego gwałtu, udzielić mogą wyniki sekcji zwłok, a w szczególności badanie toksykologiczne.
- Czy gdyby wsiadła do samolotu, to mogłaby dalej żyć? – zastanawia się dr Shawky. – Nie jestem psychiatrą. Nie mam narzędzi, żeby to stwierdzić w sposób naukowy, a poza tym nikomu w tej sprawie nie ufam. Ani jej chłopakowi, ani Egipcjanom.
Co do tego ostatniego na pewno można zgodzić się z dr Shawkim. W tej sprawie nie można ufać nikomu. On sam brzmi przekonująco, ale czy jego wersja zdarzeń też nie jest uzgodniona? Każdy ma tutaj swój interes, którego broni, a na rzetelne wyjaśnienie tragedii Magdaleny Żuk potrzeba czasu i cierpliwości. Sekcja zwłok jest krokiem w tym kierunku.
Jarosław Kociszewski, Patryk Osowski