Kolejna ofensywa separatystów. "Putin chce trwałej wasalizacji Ukrainy"
Po weekendowym ataku na Mariupol, siły separatystów wspieranych przez Rosję kontynuują swoją ofensywę w głąb terytorium kontrolowanego przez Kijów. Sytuacja Ukrainy pogarsza się: nie tylko na froncie, ale i wewnątrz kraju.
26.01.2015 | aktual.: 28.01.2015 07:43
- Niestety ukraińskie władze odrzucają pokojowe rozwiązanie, nie chcą wysiłków politycznych. Wykorzystały trwające krótko zawieszenie broni by przegrupować siły i znów zacząć operacje militarne - powiedział w poniedziałek prezydent Rosji Władimir Putin. Powiedział to ledwie kilka godzin po tym, jak przywódca "Donieckiej Republiki Ludowej" Oleksandr Zacharczenko ogłosił rozpoczęcie nowej ofensywy - na Debalcewo, położone kilkadziesiąt kilometrów za linią rozejmu ustanowioną we wrześniu w Mińsku.
To kolejny zaczepny ruch wspieranych przez rosyjskie wojsko rebeliantów w ciągu ostatnich dni. Po wyparciu sił ukraińskich z części zdewastowanego, lecz mającego symboliczne znaczenie lotniska w Doniecku, w weekend głównym celem separatystów został Mariupol, liczący pół miliona mieszkańców port na Morzu Czarnym. Efekt ostrzału miasta to 30 ofiar śmiertelnych (wszyscy z wyjątkiem jednego to cywile) i ponad setka rannych.
W poniedziałek działania wokół Mariupola ucichły, lecz celem ofensywy separatystów był inny strategiczny punkt pod kontrolą ukraińskiej armii: Debalcewo. To niegdyś 30-tysięczne miasto - obecnie niemal opuszczone przez mieszkańców - jest ważnym węzłem kolejowym i drogowym, łączącym drogi prowadzące do Doniecka, Ługańska i miast w południowej Rosji. Sytuacja stacjonujących tam kilku tysięcy ukraińskich żołnierzy jest bardzo trudna: siły rebeliantów otaczają Debalcewo z trzech stron, a jedyna droga odwrotu prowadzi przez most. Jeśli zostanie zniszczony - a do tego starają się doprowadzić siły DRL - Ukraińcy mogą zostać okrążeni. Obserwatorzy porównują tę sytuację do bitwy pod Iłowajskiem, największej dotychczas klęski ukraińskiej armii, podczas której wojska wspierane przez Moskwę zabiły lub wzięły w niewolę cały, liczący kilkuset żołnierzy oddział.
Pożegnanie z Mińskiem
Wznowione ataki sił prorosyjskich stanowią kolejne pogwałcenie podpisanego w zeszłym roku w Mińsku porozumienia, które - mimo nieustannego powoływania się na nie przez wszystkie strony konfliktu - straciło jakiekolwiek praktyczne znaczenie. Zdaniem ekspertów, właśnie taki był cel rosyjskiej eskalacji walk.
- To próba wymuszenia nowego rozdania i negocjacji nowego porozumienia z silniejszej pozycji - mówi w rozmowie z WP dr Łukasz Adamski, analityk z Centrum Polsko Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia - Putin nie był zadowolony z porozumienia mińskiego, bo ustanawiało ono tylko tymczasowo specjalny status części obwodu donieckiego i ługańskiego. Tymczasem celem Moskwy jest trwałe zwasalizowanie Ukrainy - tzw. "federalizacja", dzięki której Rosja mogłaby blokować jakiekolwiek poważne zmiany i nie dopuścić do jej zbliżenia z Europą - tłumaczy.
Ponadto, dodaje ekspert, zdobycze terytorialne także mają swoją wartość strategiczną. Separatyści pod swoją kontrolę chcą wziąć nie tylko lotnisko w Doniecku, ale i elektrownię węglową w Szczastii nieopodal Ługańska, o którą też w ostatnich dniach toczyły się walki.
Terroryzm i rozczarowanie
Problemy Ukrainy nie są jednak ograniczone do pogarszającej się sytuacji na froncie. Od kilku tygodni w ukraińskich miastach - m.in. w Odessie, Charkowie, Chersoniu niemal codziennie dochodziło do działań terrorystycznych i aktów dywersji. Celem nieznanych sprawców były np. transporty z zaopatrzeniem dla ukraińskiego wojska, mosty i budynki administracji publicznej.
- Widać, że te działania, połączone z ofensywą na froncie, to próba zaprowadzenia chaosu w Ukrainie - mówi WP Paweł Lickiewicz z portalu Eastbook.eu, specjalizującego się w sprawach wschodnich. - Nowe struktury państwa, jakie powstały w kraju po rewolucji są bardzo słabe, a wojna i zamachy dodatkowo podkopują ten wątły autorytet - dodaje ekspert.
Do góry problemów Kijowa - nie mówiąc o tragicznej sytuacji gospodarczej - dochodzą stale pogarszające się nastroje społeczne i rozczarowanie owocami zmian po Euromajdanie. Według opublikowanego niedawno badania Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologicznego, ponad 75 proc. Ukraińców jest zdania, że poziom korupcji w kraju się nie zmienił, lub nawet się pogorszył. Podobne oceny dotyczą również walki z przestępczością, jakości usług świadczonych przez państwo, a także podejścia władz do obywateli.
- Należy też pamiętać o ochotnikach walczących w ukraińskiej armii - to są ci sami ludzie, którzy aktywnie wspierali ukraińską rewolucję. Jeśli sytuacja będzie się pogarszać, ci ludzie wrócą do Kijowa i może dojść do powtórki Majdanu - mówi Lickiewicz - Paradoskalnie może więc być tak, że przedłużanie wojny i utrzymywanie walk będzie na rękę i Moskwy, i Kijowa - dodaje.
Czy w tej sytuacji możliwe jest wstrzymanie walk i trwalsze porozumienie? Nadziei na to nie dają kolejne deklaracje rosyjskich władz. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow oświadczył w czwartek, że Moskwa będzie dążyć do realizacji swoich celów - mówił tu o federalizacji Ukrainy - "do gorzkiego końca". Jednak zdaniem Łukasza Adamskiego nie należy wierzyć w deklaracje Kremla.
- Czas działa na niekorzyść Rosji, bo chociaż Putin nie musi się liczyć z opinią publiczną, to na skutek sankcji rośnie na niego presja ze strony jego otoczenia. Dlatego uważam, że powstrzymanie ambicji Moskwy jest możliwe, ale wymaga to zdecydowanej postawy: kolejnych sankcji i dalszego powiększania kosztów rosyjskiej interwencji - mówi ekspert.
Oskar Górzyński, Wirtualna Polska
**Zobacz również: Rosjanie ostrzeliwują Mariupol
**