"Kaczyński powinien poprosić obrońców krzyża, żeby rozeszli się w pokoju"
Prezydent Lech Kaczyński był człowiekiem skromnym i nielubiącym wszelkiej ostentacji. Dlatego byłoby wspaniale, gdyby to właśnie Jarosław Kaczyński wyszedł do obrońców krzyża i poprosił, żeby rozeszli się w pokoju - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski prof. Jadwiga Staniszkis.
04.08.2010 | aktual.: 04.08.2010 16:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zdanie wygłoszone przez jednego z obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu, pana Zielińskiego: "prawo zaczyna się tam, gdzie kończy się obyczaj" (TVN24, 2 sierpnia) nie jest wcale niewinne. W pewnych sytuacjach może być wręcz groźne. Nie jest to wprawdzie fundamentalistyczne: "obyczaj zamiast prawa". Ale już interpretacja "obyczaj równy prawu" może się pojawić.
I wtedy pojawia się pytanie: czyj obyczaj? Są przecież różne. I właśnie prawo ma gwarantować bezpieczeństwo obyczaju mniejszości. Na tym polega różnica między społeczeństwem (i państwem) tradycyjnym a demokratycznym, pluralistycznym państwem prawa. Akceptacja tego nie jest wcale łatwa.
Problem krzyża przed Pałacem Prezydenckim jest tu szczególny, bo rozgrywa się również wewnątrz sfery obyczaju. Tego spontanicznego obyczaju ulicy i zinstytucjonalizowanego, akceptującego przestrzenne granice swego manifestowania, obyczaju Kościoła z jego propozycją poświęcenia krzyża, pielgrzymki i - przeniesienia do św. Anny.
Mamy więc spontaniczny, ludowy obyczaj dopuszczający zawłaszczanie przestrzeni publicznej przez swoją symbolikę, obyczaj zinstytucjonalizowanej samoograniczającej się tradycji Kościoła i - trzeci wymiar - demokracja neutralna w sferze obyczaju. Konflikt między obyczajem tłumu a obyczajem już zinstytucjonalizowanym w Zachodniej Europie rozegrał się w epoce średniowiecznych ruchów millenarystycznych. Ruchów kwestionujących wizję oficjalnego Kościoła i traktujących swój obyczaj jako jedyne prawo. Z tego zderzenia właśnie wyrosła reformacja. Ale przedtem pojawił się mit walki z antychrystem, i mit fałszywego zwycięstwa, które trzeba dopiero wywalczyć (PiS-owskie "dokończenie rewolucji"?!). U nas w podobny ruch symboli i towarzyszących im emocji dodatkowo weszła polityka.
Prezydent Lech Kaczyński był człowiekiem skromnym i nielubiącym wszelkiej ostentacji. I był też profesorem prawa rozumiejącym emocjonalne dylematy przechodzenia do neutralnej obyczajowo demokracji i rządów prawa. Nienawidził wszelkiej agresji. Dlatego byłoby wspaniale, gdyby to właśnie Jarosław Kaczyński wyszedł do obrońców krzyża i poprosił, żeby rozeszli się w pokoju. Jest osobą na tyle wybitną, żeby zrozumieć, iż modernizacja to właśnie instytucjonalizacja obyczaju. Żeby nie było pytań: czyj obyczaj stoi przed prawem i kto o tym decyduje? Jego Brat pozostanie w naszych sercach i w pamięci o Jego marzeniach o silnej i sprawiedliwej Polsce. I na tym trzeba się skupić.
Lepiej byłoby dziś, zamiast myślenia, jak skompromitować nową kancelarię prezydencką walką z krzyżem, wystąpić na przykład z wizją reformy finansów publicznych, zgodną z tym marzeniem. Po pierwsze - koniec wszystkich przywilejów emerytalnych: nie tylko mundurowych, ale też sędziowskich i prokuratorskich. I wyłączenie z KRUS zamożniejszych rolników i pseudorolników. I - po drugie - koniec z przywilejami podatkowymi. Tymi, które pozwalają "samozatrudnionym" (a są to m.in. dużo zarabiający specjaliści) płacić niski, liniowy podatek. I tymi, które pozwalają tzw. "twórcom" (dziennikarze, artyści, naukowcy) przerzucać dużą część dochodu do "kosztów", które w ogóle nie są opodatkowane.
Tusk tego nie zrobi, bo owe przywileje dotyczą zaplecza klasy politycznej. Ale tego właśnie, a nie antyrozwojowego wzrostu VAT-u czy łatania budżetu prywatyzacjami, wymaga przyszłość Polski!
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski