Irak - porażka, lekcja i wciąż aktualny problem Zachodu
Irak, który kilka lat temu bywał stawiany za przykład sprawnie działającej demokracji wprowadzonej przy pomocy Zachodu, na oczach całego świata obrócił się w siedlisko ekstremizmu i arenę zbrojnej rywalizacji między sunnitami i szyitami. Do obecnej sytuacji niewątpliwie przyczyniła się także wojna domowa w sąsiedniej Syrii. Wobec ostatnich wydarzeń powracają pytania o kierunki zaangażowania się Zachodu na Bliskim Wschodzie, rozpad postkolonialnych granic oraz dalszą eskalację konfliktu w tym regionie.
01.07.2014 11:05
Postępy Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (ISIL - z ang. Islamic State In Iraq and the Levant), które zaowocowały zdobyciem przez bojowników tego ugrupowania Mosulu i Tikritu, stanowią otwarcie kolejnego frontu w bliskowschodniej batalii sunnicko-szyickiej. Istnieje kilka faktów, które nie wróżą rychłego zakończenia konfliktu i mogą rzutować destruktywnie na cały region.
Po pierwsze, społeczeństwo irackie, z powodu dyskryminującej sunnitów polityki zdominowanego przez szyitów rządu, podzielone jest w dużo większym stopniu niż jeszcze kilka lat temu. Działania premiera Nuriego al-Malikiego przyczyniły się do wzrostu poparcia dla ISIL wśród sunnickiej ludności Iraku.
Zwycięstwo stronnictwa Malikiego w wyborach parlamentarnych w maju 2014 r. dodatkowo wzmogło antyszyickie nastroje wśród sunnickiej mniejszości i pozwoliło ISIL na odważniejsze działania.
Na sunnicko-szyicki podział polityczno-religijny w Iraku nakładają się dodatkowo kwestie etniczne, które objawiają się w dążeniach Kurdów do niezależności. Kontynuują oni starania na rzecz utworzenia niepodległego Kurdystanu, co jeśli zostanie zrealizowane, stworzy potencjalne zagrożenia dla jedności terytorialnej Iranu, Syrii i Turcji.
Po drugie, udział wielu aktorów zewnętrznych zaangażowanych w bliskowschodnią rozgrywkę, która z Syrii rozlewa się na terytorium Iraku, również nie wróży konfliktowi szybkiego zakończenia. Obecna sytuacja rodzi implikacje zarówno regionalne, jak i globalne.
Aby iracki kryzys został zażegnany, jakieś porozumienie musiałyby wypracować rywalizujące ze sobą "mocarstwa muzułmańskie" - Arabia Saudyjska oraz Iran. Konflikty w Syrii oraz w Iraku to nic innego jak kolejne fronty irańsko-saudyjskiej proxy war (ang. wojna zastępcza - przyp.) o dominację w świecie islamu. Osobną kwestią jest to, że nie tylko Iranowi, lecz również Arabii Saudyjskiej, nie odpowiada perspektywa powstania w sąsiedztwie państwa rządzonego przez fundamentalistów.
Kluczowym zagadnieniem pozostaje też zaangażowanie w Iraku Stanów Zjednoczonych, które choć czują się zobowiązane do wsparcia rządu Nuriego al-Malikiego, wydają się nie mieć w konflikcie irackim sojuszników, tak wśród społeczeństwa, jak i grup biorących udział w walce.
Podobnie antyamerykańskie nastawienie reprezentują sunniccy fundamentaliści z ISIL, jak i zaangażowane w ich zwalczanie organizacje szyickie.
Istotną siłą w konflikcie fundamentalistów z irackim państwem może się okazać z kolei Turcja, która umożliwiła wcześniej wzrost sił Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie. Szacuje się, że nawet 50 proc. ochotników w szeregach ISIL przybyło właśnie z Turcji lub poprzez terytorium tego państwa z krajów europejskich. Należy dodać, że ISIL jest organizacją silną finansowo, posiadającą zamożnych sponsorów w krajach Zatoki Perskiej (głównie w Arabii Saudyjskiej oraz Katarze).
Jeżeli czas do stanowczej reakcji rządu i innych państw wydłuży się, ISIL okrzepnie i zacznie w pełni funkcjonować na terenach zajętych jako państwo (do czego już zmierza). Innymi słowy, im dłużej ISIL będzie w ofensywie, tym trudniej będzie usunąć zalążek "państwa", które ma fundamentalistyczne i antyzachodnie nastawienie.
Tymczasem nikłe wydają się szanse na wypracowanie konsensusu między Stanami Zjednoczonymi i Iranem, który nie wydaje się chętny do rozpoczęcia jawnej interwencji w Iraku (nieoficjalnie wspiera jednak siły rządowe Malikiego i tworzenie szyickich bojówek). Władze irańskie naturalnie oskarżają o kryzys w Syrii i Iraku właśnie Stany Zjednoczone na oraz swego regionalnego rywala - Arabię Saudyjską i jej sojuszników. Również premier Maliki jako winnych destabilizacji wskazuje Arabię Saudyjską i Katar. Przetrwanie szyickich władz w Iraku jest niezbędne władzom w Teheranie do realizacji strategicznych planów i dlatego należy przewidywać, że zaangażowanie Iranu w Iraku będzie wzrastało.
Ewentualna interwencja Iranu z pewnością zrodziłaby jednak szereg kontrowersji i dodatkowo zmotywowałaby sunnickie organizacje ekstremistyczne w walce z kafirami (niewiernymi - tym terminem fundamentaliści z ISIL określają szyitów). Militarny powrót do Iraku Stanów Zjednoczonych również wiązałby się z kontrowersjami. Taka ewentualność zasadniczo nie jest brana pod uwagę przez administrację Baracka Obamy, zaś możliwe do zrealizowania ataki lotnictwa na pozycje zajmowane przez ISIL mogą stać się przyczyną śmierci wielu cywilów, co dodatkowo pogorszy wizerunek Stanów Zjednoczonych w Iraku i całym regionie.
Wnioski dla Zachodu
Czasy, w których odżyły animozje na tle polityczno-religijnym pomiędzy sunnitami i szyitami oraz obudziła się - duszona wcześniej przez kolonializm i ideologie socjalistyczne - świadomość etniczna, nie wróżą pokoju na Bliskim Wschodzie, zdominowanym przez wielonarodowe i wielowyznaniowe organizmy, zamieszkane zarówno przez sunnitów, jak i szyitów.
Okazało się, że Irak bez autorytarnej władzy, która kierowała nim w czasach Saddama Husajna i partii Baas, mimo pozornego potencjału militarnego, jest państwem zbyt słabym, aby oprzeć się najazdowi wojującego islamu.
"Wojna" pomiędzy sunnitami i szyitami, staje się również niezwykle niebezpieczna dla Zachodu. Realny wydaje się scenariusz, w którym po ewentualnym zwycięstwie w Iraku, ISIL ustanowi na zdobytych terytoriach reżim skrajnie nieprzyjazny Zachodowi - o charakterze podobnym do Islamskiego Emiratu Afganistanu (reżimu talibów) przed 2001 r.
Zwycięstwo opcji szyickiej z kolei ugruntuje regionalne wpływy Iranu, co nie leży w interesie Stanów Zjednoczonych, starających się balansować wpływy tego kraju na Bliskim Wschodzie.
W Mosulu atakowanym przez zdecydowanie mniej liczebnych rebeliantów, zawiodła lojalność armii wobec władz. Ten poważny problem państwa rozwiązać mogą obecnie jedynie siły zewnętrzne i ochotnicy ideologicznie umotywowani przez religijne autorytety, takie jak ajatollah Sistani.
W szerszym kontekście, kwestia motywacji w armii irackiej stanowi ważny sygnał alarmowy dla Waszyngtonu i jego europejskich sojuszników. Już za kilka miesięcy w Afganistanie kończy się natowska misja ISAF, która również miała na celu budowę podwalin demokratycznego państwa z dobrze wyszkoloną armią i policją. Tymczasem na temat afgańskich sił bezpieczeństwa, już dziś krążą opinie o niskim morale i nielojalności wobec rządu w Kabulu.
Powtórzenie scenariusza irackiego w Afganistanie wydaje się zatem niezwykle prawdopodobne.
Sukcesem interwencji Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie i w świecie islamu było doprowadzenie do upadku reżimów autorytarnych. Porażką zaś nieumiejętność zmiany wewnętrznej sytuacji na tyle, by nowe rządy były w stanie sprawować władzę bez uciekania się do dyskryminacji i obronić się przed zalewem kolejnych fal ekstremizmu. W tym kontekście nie należy jednak wstrzymywać się od dalszego zaangażowania Zachodu w regionie, gdyż wobec popełnionych wcześniej błędów, bierna postawa grozi powstaniem szowinistycznych i wrogich Zachodowi reżimów.
Jakub Gajda, Research Fellow w Fundacji Kazimierza Pułaskiego