Grupa naukowców buduje tarczę antyterrorystyczną. Polska uniknie ataków?
Urządzenie przypomina niewielką, metalową walizkę. W najwyższym punkcie osiągnie maksymalnie 100 centymetrów i nie przekroczy 30 kilogramów. Do zamkniętego "pudełka" zostaną podłączone anteny. Wszystko zostanie umieszczone na zdalnie sterowanej platformie samojezdnej. Tak będzie wyglądał nowy projekt młodych naukowców z Politechniki Gdańskiej, który ma zapewnić nam bezpieczeństwo przed atakami terrorystycznymi. Cały projekt to koszt ponad 2,5 mln złotych.
Budowę tarczy antyterrorystycznej będzie nadzorował dr Sławomir Ambroziak, a realizacja całego projektu potrwa trzy lata. - Prototyp urządzenia będzie gotowy już za 36 miesięcy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Ambroziak z Katedry Systemów i Sieci Radiokomunikacyjnych Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej.
Neutralizacja bomby
Na czym właściwie polega system, który ma zapewnić Polakom bezpieczeństwo? - Bomby detonowane drogą radiową uruchamiane są za pomocą zapalnika, powodującego ich zapłon. Jest on zintegrowany z odbiornikiem radiowym. Terrorysta, który chce taką bombę zdetonować, musi mieć jakiś nadajnik radiowy, z którego sygnał radiowy docelowo trafia do odbiornika umieszczonego w bombie. W momencie przesłania sygnału zapalnik się aktywuje i bomba wybucha - opowiada dr Ambroziak.
Do odpalania ładunków terroryści wykorzystują najczęściej ogólnodostępne rozwiązania, a wśród nich telefony komórkowe, piloty do otwierania szlabanów czy zdalnie sterowane zabawki. - Nasze urządzenie będzie zakłócało właśnie ten sygnał nadawany przez terrorystę. W związku z tym odbiornik w bombie go nie otrzyma, zapalnik nie zostanie uruchomiony, a w konsekwencji bomba nie wybuchnie - dodaje.
Problem jednak powstaje wówczas, gdy terrorysta posłuży się bombą na zapłon przewodowy. To oznacza, że zdetonuje ją za pomocą kabelka przymocowanego bezpośrednio do ładunku. Urządzenie gdańskich naukowców nie jest przeznaczone do neutralizacji takich zagrożeń.
Młody zespół naukowców
W zależności od tego z jaką mocą będzie nadawać urządzenie, taki obszar będzie w stanie objąć. Drugi element, który bezpośrednio będzie wpływał na działanie urządzenia to odległość w jakiej urządzenie będzie znajdywało się od nadajnika terrorysty. - Jeśli nadajnik jest w miarę blisko, około 600 m od nas, to promień tarczy może wynosić 30 - 40 metrów. Jeśli ta odległość zwiększa się do około 3 km, bariera osiągnie 300 - 400 metrów - tłumaczy dr Ambroziak.
Tarcza miałaby być uruchamiana stosownie do zagrożeń. Jeśli zostanie zaplanowany przejazd konwoju i istnieją podejrzenia, że może wystąpić jakieś zagrożenie, wówczas na czas poruszania się konwoju, taka tarcza zostanie uruchomiona.- Natomiast jeśli będą to zagrożenia stacjonarne w postaci na przykład podejrzanych ładunków wybuchowych, urządzenie wystarczy uruchomić na czas neutralizacji zagrożenia - mówi koordynator projektu.
Nad tarczą antyterrorystyczną będzie pracować ośmioosobowy zespół, składający się młodych naukowców w wieku 30 - 35 lat. - To rzeczywiście bardzo młody zespół, ale też bardzo doświadczony. W katedrze prowadzimy wiele projektów z zakresu bezpieczeństwa i obronności - zapewnia dr Ambroziak. Przyznaje, że stres związany z praca nad projektem jest, ale wyłącznie motywujący.
Priorytet: neutralizowanie źródła zagrożeń
Działanie urządzenia projektowanego przez gdańskich naukowców nie jest nowością. Z podobnego rozwiązania korzystał podczas misji w Iraku między innymi dr Maciej Milczanowski, oficer Wojska Polskiego w stanie spoczynku, obecnie dyrektor Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Narodowym w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzana w Rzeszowie. - Chodziło o zagłuszanie sygnałów radiowych, które miało uniemożliwić detonację ładunków wybuchowych na trasie naszego przejazdu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Są tysiące sposobów na omijanie zabezpieczeń technicznych, które wprowadzimy. W Iraku funkcjonowaliśmy przez siedem miesięcy i przekonywaliśmy się o tym każdego dnia. Pracowałem w Taktycznym Centrum Operacyjnym i wciąż spływały do nas raporty na temat nowych pomysłów, jakie przeciwnik wykorzystuje przeciwko nam. Im więcej drogiej, wartej miliony dolarów, przejętej od Amerykanów technologii wykorzystywaliśmy, tym szybciej, w sposób bardzo prymitywny, była ona neutralizowana przez przeciwnika - dodaje dr Milczanowski.
Zaznacza także, że nie ma sposobu, by za pomocą technicznych środków ustrzec się przed zamachami terrorystycznymi. By to osiągnąć, potrzebna jest humanistyka i zrozumienie psychologii społecznej. Żadna technologia nie jest w stanie nas zabezpieczyć w 100 proc. tym bardziej, że terroryści wykorzystują coraz to nowe, mało przewidywalne metody, jak wykorzystanie do zamachu ciężkiego pojazdu.
- Nie mówię, że nie należy stosować takich rozwiązań jak tarcza antyterrorystyczna. Trzeba, i to jak najwięcej - monitoring, zabezpieczenia, zakaz lotu dronów podczas imprez masowych czy nowe technologie. One są potrzebne, ale wyłącznie jako dodatki do systemu. Ponieważ w ostatecznym rozrachunku środki te, prędzej czy później, zawsze będą przez terrorystę omijane. System musi być realizowany w ten sposób, by neutralizować źródła zagrożeń, a nie wyłącznie ostatnie ogniwo - zamachowca - zaznacza dr Milczanowski.
- Projekt noszący nazwę "Przenośne urządzenie do wytwarzania kurtyny elektromagnetycznej (Aegis)" otrzymał dofinansowanie z edycji konkursu "Przyszłościowe technologie dla obronności – konkurs młodych naukowców". W całości finansowany z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Prototyp, który powstanie w ramach projektu, przejdzie na własność Ministerstwa Obrony Narodowej.