"Dzięki żałobie stała się gwiazdą - teraz znów atakuje"
Jeśli Marta Kaczyńska dołączy do PiS, ustanowi w Europie nowy model partii rodowej. Ona jedna może przejąć przywództwo po stryju. Albo zamiast niego - pisze prof. Magdalena Środa w Wirtualnej Polsce.
Marta Kaczyńska znalazła dość oryginalny sposób na znalezienie się w polityce. Najpierw spopularyzowała swój wizerunek w prasie kobiecej, kolorowej i tabloidowej. Dzięki żałobie stała się gwiazdą. Osobiście dziwnym mi się wydawało, że można traktować osobistą tragedię jako wydarzenie medialne, ale widać można. Wszystkich to interesuje, a przekonanie, że żałoba jest czymś intymnym przeżywanym w samotności, wśród bliskich, osób, można włożyć do lamusa. W społeczeństwie, który francuski filozof G. Debord nazywał "społeczeństwem spektaklu" - wszystko jest towarem.
Teraz Marta Kaczyńska przystępuje do ofensywy. Jawi się jako najwyższy autorytet w kwestiach dystrybucji ideowej spuścizny ojca. "Temu się należy, a tamtej od spuścizny wara. Ten jest prawomyślny, inni nie". Pani Marta nie wie chyba, że z ideami tak się nie da robić. Idee, pomysły, dokonania osób publicznych - a prezydent do nich niewątpliwie należał, choć nie bardzo chciał - są jak ptaki, które wszędzie mogą (lub nie) znaleźć ciepłe gniazda i się rozmnożyć. Twierdząc, że to wyłącznie stryj ma prawo do dysponowania nimi, pani Marta ogromnie zubaża rolę i znaczenie prezydenta czyniąc go zakładnikiem klanu Kaczyńskich i ich popleczników, ale może o to właśnie chodzi?
Jarosław Kaczyński ma do zaoferowania Polsce wyłącznie dzieło i tragiczną śmierć swojego brata (bo o innych elementach programu PiS nie słyszałam), więc nie będzie się nim z nikim dzielił, zwłaszcza przed wyborami. Przeczy to jednak tezie, że prezydent Kaczyński był prezydentem wszystkich Polaków. Bo gdyby był, to każdy mógłby czuć się dziedzicem jego idei i dokonań. A tak, został znów zmarginalizowany do roli brata bliźniaka przywódcy jakiejś - w sumie - niewielkiej opozycyjnej partii. Gdy partia przegra i gdy nikt bez przyzwolenia Marty Kaczyńskiej nie będzie mógł powoływać się na spuściznę Lecha Kaczyńskiego - pamięć o nim przeminie. Chyba że Marcie z jakiś powodów zależy na tym, by czcić ojca zadymami na Krakowskim Przedmieściu. Ale dziwna to cześć. I dziwne podejście do - jakby nie było - głowy państwa.
Być może Marta Kaczyńska objawiła się w roli depozytariuszki spuścizny swojego ojca by dać jasny sygnał, że będzie startować tylko z list jednej godnej jej osoby partii. Czyli z PiS. Ale chyba nie było takiej potrzeby. Zależność pani Marty od stryja jest widoczna gołym okiem i specjalnych deklaracji nie trzeba było dokonywać, no chyba tylko po to by dołożyć PJN. Zadanie zostało wykonane, stryju.
Marta Kaczyńska gdy tylko bliżej zwiąże się z PiS, ustanowi zarazem w Europie nowy model partii - rodowej, opartej na więziach rodzinnych. Jej członkowie będą składali przysięgę wierności niczym feudalni wasale członkom rodu, ale też relacje w partii będą jak w rodzinie.
Z ciekawością będę obserwowała ten nowy twór. Póki co cieszę się z prawdopodobnego kandydowania pani Marty w wyborach. Jedna kobieta więcej. A w rodzinie kobiety mają sporo do powiedzenia, nie tak jak w zwykłych partiach. Marta Kaczyńska może więc wkrótce wysunąć się na pozycje rodzinnego lidera. Ona jedna może przejąć przywództwo po stryju. Albo zamiast niego.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski