Dlaczego George Bush nie usunął Husajna?
Podczas operacji "Pustynna Burza" w 1991 roku Irak został szybko i zdecydowanie zwyciężony. Saddam Husajn zachował jednak władzę. Dwanaście lat później, kiedy świat stoi w obliczu kolejnego konfliktu w Zatoce Perskiej, warto sobie zadać pytanie, dlaczego USA nie usunęły irackiego dyktatora, kiedy miały po temu sposobność?
30.01.2003 | aktual.: 30.01.2003 12:35
17 stycznia 1991 r. koalicja antyiracka rozpoczęła zmasowane bombardowania Iraku. Prezydent USA George Bush zadeklarował: "Nie przegramy". 23 lutego rozpoczęto działania lądowe, a już cztery dni później Saddam Husajn zgodził się na rozejm. Pozostał jednak przy władzy.
Równowaga sił
Gdy w latach 50. Fidel Castro walczył w górach Sierra Maestra, przedstawiciel Departamentu Stanu, tak tłumaczył amerykańskie wsparcie dla kubańskiego dyktatora Fulgencio Batisty: "Batista to sukinsyn, ale przynajmniej nasz sukinsyn". Tej zasadzie Amerykanie hołdowali przez cały okres zimnej wojny. Dbano przede wszystkim o zapewnienie równowagi sił, starej angielskiej polityki zagranicznej, niejako odziedziczonej przez USA. Różnica polegała jednak na tym, że Brytyjczycy skupiali się na zakulisowych działaniach dyplomatycznych, w ostateczności sięgając po przemoc jako środek zapewnienia równowagi. Stany Zjednoczone natomiast stosowały mniej "eleganckie" metody.
Region Bliskiego Wschodu zawsze zajmował priorytetowe miejsce w polityce USA. A Husajn był postrzegany jako sojusznik Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza po rewolucji ajatollahów w Iranie. Dlatego też Amerykanie starali się pokonać irackiego dyktatora, ale nie chcieli go zniszczyć. Osłabienie Iraku oznaczałoby automatycznie wzrost znaczenia Syrii, rządzonej przez prezydenta Asada, jawiącego się amerykańskim dyplomatom jako nieprzewidywalny dyktator, który prawdopodobnie jest w posiadaniu broni ABC. Asad mógłby użyć jej wobec najbliższego sojusznika USA - Izraela (obawy te żywiono mimo faktu, iż Syria potępiła inwazję iracką i zaangażowała swoje wojska po stronie sił sojuszniczych).
Klęska Saddama oznaczała także wzmocnienie Iranu, największego wroga USA w regionie bliskowschodnim. Wreszcie, Arabia Saudyjska, stojąca po stronie koalicji, wcale nie była tak wiernym sojusznikiem, jakby chcieli tego Amerykanie. Oficjalną religią w tym kraju jest wahhabizm, ortodoksyjny odłam sunnickiego islamu. Od 1981 Arabia Saudyjska udzielała wsparcia i pomocy finansowej Irakowi w wojnie z Iranem. Groźba wzrostu znaczenia Iraku skłoniła Arabię do potępienia aneksji Kuwejtu przyłączenia się do działań zbrojnych państw sprzymierzonych. Jednak Stany Zjednoczone były sojusznikiem z konieczności, a nie ze świadomego wyboru. Klęska Iraku mogła oznaczać, że Arabia obrałaby bardziej antyzachodni kurs.
Kwestia kurdyjska
Oddzielną kwestię stanowił problem kurdyjski. Kurdowie od lat walczą o powstanie niepodległego państwa - Kurdystanu. W Iraku, po II wojnie światowej, dochodziło do wielu powstań. Istniała realna groźba, że osłabienie władz w Bagdadzie doprowadzi do usamodzielnienia się Kurdów irackich, zamieszkałych na północy kraju. Przeciwko takiemu obrotowi sprawy protestowały Syria, Iran, a przede wszystkim Turcja, w której mieszka najwięcej Kurdów. Turcja, członek NATO i bliski sojusznik USA, zdecydowanie przeciwstawiał się wszelkim próbom powstania zalążka niepodległego Kurdystanu.
Kto po Saddamie?
Warto wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. Stany Zjednoczone, stojące na czele koalicji, rozpoczynając wojnę z Irakiem nie miały pomysłu na to, co zrobić po skończeniu działań zbrojnych. Okupacja nie wchodziła wówczas w grę, gdyż sukcesem był już sam fakt, że po jednej stronie barykady znalazły się razem USA i ZSRR. Brak pomysłu na to, co zrobić sprawił, że Husajn utrzymał władzę. Wydawało się wówczas przywódcom koalicji antyirackiej, że osłabiony dyktator jest lepszy, niż destabilizacja regionu bliskowschodniego.
Dziś USA nie popełniają tego błędu. Mówią wyraźnie, że jeżeli dojdzie do wojny, to przegrany Irak znajdzie się pod tymczasową okupacją amerykańską. Przykład Kosowa, który już od 5 lat jest pod zarządem międzynarodowym, uczy, że rozwiązania tymczasowe są niezwykle żywotne. (mag)