Polska"Daliśmy Zachodowi lekcję"

"Daliśmy Zachodowi lekcję"

- Egipcjanie dali Zachodowi bardzo ważną lekcję: nie możecie popierać dyktatorów tylko dlatego, że służą waszym interesom - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Esraa Abdel Fattah, egipska aktywistka i blogerka, która za swoją działalność była aresztowana w 2008 roku. Teraz, gdy upadł reżim Hosniego Mubaraka, Egipcjanka ocenia, jaka przyszłość czeka jej kraj. Esraa Abdel Fattah gości w Polsce na Wrocław Global Forum, gdzie ma otrzymać Nagrodę Wolności Rady Atlantyckiej.

"Daliśmy Zachodowi lekcję"
Źródło zdjęć: © AFP

10.06.2011 | aktual.: 10.06.2011 17:13

WP: Paweł Orłowski: W 2008 r., gdy została Pani aresztowana, egipska opozycja była dość słaba. Co się stało, że trzy lata później, społeczeństwo obaliło reżim Hosniego Mubaraka?

Esraa Abdel Fattah: Przede wszystkim powstało wiele ruchów społecznych, jak np. Ruch 6. Kwietnia, czy inicjatywa "Wszyscy jesteśmy Khaledem Saeedem". Zamordowanie Khaleda sprawiło, że wielu ludzi, którzy do tej pory nie byli w żaden sposób zaangażowani politycznie, wyszło na ulice w obronie praw człowieka. Dla nich to był pierwszy raz, kiedy w ogóle wzięli udział w życiu politycznym. Drugą ważną kwestią było pojawienie się Mohammeda ElBaradeia. Dzięki niemu ludzie poczuli, że jest jakaś alternatywa dla reżimu Mubaraka, że ktoś inny może być prezydentem. Poza tym podziałał na nas przykład Tunezji. Egipcjanie poczuli wtedy: tak, to jest możliwe.

WP: * ElBaradei wygra wybory?*

- Nie wiem, czy wygra, ale z pewnością zyska wielkie poparcie. W tej chwili media niszczą jego wizerunek. Nie wiem, czy on zdoła to przezwyciężyć.

WP: W jaki sposób niszczą?

- Wypominają mu, że jako szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej przyczynił się do wojny w Iraku, że przez długi czas mieszkał za granicą, że nie zna Egiptu - co nie jest prawdą.

WP: Czy radykalizm polityczny stanowią zagrożenie dla Egiptu? Czy fundamentaliści będą mogli przejąć władzę?

- Ci, którzy sięgną po władzę w Egipcie, wiedzą teraz jedno: lud zawsze może ich obalić. Strach, który krępował przez długie lata Egipcjan, został już przełamany. W gruncie rzeczy nie obchodzi mnie w tej chwili, kto obejmie rządy w państwie. Ważniejsze jest, w jaki sposób to osiągnie. Musimy stworzyć sprawiedliwą i dobrą konstytucję, która jasno określi relacje między ludem i władzą. Musimy znaleźć jasny i przejrzysty sposób na przeprowadzenie wyborów - aby wola ludu stała się wartością nadrzędną, aby nie decydowały korupcja, znajomości czy układy. W tej chwili zależy mi tylko na tych dwóch rzeczach. Ważne jest też, żeby partie polityczne dotarły do tych ludzi, którzy od 30 lat nie byli zaangażowani w życie polityczne.

WP: Mimo przeszło 20 lat demokracji w Polsce, wciąż mamy problem. Nie jest łatwo namówić ludzi do zaangażowania się w politykę.

- To prawda. Ale jest nadzieja. W czasie referendum w Egipcie ludzie musieli jechać czasem 10 km do punktu wyborczego, musieli czekać po kilka godzin w kolejce, by oddać swój głos. I czekali.

WP: Jeśli Bractwo Muzułmańskie przejmie władzę, Egipt pozostanie krajem demokratycznym?

- Nie sądzę, żeby w ogóle mogli przejąć władzę. Z pewnością osiągną jakiś wynik wyborczy i wejdą do parlamentu, jak wiele innych partii, ale nie zdobędą władzy.

WP: A jeśli za kilka lat im się to uda?

- Jeśli uda nam się przyjąć dobrą, demokratyczną konstytucję, nikt nie będzie mógł zdobyć pełni władzy.

WP: Co z prawami kobiet?

- Martwię się o pozycję kobiet. W czasie rewolucji aktywnie uczestniczyły w protestach. Teraz nie można ich znaleźć w żadnych komitetach, partiach. Musimy zmienić mentalność Egipcjan, by uznali prawa kobiet. Tak, aby były reprezentowane we wszystkich dziedzinach życia - nie tylko w polityce.

WP: Jak długo, pani zdaniem, może to zająć?

- Jeśli kobiety wezmą udział w wyborach, dostaną się do parlamentu; jeśli pozostali uznają ich prawo do władzy, to może się stać w ciągu roku. Jeśli nie, zajmie to lata.

WP: Przez kilka tygodni demonstranci na Placu Tahrir musieli czekać na wyrazy poparcia ze świata. A Amerykanie długo popierali reżim Mubaraka. Jak pani ocenia reakcję wspólnoty międzynarodowej, a zwłaszcza Stanów Zjednoczonych?

- Amerykanie twierdzili, że Mubarak jest kluczowy dla stabilności Egiptu. To było bardzo zasmucające. Egipcjanie dali Zachodowi bardzo ważną lekcję: nie możecie popierać dyktatorów tylko dlatego, że służą waszym interesom. To nie przynosi skutków. Mam nadzieję, że Zachód wyciągnął słuszne wnioski z tej lekcji i już nigdy nie będzie popierał ludzi typu Kadafiego czy Asada. Demokrację i wolność należy popierać z tego względu, że się w nie wierzy, a nie dlatego, że służą naszym interesom.

WP: Egipt od zawsze był przykładem dla innych państw arabskich. Jak będzie wyglądał za 10 lat?

- Będziemy w centrum zainteresowania świata arabskiego. Już po rewolucji wszystkie państwa spoglądają w stronę Egiptu. W ciągu kilku miesięcy zostałam zaproszona do kilkunastu ambasad państw arabskich w Kairze. To co się będzie działo, gdy uda nam się zbudować demokratyczny Egipt?!

WP: Jak będą wyglądały relacje Egiptu z sąsiadami, zwłaszcza z Izraelem? Jaką rolę będzie odgrywał Kair w procesie pokojowym?

- Egipt będzie skutecznie wspierał pokój. Każdy kraj, który będzie szukał pokoju, otrzyma nasze wsparcie. Jeśli jakieś państwo, na przykład Izrael, będzie dążyło do wojny i będzie zabijało niewinnych, nie otrzyma naszej pomocy. Staniemy przeciw niemu.

WP: Jak rewolucja zmieniła pani życie?

- Teraz mam bardzo mało czasu na sen. Chciałabym znowu móc się wysypiać (śmiech). Mam bardzo dużo pracy - przede wszystkim w naszej organizacji pozarządowej, Egipskiej Akademii Demokratycznej. Staramy się zwiększać świadomość polityczną, bo to jest nasza rola. Zaangażowałam się również w projekt wielkiej partii liberalnej - Frontu Demokratycznego. Będziemy startować w najbliższych wyborach.

Rozmawiał Paweł Orłowski, Wirtualna Polska

Zobacz także