Coraz więcej ofiar cywilnych bitwy o Mosul. To efekt Trumpa?
Alarmująco rośnie liczba ofiar cywilnych w trwającej od miesięcy bitwie o Mosul. To wynik zwiększonej intensywności nalotów koalicji i taktyki dżihadystów, którzy wykorzystują cywilów jako żywe tarcze. Ale też nowych zasad użycia siły wprowadzonych przez administrację Trumpa.
To miał być jeden ze standardowych nalotów lotnictwa międzynarodowej koalicji, jakich w trwającej od listopada bitwie o Mosul były już setki. Irackie wojsko, chcąc zlikwidować snajperów Daesz strzelających z dachu kilkupiętrowego budynku w dzielnicy al-Dżadida, poprosiło o wsparcie lotnictwa. Ale gdy bomby spadły, okazało się, że budynek był pełny postronnych mieszkańców miasta. Poza dżihadystami zginęło ponad 130 osób, choć niektóre szacunki mówią nawet o 200. Podejrzewa się, że tak wysoka liczba zabitych była efektem tego, że w budynku były materiały wybuchowe.
We wtorek dowódca amerykańskich wojsk w Iraku gen. Stephen Townsend potwierdził, że feralnego nalotu 17. marca dokonało amerykańskie lotnictwo; był to prawdopodobnie najbardziej krawawy incydent od początku zaangażowania USA w Iraku w 2003 roku. Ale tragiczny wypadek jest już kolejny w serii, która wpisuje się w trend coraz większej intensyfikacji uderzeń z powietrza, jaką widać od początku roku. Efektem większej ilości uderzeń jest więcej ofiar. Ich liczba jest nieznana; według niektórych irackich szacunków, tylko w ciągu ostatnich tygodniu zginęło ponad 500 cywili. Jak jednak wynika z danych portalu Airwars, zbierającego informację na temat efektów bombardowań w Iraku i Syrii, trend jest jednoznaczny - nawet jeśli nie wszystkie doniesienia o ofiarach się potwierdzają.
Jak mówi weteran misji na Bliskim Wschodzie dr Maciej Milczanowski, większa liczba ofiar to też nieunikniony wynik sposobu walki dżihadystów i specyfiki prowadzenia działań wojennych w gęsto zabudowanym mieście.
- To niestety typowe dla działań wojennych w miastach, a szczególnie w dzielnicach będących ostatnią linią oporu, bo miasto jest otoczone i nie ma ucieczki. Tymczasem w południowo-zachodniej części Mosulu skoncentrowały się te najbardziej radykalne jednostki. Nie mając szans na ucieczkę i nie mogąc liczyć na łagodny wymiar kary, wzmaga to ich determinację. Więc korzystają z ludzi jako żywej tarczy - mówi ekspert Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. - Do tego dochodzi kolejny problem specyficzny dla tej bitwy, bo siłom biorącym udział w operacji wyzwalania miasta bardzo często trudno odróżnić jest z pewnością cywilów od bojowników - dodaje.
Ale intensyfikacja działań - i wiążący się z tym wzrost ofiar cywilnych tej krawawej bitwy - to także efekt politycznej presji wywieranej ze strony Bagdadu, jak i Waszyngtonu, które naciskają na jak najszybsze wyzwolenie największego bastionu Daesz. Jednym z rezultatów tej presji było rozluźnienie reguł podejmowania decyzji o udzieleniu wsparcia powietrznego irackiej armii, a także o ułatwieniu procesu uderzeń na terrorystów z dronów - nawet jeśli oznaczać to ma "zwiększoną tolerancję na ofiary cywilne". Jak powiedział gen.Townsend, celem jest zmniejszenie biurokracji i decentralizacja procesu, oraz danie większego impetu wojnie z terroryzmem. Ale jak mówi dr Milczanowski, wiąże się to też z większym ryzykiem błędów, bo "szybsze decyzje zawsze oznaczają więcej ofiar cywilnych.
- Trump cały czas mówił w kampanii, że błyskawicznie rozprawi się z Państwem Islamskim, że zintensyfikuje działania zbrojne. Niesławna operacja w Jemenie pokazała już sposób działania tej administracji i do czego takie podejście może doprowadzić - mówi były wosjkowy. Jak dodaje, Mosul zapewne wkrótce zostanie wyzwolony, a Państwo Islamskie pokonane. Ale nie musi to oznaczać końca kłopotów - Z pewnością siły koalicji odniosą militarne zwycięstwo, ale kiedy rozmawiam z Irakijczykami i obserwuję działania Amerykanów to widzę, że po obu stronach nadal nie ma odpowiedzi na najważniejsze pytanie: "co dalej?" - podsumowuje Milczanowski.