"Cholera z tą Polską! To jest poniżenie!"
Dawnych rywali nazywa "pół-Polakami", obecnych - polskimi szpiegami. I znowu uderza w Związek Polaków. Żadna inna mniejszość narodowa nie zaznała takich represji ze strony reżimu Aleksandra Łukaszenki, jak Polacy, których wkrótce władze Białorusi mogą potraktować, jako politycznych zakładników - pisze dla Wirtualnej Polski Aleh Barcewicz.
05.04.2011 | aktual.: 06.04.2011 09:21
"Karta Polaka - to wstępny etap strategii, która doprowadzi do przejęcia części terytorium Białorusi przez Polskę". Tak pisał o tym dokumencie główny organ prasowy kancelarii prezydenta Łukaszenki, gazeta "Sowieckaja Biełorussija" w momencie przyjęcia ustawy przez polski parlament 2 lata temu. Nazywał ją "brutalnym atakiem" na Białoruś. Propagandowy atak na Polskę i Polaków nasilił się tam ostatnio z podwójną siłą. A szczęśliwi posiadacze wspomnianego dokumentu wkrótce mogą być uznani na Białorusi za przedstawicieli "piątej kolumny".
Pół-Polak, pół-Żyd
Malowanie Polski, jako agresora i głównego wroga zewnętrznego jest zorientowane na niechęć, która tkwi wśród części społeczeństwa białoruskiego z powodów historycznych. Dlatego w mediach państwowych Polak często jest przedstawiany, jako napastliwy "pan", który chce Białorusina spolszczyć, omamić i dybie na jego ziemie, marząc o Rzeczpospolitej "od morza do morza".
Łukaszenka, próbując sporadycznie odrodzić te uczucia, kieruje je również w stronę swoich rywali. Rzekome polskie pochodzenie przypisuje Zenonowi Paźniakowi (lider Białoruskiego Frontu Narodowego)
, Stanisławowi Szuszkiewiczowi (były marszałek parlamentu) oraz Wiaczesławowi Kiebiczowi (były premier Białorusi). Ostatniego Łukaszenka nazwał "pół-Polakiem, pół-Żydem". Cała trójka deklaruje pochodzenie białoruskie.
Kandydat-szpieg
Przewrotne związki z Polską zarzuca także niedawnym rywalom w wyborach prezydenckich. Głównym argumentem władz Białorusi dla brutalnego rozpędzenia przez milicję demonstracji powyborczej w Mińsku jest rzekome ujawnienie "polsko-niemieckiego spisku" i "próby zamachu stanu". Byłego kandydata Alesia Michalewicza, który w ogóle nie przewodził protestom, białoruskie KGB podejrzewało o szpiegostwo dla polskiego wywiadu tylko na podstawie tego, że... jeden z członków jego sztabu wyborczego mieszka, na co dzień w Warszawie.
- Żeby w końcu wyjść na wolność i opowiedzieć o stosowanych przez KGB torturach, zgodziłem się przejść badanie na wariografie ("detektor kłamstw"), odpowiadając na pytania: czy mam obce obywatelstwo i czy jestem szpiegiem zagranicznych służb? - opowiada Michalewicz. - Dopiero po tej procedurze zarzuty o szpiegostwo zostały cofnięte - dodaje.
"Cholera z tą Polską!"
Łukaszenka uwielbia sformułowanie "to nasi Polacy!", uzasadniając w ten sposób swobodne poczynania wobec mniejszości polskiej na Białorusi. Nie mogąc jej poskromić, w 2005 roku władze sąsiedniego kraju stworzyły lojalny wobec siebie drugi Związek Polaków. I właśnie rękoma tych "naszych" chcą zdelegalizować kartę Polaka. Formalnym pomysłodawcą zaskarżenia dokumentu jest Stanisław Siemaszko, prezes nieuznawanego przez polskie władze Związku. Zresztą, jak sam zdradza, etniczna ojczyzna mało go obchodzi. - Cholera z tą Polską! Chcę jeździć na Litwę, do Niemiec, do Francji. To jest poniżenie! - narzeka Siemaszko, który po ostatnich wyborach prezydenckich na Białorusi został objęty zakazem wjazdu do krajów UE. I obiecuje, że z zaskarży "Kartę Polaka" w Strasburgu.
Polacy, jako zakładnicy
Na razie dokumentem, który obowiązuje wyłącznie na terytorium Polski, zajął się Sąd Konstytucyjny Białorusi. Tamtejsze MSZ planuje wykorzystać jego werdykt do interwencji na arenie międzynarodowej. Jakie będzie miał skutki prawne dla 15 tysięcy posiadaczy karty, mieszkających na Białorusi, na razie nie wiadomo. Największe obawy proces budzi wśród działaczy Związku Polaków.
- To są bardzo złe sygnały, bo po takim propagandowym uderzeniu zazwyczaj idą bardzo konkretne represje wobec działaczy Związku Polaków - mówi WP członek Rady Naczelnej nieuznawanego przez władze Białorusi ZPB, Andrzej Poczobut. Jego konkretne represje już dotknęły: został oskarżony przez prokuraturę białoruską o zniesławienie Aleksandra Łukaszenki na łamach Gazety Wyborczej oraz we własnym blogu. Działaczowi polonijnemu grożą dwa lata więzienia.
- Mniejszość polska tradycyjnie jest traktowana przez Łukaszenkę, jako swoiści zakładnicy - dodaje Poczobut. - Jeżeli jest coś nie tak w stosunkach z Polską, to przedstawiciele władz niemal otwarcie mówią: "No to teraz będziemy prześladować Polaków" - dodaje.
Jak Kadafi
Branie zakładników w próbie wywarcie presji na kraje zachodnie jest chwytem lubianym przez współczesnych dyktatorów. Stosował go, na przykład, Muammar Kadafi: mowa o sprawie bułgarskich pielęgniarek oraz biznesmenów ze Szwajcarii. W pierwszym przypadku wymienił skazanych przez siebie na śmierć Bułgarek na 500 mln. dolarów i obietnicę liderów krajów UE o wszechstronnej współpracy. Dwóch szwajcarów władze Libii bez tłumaczenia zatrzymały po aresztowaniu w Szwajcarii jednego z synów Kadafiego, Hannibala, który pobił tam dwóch pracowników hotelu. Biznesmenów uwolniono dopiero po tym, gdy zdjęto wszystkie zarzuty z syna "lidera libijskiej rewolucji", a prezydent Szwajcarii publicznie go przeprosił.
Aleksander Łukaszenka nie jest przestępcą wojennym, a wojsko białoruskie nie strzela do demonstrantów. Jednak władze traktują, jako zakładników własnych obywateli. Skasowanie sankcji, ocieplenie stosunków i współpracę z Unią Europejską Mińsk otrzymał 2 lata temu właśnie w zamian za wypuszczenie więźniów politycznych, w tym byłego kandydata na prezydenta Aleksandra Kazulina.
Jeżeli coś się udało raz, to, dlaczego nie wolno tego powtórzyć? Dzisiaj lista więźniów politycznych na Białorusi liczy już kilkadziesiąt nazwisk. Po raz pierwszy mogą znaleźć się na niej również Polacy.
Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski