ŚwiatBacza pusz - dlaczego afgańscy rodzice udają, że ich córki to synowie?

Bacza pusz - dlaczego afgańscy rodzice udają, że ich córki to synowie?

"Nasz brat w rzeczywistości jest dziewczynką" - usłyszała pewnego dnia podczas pracy w Afganistanie szwedzka dziennikarka Jenny Nordberg. Zdziwiona zaczęła drążyć temat - tak odkryła bacza pusz, afgańskie dziewczynki udające chłopców. Powodów, dla których rodzice "zmieniają" córki w synów jest wiele, ale wszystkie wynikają z jednego faktu: ścisłej segregacji płci, która daje żyjącym pod Hindukuszem mężczyznom dużo więcej praw i wolności niż kobietom. Niedawno do polskich księgarń trafiła książka Nordberg "Chłopczyce z Kabulu", a autorka zgodziła się na e-mailowy wywiad z Wirtualną Polską.

Bacza pusz - dlaczego afgańscy rodzice udają, że ich córki to synowie?
Źródło zdjęć: © AFP | Adek Berry
Małgorzata Gorol

24.06.2015 | aktual.: 24.06.2015 09:19

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Manusz to córeczka byłej afgańskiej parlamentarzystki. Niewiele osób jednak wie, że jak się naprawdę nazywa i że w ogóle jest dziewczynką. Na co dzień jest ubrana, ostrzyżona i zachowuje się jak chłopiec. Tak też się ją traktuje. Dostała nawet nowe imię, męskie - Mehran. Jej ojciec, który ma kilka córek, spełnił dzięki Mehran marzenie o synu. Jej matka ucięła plotki i wyrazy współczucia, że nie urodziła chłopca. Bo pod Hindukuszem czeka się na synów, nie córki - to chłopcy podnoszą status rodziny.

Zresztą Azita, matka Mehran, sama przez kilka lat była bacza pusz. Dzięki udawaniu chłopca mogła pomagać w pracy ojcu. Mogła też zasmakować wolności, której nigdy nie poznałaby dziewczynka, bo tym nie uchodzi chodzić samotnie po ulicach, wspinać się na drzewa czy głośno śmiać. Taka swoboda jest zarezerwowana tylko dla chłopców.

Z kolei rodzice Zahry chcieli, by ich udawany syn "przyciągnął" prawdziwego chłopca. Według matki dziewczynki magiczna moc bacza pusz najwyraźniej zadziałała, bo po tym jak Zahra zaczęła być traktowana jak chłopiec, kobiet urodziła kilku synów.

To tylko niektóre bohaterki książki Jenny Nordberg "Chłopczyce z Kabulu", która ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Czarne. Dziennikarka przez kilka lat badała w Afganistanie zjawisko bacza pusz. Choć do dziś nie wiadomo, ile jest pod Hindukuszem takich dziewczynek-chłopców, jasnym stało się, że można na nie trafić w najróżniejszych rejonach kraju i różnych rodzinach - bogatych i biednych, z miast i wsi. Z zasady bacza pusz wracają do bycia dziewczynkami po kilku latach przebieranek, gdy zaczynają dojrzewać i zbliża się czas ich zamążpójścia. Ale niektóre córki próbują łamać tę zasadę i na zawsze zostać synami.

WP: Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska: Jakiś czas temu próbowałam podpytać o bacza pusz dwóch polskich podróżników i autorów publikacji o Afganistanie. Liczyłam, że być może spotkali takie dziewczynki udające chłopców podczas swoich wypraw. I choć to świetni, dociekliwi autorzy, nie mogli mi za bardzo pomóc - jeden z nich polecił właśnie Pani książkę. Obaj to mężczyźni. Tu tkwił mój błąd? Jako mężczyźni nie mieli oni szans odkryć tajemnic bacza pusz, tajemnic świata afgańskich kobiet?

Jenny Nordberg: Nim napisałam o bacza pusz dla "New York Times'a" w 2010 r., był to temat raczej nieznany na Zachodzie. Nawet sami Afgańczycy byli zaskoczeni moim odkryciem - zwłaszcza ci żyjący od dłuższego czasu zagranicą. Gdy próbowało się wygooglać "bacza pusz", nic nie wyskakiwało w wyszukiwarce. Mity o dziewczynkach przebierających się za chłopców i kobietach za mężczyzn oczywiście istnieją od dawna, głównie w bajkach, powieściach czy filmach. Ale nikt wcześniej nie odkrył tego (fenomenu bacza pusz - red.) i go nie opisał. Prawdą jest, że większość zagranicznych korespondentów to mężczyźni, ale wydaje mi się, że ta historia mogła zostać odkryta tak przez mężczyznę, jak i kobietę. Trzeba było zdać sobie sprawę, że to jest temat, a potem zacząć zadawać właściwe pytanie, co właśnie zrobiłam. Do książki przeprowadziłam dodatkowe badania, które zajęły mi kilka lat. (…) Właściwie moje badania do "Chłopczyc z Kabulu" są jedynymi istniejącymi na ten temat, w jak i poza Afganistanem.

WP: Bacza pusz to z języka dari "przebrana za chłopca". Ale to coś więcej niż "przebranie" i więcej niż bycie - w zachodnim rozumieniu - chłopczycą…

Tak. Chodzi o bycie wychowywanym jako chłopiec, co daje na pewien czas przywileje i obowiązki przypisane chłopcom. Czasami to szansa na edukację, na obszarach, na których dziewczynkom nie wolno chodzić do szkoły.

WP: Ci, którzy nie mieli okazji przeczytać Pani książki, na pewno zastanawiają się: dlaczego? Dlaczego rodzice udają, że ich córki to synowie?

Z kilku powodów: by podnieść status rodziny, w której nie ma synów - w patriarchalnym społeczeństwie tylko synowie się liczą, by ułatwić poruszani się dziewczynkom, by mogły eskortować swoje siostry, by mogły zdobyć wykształcenie... Kiedy jedna część społeczeństwa jest tak uciskana, zawsze znajdą się osoby, które spróbują przejść "na drugą stronę", zyskać prawa, których normalnie by nie miały.

WP: Pani natknęła się na ten temat przypadkiem, podczas odwiedzin w domu byłej afgańskiej parlamentarzystki. Jej córki wyznały, że ich najmłodszy braciszek to też… dziewczynka. To było w 2009 r. i do dziś pozostaje Pani jedynym ekspertem w sprawach bacza pusz. Jak to możliwe, że zjawiskiem, które najprawdopodobniej sięga setek lat wstecz, nie zainteresował się żaden z ekspertów wysyłanych w ciągu ostatniej dekady przez międzynarodowe organizacje do Afganistanu?

Ponieważ jako ludzie mamy tendencję do rozmawiania z osobami, które nas przypominają i mówią w tym samym języku. Reporterzy mężczyźni rozmawiają z innymi mężczyznami, zagraniczni dziennikarze rozmawiają z innymi obcokrajowcami lub wykształconą elitą afgańskich ekspatriantów, którzy mówią po angielsku. Z tego powodu trudno odkryć, co tak naprawdę dzieje się w społeczeństwie, tuż pod powierzchnią. "Eksperci" rozmawiają z innymi ekspertami, powstaje zamknięte koło informacji. Jako dziennikarka musiałam się nauczyć, by wyjść poza ekspertów często siedzących w swoich biurach daleko od wydarzeń, o których mówią. Myślę, że w przypadku Afganistanu i zachodnich wysiłków w tym kraju temat bacza pusz niesie również pytanie: co jeszcze przegapiliśmy?

WP: Dziewczynki, o których Pani pisze, wydają się szczęśliwe, że mogą udawać chłopców. I trudno się dziwić - dla nich to jak otwarcie drzwi na świat. To możliwość głośnej zabawy, chodzenia z podniesioną głową, patrzenia w oczy i mówienia otwarcie - wszystkiego tego, czego afgańskiej dziewczynce, a potem kobiecie nie przystoi. Ale czy spotkała Pani jakieś bacza pusz, które nie chciały nimi być?

Tak. To może być brzemię dla dziewczynek, które udają chłopców, by móc ciężko pracować i zapewnić utrzymanie rodzinie. Kilka bacza pusz, które są teraz dorosłymi kobietami, czują się źle z tą przemianą, zostały do niej zmuszone, do powrotu do kobiecości. Nie jest to więc historia triumfu i szczęścia.

WP: Poznała Pani też dorosłe kobiety, które nie zrezygnowały z męskich ról. I pewną nastolatkę, Zahrę, która była zła, że zaczęła dojrzewać. To właśnie dojrzewanie jest tą czasową granicą, jakiej najczęściej rodzice nie chcą przekraczać. Czy wie Pani, co się dzieje obecnie z Zahrą i innymi bohaterkami Pani książki? Jak jej publikacja wpłynęła na ich życia?

Widziałam Zahrę kilka miesięcy temu w Kabulu. Jest jej coraz trudniej żyć jako chłopiec; jej rodzice naciskają, by stała się bardziej kobieca i zapuściła włosy. Jestem w kontakcie z wszystkimi kobietami i dziewczynkami opisanymi w książce i jak na razie nie doświadczyły one żadnych negatywnych konsekwencji. Większość ich tożsamości jest chroniona. Powiedziały mi, że są dumne, iż wniosły swój wkład do książki dotyczącej doświadczenia, które dzielą.

WP: Pani tłumaczka Setora próbowała nauczyć Panią manier afgańskich kobiet: noszenia nierzucających się w oczy i niesportowych ubrań, cichości i pokory w ruchach oraz postawie, żadnego głośnego śmiechu. Ale mimo Pani starań i tak była Pani zawsze obserwowana, bo nie udało się wszystkiego tak kontrolować. Nasuwa się skojarzenie z byłymi bacza pusz, które musiały ponownie wcielić się w role dziewczynek i kobiet.

Tak, Afgańczycy, mężczyźni i kobiety, uważają, że jestem bardzo męska. Już to pokazuje, jak bardzo płeć jest związana z powierzchownością, zwłaszcza w społeczeństwie, w którym mamy do czynienia z segregacją.

WP: Gdy zaczęłam czytać Pani książkę, zastanawiałam się, czy podobne zjawiska mogą występować też w innych krajach. Wszyscy znamy historię Joanny D’Arc, ale chodzi o współczesność. W dalszej części "Chłopczyc z Kabulu" odpowiada Pani na to pytanie. Osoby na wzór bacza pusz można spotkać w Albanii, na Bliskim Wschodzie, w Pakistanie, Indiach, Malezji, Kambodży, Birmie. Czy zawsze przyczyną jest opresyjny ekstremalny patriarchat?

Tak. Gdyby nie było segregacji, a mężczyźni i kobiety, chłopcy i dziewczynki mieli bardziej równe prawa, nie byłby potrzebne takie rozwiązania jak bacza pusz.

WP: Jeden z najbardziej przerażających momentów w książce to opis wesela. W czasie jego trwania starsze kobiety oceniają młode dziewczynki, które wkrótce same zostaną pannami młodymi. Ich "werdykty" są oparte na wyglądzie i plotkach. Dlaczego kobiety, które często same cierpiały z powodu swojego statusu w społeczeństwie, są tak surowe wobec innych dziewczynek?

Ucisk karmi się uciskiem. Nawet w naszym świecie kobiety zawsze porównują się z innymi kobietami. Czy ona miała łatwiej czy trudniej niż ja, czy wybrałam właściwą drogę życiową, dlaczego ja tak cierpiałam, gdy młodsze nie powinny...? Powstaje wiele takich pytań. Wolność jednej kobiety często może stać się obrazą dla cierpienia innej.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (55)