Autostrady nie będą przejezdne na Euro 2012, będzie gigantyczna afera
Zablokują autostrady, drogi wyjazdowe z Warszawy i inne ważne węzły komunikacyjne, prawdopodobnie już po świętach - tak będzie wyglądał protest firm, które nie otrzymały zapłaty za budowę autostrady A2. - Będziemy blokowali dotkliwie i będziemy robili to do skutku - deklarują przedsiębiorcy. Twierdzą, że padli ofiarą zaplanowanego oszustwa na wielką skalę. Mimo setek milionów złotych wydanych na jeden tylko odcinek A2, nie ma, ani autostrady, ani pieniędzy dla firm pracujących przy jej budowie. Poszkodowani przedsiębiorcy zaznaczają, że minister Sławomir Nowak nie wie, co dzieje się na placu budowy. - Przed Euro 2012 autostrady na pewno nie będzie - deklarują. Firma, która jeszcze kilka tygodni temu była generalnym wykonawcą inwestycji, właśnie złożyła wniosek o upadłość.
Przeczytaj też: DSS złożyły wniosek o upadłość z możliwością zawarcia układu
Wybrane poza przetargiem przedsiębiorstwo, które miało dokończyć budowę porzuconego przez chińską firmę COVEC odcinka autostrady A2 między Łodzią a Warszawą, bankrutuje. Dolnośląskie Surowce Skalne od wielu miesięcy nie płacą kontrahentom, 4 kwietnia ogłosiły upadłość jednej ze spółek zależnych, którą zaledwie rok wcześniej kupiły od skarbu państwa. Zdenerwowani przedsiębiorcy chcą zablokować nie tylko budowę pechowego odcinka autostrady, ale także przejazd na innych autostradach i wjazdy do Warszawy. Szans na połączenie Warszawy z siecią autostrad przed Euro 2012 już nie ma.
Problem oszukanych przedsiębiorców dotyczy zarówno autostrady A2, jak i A4. Poszkodowani kontrahenci nazywają to "polskim piekiełkiem". Nie wszyscy chcą z nami rozmawiać, tłumaczą, że grożono im, boją się o zdrowie i życie swoje i swoich dzieci, proszą, aby ich nie cytować. Inni obawiają się, że stracą ostatecznie szansę na odzyskanie długów. Na rozmowę zgodził się Ireneusz Kępniak, który jak twierdzi, został oszukany na 80 tys. złotych. Jego firma świadczyła usługi transportowe przy budowie odcinka C autostrady A2, który miał umożliwić przejazd autostradą na trasie Poznań-Warszawa. Tam sytuacja wygląda najgorzej. To właśnie firmy pracujące przy budowie tego odcinka chcą zablokować stolicę.
- DSS był liderem tej budowy, wykiwał wszystkie firmy pracujące przy A2, nikomu nie wypłacono pieniędzy. Od grudnia otrzymywaliśmy kolejne zapewnienia, terminy zapłaty były przekładane z tygodnia na tydzień. Doszło do tego, że robiliśmy pikietę pod Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad w Warszawie, byliśmy w sejmie, byliśmy u ministra Nowaka. Minister zapewnił nas, że GDDKiA będzie mogła postarać się nam pomóc - mówi Ireneusz Kępniak. - Teraz budowę przejął Bögl&Krysl, DSS został odsunięty tylko na papierze, jako część konsorcjum, ale Bögl&Krysl nie chce spłacać długu DSS, umywa od tego ręce - wyjaśnia.
Znacznie większe zobowiązania DSS ma wobec zajmującej się konstrukcjami monolitycznymi firmy Mar-Tom Marka Szymczaka. - Zacząłem pracę od września, do końca roku częściowo opłacali faktury, z sumy ok. 3,5 mln zł wypłacili mi 1 mln zł, zostało jeszcze 2,5 mln zł. Rozmawiałem z nimi wielokrotnie, ale rozmowy nie przynoszą jakiegokolwiek skutku. Zwodzą nas, że rozmawiają z bankami, instytucjami finansowymi, z jakimiś osobami, które mają ich wesprzeć finansowo, ale nic to nie przynosi. Tak naprawdę, to jest tylko gra na czas, bo wiemy o tym, że najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu zgłoszą upadłość swojej firmy. Już zgłosili upadłość Kieleckich Kopalni Surowców Mineralnych, to jest jedna z ich kopalni - mówił nam 5 kwietnia Marek Szymczak. 6 kwietnia DSS złożył wniosek o upadłość.
Druga porażka rządu
Dolnośląskie Surowce Skalne miały uratować jedną ze sztandarowych obietnic rządu Donalda Tuska - połączenie autostradami miast, w których rozgrywane będą mecze na Euro 2012. Gdy okazało się, że jedyną trasą autostradową, która ma szansę zostać ukończona na czas jest odcinek A2 łączący Poznań i Warszawę, sprawa stała się priorytetem rządu. Po porzuceniu inwestycji przez chiński COVEC, bez przetargu powierzono inwestycję firmie DSS. Kontrakt z firmą COVEC był wart 438 mln zł, DSS ma dostać za jego dokończenie kolejne 616 mln zł. Okazało się, że to za mało, aby przedsiębiorstwa zapłaciły zobowiązania wobec mniejszych firm pracujących przy budowie. O odzyskanie zobowiązań nadal walczą przedsiębiorcy, którzy pracowali dla COVEC-u, teraz, gdy kolejny generalny wykonawca odcinka C autostrady A2 okazał się pomyłką rządu, polskie firmy straciły kolejne miliony, niektórzy z przedsiębiorców po raz drugi za pracę przy tej samej inwestycji. - Nasz rząd, przez nasze ministerstwo wybrał firmę nie na zasadzie przetargu, z
niejasnych przyczyn. Złamano szereg procedur i popełniono przestępstwo - twierdzi Marek Szymczak.
Szanse na odzyskanie pieniędzy od DSS są coraz mniejsze, 4 kwietnia firma zgłosiła wniosek o upadłość należącej do niej spółki, którą zaledwie rok wcześniej kupiła od skarbu państwa za 108 mln zł - Kieleckich Kopalni Surowców Mineralnych, korzystając przy tym z pośrednictwa innej swojej spółki - Surowce Skalne Wschód.
KKSM to firma o ponad 130-letniej tradycji i jedno z flagowych przedsiębiorstw regionu, zatrudnia 500 osób. Zdaniem Waldemara Bartosza, przewodniczącego świętokrzyskiej "Solidarności", firma w ciągu ostatniego roku niemal podwoiła produkcję, ale zyski zostały "wyssane" przez DSS. - W ciągu niepełnego roku zakład wyniszczono - mówił dziennikarzom 3 kwietnia. 15% udziałów w KKSM nadal należy do Ministerstwa Skarbu Państwa.
Zarząd DSS uzasadnia w oświadczeniu, że upadłość KKSM to skutek zobowiązań nie spłaconych przez firmę COVEC. - Decyzja o złożeniu wniosku o upadłość zapadła na skutek zatorów płatniczych, które powstały w wyniku niewywiązania się przez kontrahentów ze zobowiązań wobec Grupy Kapitałowej DSS S.A. Dotyczy to przede wszystkim nie uregulowanych należności od chińskiego konsorcjum COVEC na kwotę ponad 50 mln zł. Do obecnej sytuacji przyczyniło się również zaangażowanie grupy w budowę odcinka C autostrady na kontrakcie A2. Realizacja tego kontraktu wymagała dużego zaangażowania kapitału obrotowego oraz inwestycji w majątek produkcyjny, nie przynosząc jednocześnie spodziewanych korzyści finansowych. Celem złożenia wniosku o upadłość jest odzyskanie płynności oraz zabezpieczenie interesów wierzycieli. Propozycje układowe zakładają spłatę zobowiązań Spółki pod warunkiem uzyskania ochrony w ramach postępowania upadłościowego. Jednocześnie ze złożeniem wniosku, został przygotowany program naprawczy dotyczący
restrukturyzacji i poprawy płynności finansowej - czytamy w oświadczeniu.
Telefony już nie działają
Przedsiębiorcy czekający na spłatę zobowiązań podzielają zdanie związkowców z Kielc i nie wierzą w dobre intencje zarządu Dolnośląskich Surowców Skalnych. Twierdzą, że całe przedsięwzięcie było zaplanowane i spółka nie miała zamiaru im zapłacić. - Teraz już wiemy, że od pewnego czasu mieli taki plan. Na początku, jeszcze za życia prezesa Łuczaka było tak, że ten człowiek chciał spłacić zobowiązania, ale gdy już jego zabrakło, to była już równia pochyła w dół. Podejrzewam, że już pod koniec roku 2011 zorientowali się, że już nie dadzą rady dokończyć budowy, naciągali nas dalej na pracę i nie wypłacali nam pieniędzy. GDDKiA płaciła im za wykonane przez nas prace. Oni zapłatę otrzymali, ale te pieniądze poszły na inne cele. Kilka ostatnich miesięcy było na pewno takich, że z pełną premedytacją i z pełną świadomością zarząd DSS narażał nas na straty, na bankructwo i na ruinę naszych firm, tylko ze względu na własne dobro. To są działalności przestępcze i będziemy chcieli wyciągnąć odpowiedzialność zarządu przed
prokuraturą i sądem - deklaruje Marek Szymczak.
Inni kontrahenci DSS potwierdzają, że ich problemy zbiegły się w czasie ze śmiercią prezesa i głównego udziałowca DSS - Jana Łuczaka. Prezesowi udało się przekonać rząd, że dokończy inwestycję. Wszystko szło zgodnie z planem do 19 października 2011 roku, gdy Łuczak zmarł.
Jeszcze rok temu prognozy finansowe przedsiębiorstwa na 2011 rok były imponujące - ponad pół miliarda złotych przychodów i ponad 50 mln zł zysku, to czterokrotny wzrost w stosunku do wyników z 2010 roku. Teraz firma jest w odwrocie, jej przedstawiciele unikają kontaktu z kontrahentami i GDDKiA. 5 kwietnia wszystkie telefony podane na stronie internetowej firmy są wyłączone, próbujemy dodzwonić się do biura prasowego, sekretariatu zarządu, działu handlowego - bezskutecznie. Wyłączone są również podane na stronie telefony komórkowe. Ostatni komunikat dla prasy pochodzi z 13 marca, do tego dnia informacje publikowano średnio raz w tygodniu.
Jak to się robi?
Problemy z odcinkiem C autostrady A2 to tylko wierzchołek góry lodowej, do podobnych nieprawidłowości dochodzi również przy innych inwestycjach. Mechanizm oszustwa wyjaśnia Kazimierz Turaliński, specjalista ds. bezpieczeństwa, który zaangażował się w wyjaśnienie sprawy i reprezentuje poszkodowanych. - Na potrzeby autostrad zastosowano znaną z lat bumu na budownictwo mieszkaniowe metodę łańcucha podmiotów z osobowością prawną. Schemat działania oszustwa jest nie tylko prosty, ale i wyłącza sprawę spod jurysdykcji prawa karnego. Pierwszy etap stanowi uzyskanie zamówienia publicznego przez renomowany podmiot. Następnie tworzone jest przedsiębiorstwo kapitałowo i osobowyo, niepowiązane z pierwszym ogniwem, które przejąć ma jako podwykonawca bezpośrednią realizację prac. Pomiędzy nimi zawierana jest zazwyczaj niezmiernie rygorystyczna umowa, obwarowana karami umownymi w przypadku nawet minimalnych opóźnień w realizacji harmonogramu prac. Ten zaś podmiot korzysta z licznych, również powołanych na potrzeby
realizacji tego kontraktu, „pośredników”, którzy faktycznie cedują bezpośrednie wykonanie prac na zewnętrzne „obce” podmioty. Przy czym, by wyeliminować możliwość dochodzenia zapłaty bezpośrednio od zleceniodawcy, zakres przekazanych im czynności podlega rozbiciu na czynniki pierwsze do stopnia niespełniającego definicji „roboty budowlane”. Prace inne nie korzystają bowiem ze szczególnej ochrony prawnej. Dlatego np. na fakturach i w umowie z faktycznym wykonawcą odcinka autostrady zamieszcza się np. wynajem sprzętu budowlanego, dostawy surowców lub wypożyczanie siły roboczej. Prawo można łatwo obejść. Pozostawieni z niczym uczciwi wykonawcy mogą jedynie organizować akcje protestacyjne ignorowane przez rząd i GDDKiA - wyjaśnia Turaliński. Już po wykonaniu prac, zaczyna się kontrolowane doprowadzenie do upadłości spółek ze zobowiązaniami finansowymi, aby nie wypłacać należnego wykonawcom wynagrodzenia. - Spółka nr 1 popada w kontrolowany konflikt ze spółką nr 2. W wyniku różnych opóźnień, które skutecznie
można odgórnie reżyserować poprzez np. opóźnienie sporządzenia protokołu zdawczo-odbiorczego, naliczone zostają znaczne kary umowne, a sama umowa ulega zerwaniu. Z powodu dokonania wzajemnego potrącenia kar umownych z należnego za wykonawstwo wynagrodzenia spółka nr 1 może zatrzymać znaczną część honorarium za realizację autostrady. Roszczenia ogniwa nr 3 - powstałe na bazie faktur otrzymanych od bezpośrednich wykonawców 4 poziomu, dają podstawę do postawienia obu spółek pośrednich w stan upadłości. Niższe od oczekiwanych wpływy umożliwiają jedynie częściowe zaspokojenie ich wierzycieli, a i tak pierwszeństwo mają roszczenia pracownicze oraz fiskusa. Tracą uczciwi podwykonawcy, którzy zazwyczaj nie mogą się ubiegać o wypłatę wynagrodzenia bezpośrednio od zleceniodawcy robót. Stara metoda oszustwa gospodarczego doczekała się renesansu. Właściwe ministerstwo i GDDKiA dbają tylko o to, by autostrady były przejezdne na Euro 2012. Nie ważne co będzie później z drogami i ludźmi, którzy je budowali i tymi którzy
nigdy nie będą po nich jeździć - mówi Kazimierz Turaliński.
Jak zauważa Urszula Nelken, rzecznik prasowy GDDKiA, podwykonawcy objęci są ochroną prawną, dzięki której ich wynagrodzenia za wykonaną pracę może wypłacić GDDKiA, gdyby okazało się, że generalny wykonawca jest niewypłacalny. Istotne jest jednak rozróżnienie na "podwykonawców" oraz "usługodawców i dostawców". - Doskonale wiemy, że są problemy, ale co najważniejsze, nie chodzi o podwykonawców. Podwykonawcą z punktu widzenia prawa jest jedynie i wyłącznie: po pierwsze wykonawca robót budowlanych, a po drugie ktoś, kto został wskazany przez generalnego wykonawcę i został przez nas zatwierdzony. To jest podwykonawca, wszyscy pozostali, to są raczej usługodawcy i dostawcy. O ich problemie dokładnie wiemy - informuje Urszula Nelken.
- Podwykonawcy są w zdecydowanie lepszej sytuacji od dobrych sześciu lat, kiedy został znowelizowany kodeks cywilny. Artykuł 647, pkt 1 mówi o tym, że obowiązuje nas solidarna odpowiedzialność. Nas, czyli zamawiającego i generalnego wykonawcę wobec podwykonawców, czyli tutaj problemu nie ma. Jeśli ktoś jest zatwierdzonym podwykonawcą, może kierować faktury bezpośrednio do nas i rzeczywiście, jeśli są takie przypadki, że generalny wykonawca nie płaci podwykonawcom, to my płacimy bezpośrednio, omijając generalnego wykonawcę. Oczywiście wtedy on nie dostanie tych pieniędzy, bo nie płacimy dwa razy za te same prace. Natomiast zupełnie czymś innym są usługodawcy i dostawcy. Doskonale wiemy, że te problemy są, zwłaszcza, jeśli chodzi o kwestię DSS, czyli byłego lidera konsorcjum budującego odcinek C autostrady A2 pomiędzy Łodzią a Warszawą. Od ponad trzech tygodni liderem tam jest druga firma - Bögl&Krysl - zaznacza Urszula Nelkeln.
Blokada Warszawy i autostrad
Marek Szymczak nadal liczy na odzyskanie pieniędzy, przyznaje, że jest w nieco lepszej sytuacji niż pozostali poszkodowani. - Dostałem zapewnienie od GDDKiA, że otrzymam pieniądze, potwierdził to również inżynier kontraktu - zaznacza. Ireneusz Kępniak był usługodawcą, jest w gorszej sytuacji ponieważ o zwrot pieniędzy będzie musiał prawdopodobnie walczyć w sądach. Niestety w polskich realiach takie procesy ciągną się latami, wielu przedsiębiorców bankrutuje na długo przed ogłoszeniem wyroku. - Przede wszystkim trzeba mieć pieniądze na opłacenie prawników i część kwoty trzeba wpłacić od razu do sądu, aby sąd w ogóle się tym zajął. Wiadomo, człowiek sam przeciw dużej korporacji ma małe szanse - mówi Kępniak.
Poszkodowani przedsiębiorcy czują się bezsilni, aby odzyskać pieniądze, chcą blokować nie tylko budowę autostrady, ale także drogi dojazdowe do Warszawy. - Będziemy blokowali dotkliwie i będziemy robili to do skutku. Wczoraj (4 kwietnia - przyp. red.) mieliśmy zebranie z podwykonawcami, postanowiliśmy dać jeszcze szansę ministrowi Nowakowi, wyraziliśmy chęć spotkania się z nim i omówienia kilku spraw, aby wpłynął na GDDKiA, która mogłaby i na pewno ma taką moc sprawczą i podwaliny prawne, aby te sprawy pozałatwiać za DSS. Jeżeli tego nie załatwią, w tygodniu po świętach zaczniemy blokować skutecznie nie tylko autostradę A2, ale wiele innych punktów. Chcemy zablokować również autostradę A4 i całą zachodnią część wjazdów do Warszawy - wszystkie drogi, wszystkie węzły komunikacyjne newralgiczne nie tylko dla budowy, ale także dla dojazdu do Warszawy. Chcemy to zrobić tak, żeby było na dużą skalę medialną, żeby wreszcie pan Nowak nie mówił w telewizji, że wszystko jest dobrze i że wszystko jest pozałatwiane -
zdradza jeden z pracowników poszkodowanej firmy, prosi, abyśmy nie ujawniali jego nazwiska.
Roli mediatora między czekającymi na zapłatę firmami, a DSS podjęła się Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. 22 marca odbyło się spotkanie 12 poszkodowanych firm i DSS. Termin siedmiu dni roboczych, w których DSS miał ustosunkować się do roszczeń poszkodowanych upłynął 2 kwietnia. - Spotkaliśmy się, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu, ponieważ firma DSS na spotkaniu gwarantuje, że da nam odpowiedź w ciągu siedmiu dni roboczych, a tak naprawdę to po wyjściu stamtąd i zamknięciu drzwi, brzydko mówiąc nas "olała" i nie zamierzała przesłać nam żadnej odpowiedzi, w ogóle nie chce się z nami układać, nie składa żadnych wyjaśnień, żadnych odpowiedzi na ustalenia z tego spotkania - mówi Marek Szymczak. Odpowiedź od DSS nie dotarła również do GDDKiA. - Będziemy oczywiście monitować DSS po to, by przypominać, że jest takie zobowiązanie. W zapewnieniach telefonicznych twierdzą, że wszystko uregulują i wszystko pójdzie w dobrą stronę, natomiast żadne pisemne informacje do nas nie dotarły - mówiła 5
kwietnia Urszula Nelken.
20 kilometrów do Euro 2012
Deklaracje rządu na temat przejezdności autostrady A2 przed Euro 2012 są coraz bardziej ostrożne. 13 czerwca 2011 roku, gdy po problemach z chińską firmą COVEC inwestycja była zagrożona, premier Donald Tusk deklarował: - autostrada będzie, jak to mówią fachowcy, "przejezdna". Czyli bez tych wszystkich wykończeń i bajerów, ale będzie do dyspozycji kierowców i samochodów na czas.
Po wyborach optymizm rządu zaczął znikać. 16 lutego nowy minister Sławomir Nowak składał ostrożniejsze deklaracje. - Mówię to od 30 listopada, kiedy byłem tam, na budowie A2 i kiedy powiedziałem już wtedy, 30 listopada, raptem kilka dni po objęciu urzędu: nie będzie przejezdności na A1 i A4, walczymy o przejezdność na A2 i robię wszystko, aby ta przejezdność była. Nie mogę powiedzieć: na 100% będzie, bo może się okazać, że nie będzie - mówił Nowak w wywiadzie dla telewizji TVN24. 5 kwietnia minister deklarował, że jest już tylko "cień szansy" na przejezdność na A2. Do ukończenia autostrady brakuje w tej chwili nieco ponad 20 km.
Pytani o to, czy jest szansa na "przejezdność" A2, pracujący przy budowie nie mają już jednak wątpliwości. - Uważam, że już na pewno nie. Jako człowiek, który pracuje na autostradach, nie siedzi w gabinetach, jako człowiek, któremu nie zależy na tym, żeby robić ładny PR mówię, że nie jest to możliwe, żebyśmy to skończyli, to technicznie niemożliwe. Zbyt dużo czasu zostało stracone, zbyt dużo było zadym na budowach - blokowania, nie płacenia. Gdyby oni płacili, autostrady byłyby zbudowane, ale jeśli nie płacą nadal pieniędzy, to nie będą. Jeśli trzeci raz zmienia się generalnego wykonawcę, to w mediach może ładnie to wygląda, ale w rzeczywistości nowy wykonawca wchodząc na budowę potrzebuje około miesiąca, żeby się zorientować, co ma robić, a następnego miesiąca, żeby wpaść w rozruch. Mogę się założyć o każde pieniądze, że autostrada nie będzie zrobiona, a pan Nowak powie niedługo, że nie da rady - twierdzi Marek Szymczak.
Zdaniem pracujących przy budowie A2 przedsiębiorców, minister nie orientuje się w sytuacji na budowie. - Ministerstwo nie zdaje sobie z niczego sprawy. Byliśmy w sejmie kiedy trwała debata na temat dróg, minister Nowak mówił, że na autostradzie A2 w tej chwili jest wylewana masa bitumiczna na drogi, a na autostradzie nic się wtedy nie działo. Myślę, że pan Nowak dopiero przeciera oczy i dowiaduje się, co tutaj się dzieje - twierdzi Ireneusz Kępniak.
Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska