Polska40 tys. Polek rocznie przeżywa prawdziwe piekło

40 tys. Polek rocznie przeżywa prawdziwe piekło

Każdego roku ok. 40 tysięcy Polek traci dziecko w wyniku poronienia. – Sprawę bagatelizuje się, mówiąc na dziecko „płód” albo nawet „resztki po płodzie”. W szpitalach brakuje odpowiedniej pomocy psychologicznej. Zdarza się, że dziecko oddawane jest matce w pudełku po butach czy kopercie – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Monika Nagórko ze Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu.

40 tys. Polek rocznie przeżywa prawdziwe piekło
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

Bolączką matek „po stracie” jest tzw. sfera ciszy. To reakcja otoczenia na poronienie. Ciążę bagatelizuje się, tratując ją tak, jakby jej nigdy nie było. Takie „niebyłe”, szczególnie na pierwszym etapie przeżywania żałoby, boli matki najbardziej. Psycholog Marlena Trąbińska-Haduch mówi, że poronienie wpływa na kobietę tak samo, jakby umarła bliska dla niej osoba dorosła. Samo przeżywanie straty jest nawet trudniejsze, bo polskiemu społeczeństwu brakuje umiejętności towarzyszenia kobiecie w trudnych chwilach – płaczu po dziecku, które umarło jeszcze przed swoimi narodzinami. Sprawę bagatelizuje się lub deprecjonuje, mówiąc o dziecku „resztki po płodzie”, „niedorozwinięty skrzep” czy „to coś”. Odczłowieczając w ten sposób kogoś, kto dla matek jest już człowiekiem.

Bolączką są również rzucane przez społeczeństwo półsłówka, typu „nie przejmuj się, będziesz jeszcze miała dzieci”, „jesteś jeszcze młoda”. Bardziej niż wsparciem, skutkuje to rozżaleniem i poczuciem braku zrozumienia, szczególnie w pierwszym okresie żałoby. Psycholog tłumaczy, że ważniejsze od mówienia jest bycie blisko matki. Dawanie jej przestrzeni, towarzyszenie, pozwalanie wypłakać się, kiedy ma na to ochotę. Można też pójść na cmentarz, na którym pochowane jest dziecko. Wspólnie pomodlić się, porozmawiać, czy prościej – pomilczeć.

Ważnym krokiem w walce ze społeczną znieczulicą jest założone w 2004 r. forum Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu. To pierwsze miejsce, w którym rodzice otwarcie przyznają się do swoich uczuć, a także walczą ze społecznymi uprzedzeniami czy często, ich zdaniem, uwłaczającym traktowaniem w szpitalach. Monika Nagórko, która poroniła dwukrotnie, w 8 i 11 tygodniu ciąży, zamieściła na forum jeden z pierwszych postów. Pisała w nim, że śmierć dzieci zraniła ją głęboko, pozostawiając bliznę nie do zapomnienia. Ta śmierć nadal jest w niej, w każdej chwili jest obok. I każe inaczej postrzegać świat. – Okazało się, że takich jak ja, jest więcej – mówi. Poprzez opisywane historie kobiety odsłaniały tłumione emocje, dzieląc się swoim doświadczeniem z innymi. Niektóre z nich zasłyszane opowieści traktowały jako rodzaj potwierdzenia, że to, co aktualnie przeżywają, jest normalne i że na określonych etapach żałoby mają prawo do szoku, załamania czy nawet – depresji. Przyznawały się również do tego, że czują się
nierozumiane przez najbliższych, a o tym, co było, ich partner nawet nie chce rozmawiać.

Szpitalny koszmar

W ósmym tygodniu ciąży Monika Nagórko zaczęła plamić. W szpitalu, do którego trafiła, kierowana obawami o zdrowie dziecka, zlecono jej kontrolne USG. Nigdy nie zapomni, kiedy położne z polskiego przeszły na łacinę. Bała się, chciała wiedzieć co się dzieje, a wciąż słyszała jedynie niezrozumiały dla siebie ciąg słów. O tym, że serce dziecka przestało bić, dowiedziała się dopiero kilkanaście minut później, od lekarza, który sprawę skwitował krótko: „to już się poroniło”.

Słówko „to” w szpitalach salach pojawia się często. W ustach lekarzy („tego nie dało się uratować”, „to już obumarło”, „usunęliśmy to”), czy pielęgniarek („na tym etapie ciąży to nie było dziecko”). Takie deprecjonowanie martwego płodu nie pomaga, nie zmniejsza bólu straty. Monika mówi, że nie zmniejsza go również to, że personel medyczny traktuje łyżeczkowanie jak każdy inny zabieg. Przewożą kobietę do specjalnej sali i pod narkozą usuwają z niej resztki „tego”. Potem, w ramach obserwacji, przez kilka dni trzymają w szpitalu: – Pielęgniarki traktują matkę jak natręta, niepotrzebne, zdrowe obciążenie w miejscu przynależnym tylko chorym. Poronienie nie tylko problem ciała, lecz także psyche. A one nie są po to, żeby psyche leczyć.
Zdarza się też, że matki, które urodziły martwe dziecko, leżą na oddziale z kobietami, które urodziły zdrowe noworodki. Przeważnie dotyczy to kobiet, które straciły dziecko na późnym etapie ciąży. Takie traktowanie jest dla matek po stracie szczególnie bolesne. Które dni „po” są najtrudniejsze? Trąbińska-Haduch mówi, że właśnie te pierwsze, które matka spędza w towarzystwie pielęgniarek i lekarzy. Mimo to polski personel nie ma koniecznego przeszkolenia psychologicznego. Często nie rozumie, co się z kobietą dzieje, nie umie poinstruować, gdzie szukać specjalistycznej pomocy psychologicznej po opuszczeniu placówki szpitalnej. Monika opisuje „tuż po” jako stan bezmyślny, bezwolny, taki, w którym wszystko dociera do świadomości w zwolnionym tempie. Rozpacz, rozżalenie i pustka przychodzą dopiero po kilku dniach. Czasem jest to okres podstępny, bo, będąc w szoku, kobieta może zachowywać się normalnie. Trąbińska-Haduch mówi o dwóch portretach psychologicznych kobiet „po”: „od zaraz”, kiedy kobieta decyduje się na
terapię tuż po stracie dziecka, i „po czasie”, kiedy matka potrzebuje czasu, by o tym, co się stało, chciała w ogóle rozmawiać.
Od ojców społecznie wymaga się, by nie płakali. Jeśli więc kobieta silnie rozpacza, nie daje sobie rady w codziennych czynnościach, mężczyzna jest tym, który przejmuje stery. Choć dla nich strata jest równie bolesna co dla kobiet, do psychologa przyprowadzają tylko żony. Sama świadomość tego, że mogą w ten sposób pomóc, pośrednio pomaga im samym.

Pochować zawiniątko

Pod względem pochówku polskie prawo jest łaskawe. Nie uwzględnia wagi dziecka ani wieku ciąży. Te zmarłe przed 22 tygodniem ciąży traktuje na równi ze starszymi. Przysługuje im również akt narodzin i zgonu.

Na forum rodziców „po” jedna z użytkowniczek pisze, że po stracie pierwszego dziecka w 9 tygodniu ciąży nikt nie dał jej żadnego wsparcia, żadnej pomocy prawnej, żadnych informacji. Po zarejestrowaniu synka, odebrała jego ciało z oddziału patologii. Wydano je z szacunkiem. Umieszczono w ochronnej folijce, szczelnie owiniętej białym bandażem. Całość wsadzono w jeszcze jedną folijkę, na której naklejono schludną karteczkę z nazwiskiem. „Wszystko stanowiło niedużą paczuszkę, lekko wypukły prostokącik. Nie umiem powiedzieć, jak bardzo za to dziękuję. Bałam się, że wydadzą mi naszego Mikołajka w pojemniku na mocz albo w probówce... – wspomina. Na Madalińskiego w Warszawie, mówi Monika, jest specjalny pokój pożegnań. Przynoszony jest tam martwy płód, z którym każdy członek rodziny może się pożegnać. Niektóre mamy ubierają swoje dzieci w szatki chrzcielne. Następnie ciałko pakowane jest do urny i przewożone do zakładu pogrzebowego.

Poszanowania dla "przedwcześnie narodzonych" próżno szukać w wielu innych polskich szpitalach. Monika mówi o przypadkach, w których płód oddawany jest matce w pudełku po butach czy kopercie. Ocenia to jako niezgodne z jakąkolwiek godnością przyznaną człowiekowi. Na forum jedna z matek zamieszcza nawet post: „W szpitalu pytam, co zrobią z ciałkiem. Słyszę: „Spalą jak jakiś odpad”. Idę do ordynatora. Chcę zgody na odebranie ciałka z prosektorium. Słyszę: „Bierz pani i rób z tym, co chcesz”. Ja na to, że chcę pochować dziecko i że potrzebuję karty zgłoszenia urodzenia dziecka martwego. Słyszę, że nie dostanę, bo nie urodziłam, tylko poroniłam”.

– W szpitalach jest presja, żeby nie chować dzieci urodzonych w wyniku poronienia – mówi Monika. Nie chcą też dawać martwego dziecka do potrzymania. Tymczasem nawet niewielki płód można owinąć w gazę i dać matce. Moment ten jest ważny w przeżywaniu straty. Działa tak samo, jak zwykły pogrzeb, podczas którego żegnamy się na zawsze z ukochaną osobą: – Jak nie ma pożegnania, a otoczenie traktuje sprawę jakby jej w ogóle nie było, to kobieta czuje się zawieszona.Nieumiejętnie przeżyta żałoba może prowadzić do sytuacji ekstremalnej, gdy matka wykrada cudze dziecko ze szpitala.

Kontrowersyjne zdjęcie

Podczas rozmowy z Trąbińską-Haduch poruszam drażliwy temat. Przywołuję przykład zagranicznego zdjęcia, na którym matka fotografowała się ze swoim martwym dzieckiem. Na niektórych zdjęciach są też inne dzieci, na przykład braciszek trzymający w ramionach ciałko swojej martwej siostry. Nie mówię o tym, ale podobne zdjęcia powstają też w Polsce. Psycholog zaprzecza, jakoby takie zdjęcia były czymś złym. Fotografia to dla rodziny namacalny dowód, że dziecko było i zaistniało w ich życiu. Dla rodziców chwila tuż po urodzeniu jest bardzo trudna. Bo miał być krzyk, a nie ma nic, jest cisza. Zdjęcie, podobnie jak obrączka na rączkę malucha, jest pamiątką, czymś namacalnym, co przywołuje wspomnienia i do czego zawsze można wrócić. Dziecko, które matka nosi w brzuchu – niezależnie od tego, w którym miesiącu ciąży się urodzi – jest członkiem rodziny. Jeśli dzieci wiedzą o ciąży, to nie tylko kobieta oczekuje narodzin dziecka. Jeśli ono w między czasie umiera, to nie znika nagle z powierzchni ziemi. Dzieci mają
świadomość, że ktoś był, a teraz go nie ma. Dlaczego go nie ma? Dlaczego nie mogę go dotknąć? Dzieci są bardzo uczuciowe w tym, co robią. Dla nich zdjęcie może być częścią rytuału pożegnalnego. Nie znaczy to, że każde ma trzymać swojego zmarłego braciszka czy siostrzyczkę na rękach. Są dzieci, które nie chcą tego robić, ale są i takie, które żegnają się w ten sposób ze swoim rodzeństwem. Maluch musi być jednak gotowy psychicznie na taki krok i odpowiednio otoczony troską rodziców - tak przynajmniej sprawę postrzega psycholog.

Monika wspomina, że ich 1,5 roczny synek dowiedział się o ciąży jako pierwszy. Podobnie jak o zgonie. Mieli specjalną książkę, w której zapisywali wszystkie ważne informacje dotyczące dziecka, pierwszego badania czy USG. Tę książkę Monika wypełniała wspólnie z synkiem, więc jak poroniła, wiedziała, że trzeba mu wytłumaczyć, czemu „przestaną ją pisać”. Podobnie było przy drugim poronieniu: – Nasza rodzina wciąż pamięta o tych zmarłych dzieciach.

Na cmentarzu Monika stawia dwie lampki. Zastanawia się: Ile właściwie mam dzieci? Czworo? Sześcioro? Bo jak tu zapomnieć o radości z dwóch kreseczek? Jak zapomnieć o planach, nadziejach, marzeniach każdego dnia ciąży? Ma sześcioro, tyle że dwoje „po tamtej stronie”. W sklepie, niby przypadkiem, trafia do działu z zabawkami. Na wieszakach widzi dziesiątki ubranej dla lalek baby-born. A jej się przypomina mama, która, by ubrać do trumny przedwcześnie urodzoną córeczkę, musiała kupić dla niej takie ubranko, gdyż wszystkie inne były o wiele za duże.

Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

Z listów mam po stracie:

„Córeczka miała 19 tygodni, ale mogłam ją przytulić, ucałować i powiedzieć, jak bardzo ją kocham. Dzięki temu łatwiej było mi się z nią rozstać”

„Synek odszedł w 12 tygodniu ciąży. Poprosiłam, by mi go pokazano. Był maleńki, miał niewiele ponad 10 cm, ale tak bardzo chciałam go choć raz zobaczyć nie tylko na USG, lecz takiego, jakim był. Mojego synka. Byłam bardzo wdzięczna lekarzom, iż pozwolili mi na to”

„Nie chciałam widzieć synka po porodzie. Wolałam go zapamiętać takim, jak go sobie wyobrażałam. Tak jest dla mnie lepiej”

”Moje dziecko urodziło się bardzo zniekształcone, wszyscy bali się, że jego zobaczenie może być dla mnie za dużym szokiem, więc podano mi je tak zawinięte w pieluszkę, że mogłam dotknąć i pocałować łapkę mojego maluszka. Choć tak mogłam się z nim pożegnać”

Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu powstało z inicjatywy grupy kobiet, które połączyło doświadczenie poronienia. Poprzez swoje działania chce zmieniać stereotypy społeczne dotyczące postrzegania problemu poronienia (negowanie uczuć kobiety, negowanie poronienia jako utraty dziecka, odmowa prawa do żałoby, mylenie poronienia z aborcją), a także wpłynąć na stworzenie pozytywnych wzorców zachowań personelu medycznego w szpitalach. W tekście wykorzystano niektóre wypowiedzi użytkowników forum poronienie.pl.

W Polsce co roku 40 tys. kobiet przeżywa poronienie, a 2 tys. dzieci rodzi się martwych. Są to wyłącznie dane szacunkowe.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)