ŚwiatŻywa historia

Żywa historia

Cal Thomas: Czy w przeddzień wyborów w Iraku miał pan jakieś wątpliwości, obawy, że wszystko potoczy się inaczej, niż się potoczyło?

07.02.2005 | aktual.: 07.02.2005 09:37

George W. Bush: Zawsze rozważa się wszelkie możliwe scenariusze. Ale naprawdę wierzę, że jeśli ludziom da się szansę, to pójdą na wybory i zechcą być wolni. To, że ta wiara jest słuszna, pierwszy raz potwierdziło się w Afganistanie.

- Czy nie niepokoi pana niska frekwencja wśród sunnitów?

- Rozmawiałem z królem Jordanii Abdullahem, który powiedział mi, że w jego kraju udział zamieszkałych tam irackich sunnitów w wyborach był bardzo duży, stanowili większość głosujących. To znaczy, że jeśli ludzie czują się bezpiecznie, głosują. Wskazują na to wyniki wyborów w Iraku. A nie znamy jeszcze wyników ze wszystkich terenów, na których odbyło się głosowanie. Łatwo pojąć, dlaczego frekwencja może być niższa w wypadku takiej prowincji jak Anbar, której głównym ośrodkiem jest Falludża, gdzie wybory były zakłócone. Oczywiście chcieliśmy, żeby wszyscy głosowali. Kluczową sprawą jest teraz zagwarantowanie praw mniejszościom i sprawienie, by Irakijczycy uznali, że celem nowego rządu jest spełnienie ich nadziei.

- Tymczasowy prezydent Iraku powiedział, że nie przewiduje wycofania się amerykańskich wojsk z jego kraju, póki nie powstaną irackie siły bezpieczeństwa i nie zostaną zniszczone ogniska oporu. Pana zamiarem jest chyba jednak wycofanie stamtąd naszych wojsk dopiero wówczas, gdy zostanie osiągnięty cel naszej misji?

- Uważam ustalanie harmonogramów w tej sprawie za błąd. Przecież wrogowie tylko czekają na podanie daty naszego wycofania się. Jeśli to zrobimy, przesiedzą w ukryciu czas realizacji harmonogramu, a potem uderzą. Uważam, że najpierw powinniśmy osiągnąć cel, a oczywiście jest nim udzielenie Irakowi pomocy, by mógł zrealizować swoje marzenia. I dopiero wówczas nadejdzie właściwa chwila na wycofanie się stamtąd. Chcę podkreślić, iż przeżywamy wyjątkowy moment: Irakijczycy przeciwstawili się terrorystom i poszli zdumiewająco tłumnie do urn wyborczych.

- Jak pan ocenia reakcję na wybory w Iraku demokratycznych senatorów Kennedy'ego i Kerry'ego. Ten pierwszy nazwał pana kłamcą i wezwał do przedstawienia harmonogramu wycofania naszych wojsk z Iraku. Ten drugi zaś przestrzegał przed przywiązywaniem zbyt wielkiej wagi do wyborów w Iraku.

- Nie odbieram słów Kennedy'ego i Kerry'ego jako ataku personalnego. Niech fakty mówią za siebie: Irakijczycy odrzucili pogląd głoszący, że na świecie są ludzie, którzy nie pragną wolności. W obliczu działań terrorystów, ścinania głów, zabijania i podkładania bomb powiedzieli głośno i wyraźnie, że chcą być wolni. I tylko to się liczy, przynajmniej dla mnie.

- Czy uważa pan, że tego rodzaju uwagi, jakie wygłosili Kerry i Kennedy, zachęcają terrorystów do działania? Bui Tin, emerytowany generał armii północnowietnamskiej, powiedział "The Wall Street Journal", że w czasie wojny w Wietnamie Wietnamczycy z północy liczyli na ruch antywojenny w USA, że był on elementem ich strategii.

- Owszem, tak uważam. Sądzę jednak, że dziś mamy inną sytuację niż podczas wojny wietnamskiej. Terroryści uważnie obserwują, jak stanowczy jest nasz rząd, a ostatnie wybory prezydenckie w USA potwierdziły chęć Ameryki, by pozostać w Iraku i dokończyć misję. Terroryści widzą, że nasze wojska mają wsparcie swojego kraju i są tego świadome. Dlatego przebywający w Iraku amerykańscy żołnierze są w dobrym nastroju i bardzo chcą dokończyć tę misję.

- Powiedział pan w wywiadzie dla dziennika "The New York Times", że spróbuje przekonać ludzi, by zrozumieli, że są inne rozwiązania niż aborcja, na przykład adopcja. Wydawało się, przynajmniej na podstawie tego, co gazeta zamieściła, że zamierza pan o tym tylko mówić i niewiele robić.

- Mam w tej sprawie program legislacyjny. Podpisałem zakaz dokonywania partial-birth abortion ["aborcja przez urodzenie", dokonywana przez przyspieszenie porodu], a także ustawę, w której myśl zabójca ciężarnej kobiety odpowiada za dwa morderstwa, matki i nienarodzonego dziecka. Działamy więc na rzecz promocji kultury życia. Z mojego punktu widzenia duża część debaty politycznej na ten temat zostanie rozstrzygnięta, gdy ludzie zaczną szanować życie i rozumieć jego wartość. Sądzę, że tak się właśnie dzieje. Uważam, że coraz więcej ludzi rozumie, iż zdrowe społeczeństwo to takie, w którym chroni się najsłabszych.

- W 1999 r. spytałem pana o ulubione wersety biblijne i wyrecytował pan dwa lub trzy z Ewangelii. Ciekaw jestem, czy jakiś fragment Biblii wspiera pana w związku z wojną, jaką prowadzimy w Iraku, i presją, jaką stwarza urząd, który pan sprawuje?

- Powiedziałem, że nie wyobrażam sobie, jak ktoś potrafi być prezydentem, nie modląc się i nie wierząc w Boga, choć z pewnością niektórzy to potrafią. Sądzę, że to ważne. Ja uznaję, że w swojej słabości potrzebuję pomocy Boga, gdyż w niego wierzę. I bardzo sobie cenię wsparcie udzielane mi przez ludzi w modlitwie. Niestety, nie mogę się ograniczyć do jednego wersu, choć żałuję. Zapewne inspiruje mnie wiele fragmentów. Laura ma Biblię otwartą na Księdze Izajasza, chyba na wersie 47 lub 40...

Źródło artykułu:Wprost
usawyboryirak
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)