Trwa ładowanie...
09-03-2009 16:27

Zwiększenie deficytu – błąd czy recepta na kryzys?

W ostatnich dniach rozgorzała w Polsce dyskusja, dotycząca zasadności zwiększenia deficytu. Rząd uważa to za szkodliwe, tymczasem rzeczywistość nie jest tak jednoznaczna. Wszystko zależy od tego, jak pożyczone pieniądze zostałyby wykorzystane.

Zwiększenie deficytu – błąd czy recepta na kryzys?Źródło: Jupiterimages
d4gr1h2
d4gr1h2

Jednym z celów, na który bez wątpienia warto pożyczyć pieniądze, są środki na wkład własny do inwestycji dofinansowanych przez Unię Europejską. Warunkiem tego jest przyspieszenie opracowywania projektów. Obecnie tempo prac jest bardzo wolne i rośnie ryzyko niewykorzystania dużej części tych funduszy. Biorąc pod uwagę, że dopłata z budżetu wynosić może nawet 15-20% wartości inwestycji, w praktyce deficyt w okresie kilku lat może ulec zmniejszeniu, pomimo pierwotnego zwiększenia zadłużenia. Jak to możliwe?

Otóż trzeba wziąć pod uwagę fakt, że w Polsce jest niestety bardzo wysoki poziom opodatkowania. Firmy wykonujące w przyszłości dofinansowane inwestycje oraz ich pracownicy zapłaciliby podatki dochodowe oraz podatki pośrednie VAT i akcyzę przy zakupie towarów i usług. Nie da się obliczyć ile pieniędzy z UE trafiłoby w ten sposób do budżetu, ponieważ zależy to od struktury przyszłych wydatków tych firm i pracowników. Budżet Polski skorzystałby na zwiększeniu deficytu w jeszcze jeden sposób - bez inwestycji ze wsparciem UE firmy będą zwalniać lub nie zatrudnią wielu pracowników, co spowoduje zwiększone wydatki na zasiłki dla bezrobotnych i pomoc społeczną. Nie można wykluczyć też większych wydatków Państwa, samorządów i obywateli spowodowanych wzrostem przestępczości w regionach o dużym bezrobociu, zwłaszcza przy obecnych trudnościach z wyjazdami do pracy za granicę. Jak z tego wynika, brak zwiększenia deficytu przez rząd może realnie dać skutki odwrotne do zamierzonych, tyle że nie w tym, a głównie przyszłym
roku (rozliczanie podatków PIT i CIT) i w przyszłości.

Nie oznacza to, że fundusze z Brukseli są tak dobre. Jednak płacimy składkę do budżetu UE oraz ponosimy inne koszty i nie wykorzystywanie funduszy byłoby ciężkim zaniedbaniem. Jednym z minusów funduszy jest fakt, że sporą część z nich pochłoną wydatki na opracowanie projektów, ale te pieniądze również zostaną wydane w Polsce, a w dodatku urzędnicy zajmujący się nimi mieliby problemy ze znalezieniem bardziej przydatnej społeczeństwu pracy.

Podobny mechanizm choć w skromniejszym wydaniu i bez funduszy zewnętrznych występuje w przypadku zamówień Państwa na broń w polskich fabrykach. Tu również do bilansu strat i zysków należy doliczyć, w przypadku braku zamówień i upadku tych zakładów, brak podatków płaconych przez te firmy oraz ich pracowników i zwiększone wydatki przez okres kilku lat wynikające z przejścia tych osób na bezrobocie. W obecnej sytuacji gospodarczej nieliczni z tych pracowników znajdą pracę. Oczywiście zamówienia ratujące fabryki będą finansowane przez budżet, ale warto zwrócić uwagę, że realne zwiększenie deficytu będzie z powodów podanych powyżej mniejsze niż nominalne.

d4gr1h2

Jednak głównym argumentem za kupnem broni z polskich fabryk, nawet kosztem rozsądnego powiększenia deficytu, jest bezpieczeństwo Polski. Brak własnego przemysłu zbrojeniowego osłabi naszą armię. Zakup najnowocześniejszego uzbrojenia za granicą jest możliwy, ale bywa z powodów politycznych blokowany. Brak fabryk w kraju może też utrudnić współpracę armii z producentami i rozwój technologiczny potrzebnego Polsce sprzętu i uzbrojenia. Również pomoc pożyczonymi pieniędzmi perspektywicznym firmom, które wpadły w przejściowe kłopoty, powinno się budżetowi w skali kilku lat opłacić. Oczywiście decyzje, które firmy zasługują na pomoc, a które nie, mogą budzić wątpliwości. Kryterium mógłby być na przykład procentowy spadek przychodów firmy w czasie kryzysu na poziomie 25% lub większym. Naturalnie wolny rynek zakłada upadek najsłabszych firm, dzięki czemu polepsza się jakość przedsiębiorstw, jednak obecnie upadają także solidne firmy, których kłopoty spowodowane są czynnikami zewnętrznymi.

Nagłe i bardzo głębokie załamanie eksportu czy niemożność uzyskania lub odnowienia kredytu nie były winą przedsiębiorstw, ale rządów, banków centralnych i banków. Wiele z tych firm uratować może nawet jednorazowa pożyczka, dzięki której dotrwają do momentu poprawy koniunktury. Natomiast dochody z podatków i brak wydatków na pomoc społeczną zmniejszałyby deficyt budżetu Polski przez okres kilku lat, ponieważ tworzenie i rozwój nowych firm w tych branżach trwałby dłużej niż kilka tygodni czy miesięcy.

Jak z powyższych przykładów widać sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż to przedstawia premier Tusk. Nawet jeśli zwiększenie deficytu w granicach rozsądku oznaczałoby nieco wyższe oprocentowanie polskich obligacji, przy mądrym wykorzystaniu tych pieniędzy byłoby to dla naszego kraju i Polaków korzystne. Zdaje się, że premier zaczyna to rozumieć, bo w trakcie pobytu w Brukseli uzgodnił zaciągnięcie 3,5-4 miliardów euro kredytu z Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI).

Zobowiązania Polski zatem wzrosną, mimo niedawnych stanowczych wypowiedzi premiera Donalda Tuska, jednak zwiększenie deficytu poza kredytem z EBI jest wykonalne i może być korzystne dla obywateli naszego kraju. Decyzja w tej sprawie powinna zależeć od tego na co te pieniądze mają zostać wydane, a nie być pochodną prostych haseł wymyślonych przez specjalistów od kreowania wizerunku.

Filip Stankiewicz

d4gr1h2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4gr1h2
Więcej tematów