Związkowcy obrzucili petardami kancelarię premiera
Demonstrujący w Warszawie związkowcy z "Solidarności" zakończyli manifestacje i rozeszli się do autokarów. Wcześniej m.in. obrzucili petardami i świecami dymnymi kancelarię premiera. Funkcjonariusze zagasili podpalone przez manifestantów race i flagi z logo NSZZ "Solidarność", którymi także rzucano w gmach. Podczas rzucania petardami ranny został jeden z protestujących związkowców.
[
]( http://docelu.pl/?lon=21.02749&lat=52.22475&z=13&tcid[]=5&tvt=4 )
Przestrzeganie prawa pracy, godna płaca i emerytura oraz rzeczywisty dialog społeczny z rządem - to, jak powiedział przewodniczący "Solidarności" Janusz Śniadek, główne postulaty uczestników manifestacji w stolicy. Protestowi towarzyszą happeningi - część uczestników przeprowadza zbiórkę pieniędzy na emeryturę dla premiera Donalda Tuska.
Delegacja związkowców NSZZ "Solidarność", którzy protestują w stolicy, przekazała petycję szefowi doradców premiera Michałowi Boniemu. Szef "Solidarności" Janusz Śniadek wyraził żal, że ze związkowcami nie spotkał się premier Donald Tusk.
"Domagamy się godnej pracy i godnych emerytur dla wszystkich grup zawodowych" - napisał przewodniczący NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek w petycji złożonej w kancelarii premiera w imieniu związkowców protestujących w stolicy.
"Apelujemy do Rządu RP o respektowanie znaczenia bezpiecznej i godziwie wynagradzanej pracy dla trwałego wzrostu gospodarczego kraju oraz bezpieczeństwa pracowników i ich rodzin. Tylko godna praca i emerytura umożliwią pracownikom i emerytom godne życie, a Polsce - długotrwały rozwój gospodarczy oparty na stabilnych podstawach" - podkreślono w petycji.
"Solidarność" wzywa rząd do podjęcia zdecydowanych kroków zmierzających do zahamowania rosnącego rozwarstwienia płac. Związek oczekuje także podwyższenia płacy minimalnej do wysokości 50% przeciętnego wynagrodzenia, zapewnienia systematycznego wzrostu płac wszystkich pracowników, rekompensującego wzrost kosztów utrzymania.
Ponadto związek domaga się: zachowania uprawnień do obniżonego wieku emerytalnego dla osób pracujących w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze; przestrzegania prawa pracy i prawa pracowników do zrzeszania się; zapewnienia rzeczywistego dialogu społecznego.
Podczas marszu przez Warszawę manifestanci wznosili okrzyki "złodzieje, złodzieje", "wszystko ściema, cudów nie ma" oraz skandują: "Solidarność, Solidarność". Trzymają flagi z logo swego związku, mają także transparenty, m.in.: "usuńcie Pawlaka, inaczej będzie draka" i "Donaldzie Tusku obiecałeś cud, a oszukałeś lud".
Uczestnicy manifestacji zbierali do puszek pieniądze na emeryturę dla premiera Donalda Tuska. Protestujący wrzucali grosze. Pod Kancelarią Premiera związkowcy przesypali pieniądze do urny, która została przekazana szefowi rządu.
Według najnowszych szacunków "S" w proteście uczestniczyło około 50 tys. związkowców. Policja podaje, że jest ich ok. 18 tys.
"Cudów nie ma"
Nie przyjechaliśmy upominać się o cuda, ale o to, co się nam należy - podkreślała, przemawiając do związkowców, przewodnicząca Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność" Maria Ochman. Cudów nie ma, tak jak nie ma dzisiaj słońca, nie ma ani słońca Kaszub, ani słońca Peru - dodała.
Szef Sekretariatu Górnictwa i Energetyki "Solidarności" Kazimierz Grajcarek powiedział z kolei, że "Solidarność" przyjechała do Warszawy dopominać się o cywilizację.
Zdziczenie, jakie jest w stosunku do pracowników dzisiaj w naszych przedsiębiorstwach, zdziczenie przedstawicieli rządu - o tym chcemy powiedzieć - mówił Grajcarek. Niech słyszy Europa, niech słyszą nasi koledzy z innych związków zawodowych z całej Europy, że podpisane porozumienia i umowy przez dzikusów wszędzie są naruszane - podkreślał.
"To nie walka o rzekome przywileje dla związkowców"
Domagamy się od rządu i pracodawców żeby wielokrotnie składane deklaracje gotowości do dialogu społecznego zmieniły się w czyn. Aby stanowisko Głównego Inspektora Pracy nie było politycznym łupem, na którym bez merytorycznego uzasadnienia dokonuje się zmian. Aby konsultacja z Radą Ochrony Pracy nie była jawną farsą - powiedział przewodniczący "Solidarności" Janusz Śniadek.
Śniadek zaznaczył, że związkowcy wymagają od pracodawców przestrzegania prawa pracy i prawa pracowników do zrzeszania się. Od rządu domagamy się tworzenia dobrego prawa pracy, spełniającego standardy europejskie. Od instytucji państwowych skuteczniejszej egzekucji tego prawa - dodał.
To są oczekiwania wszystkich polskich pracowników, a nie walka o rzekome przywileje dla związkowców - podkreślił.
"Największym bogactwem polskiej gospodarki są pracownicy"
Śniadek stwierdził, że największym bogactwem polskiej gospodarki są pracownicy, i to w ten kapitał trzeba inwestować. Naszą wizję rozwoju Polski przeciwstawiamy innej wizji - wizji opartej na kryterium szybkiego, doraźnego zysku, na obniżeniu kosztów za wszelką cenę, na nieprzestrzeganiu prawa pracy, na obniżaniu standardów bezpieczeństwa, na ucieczce od inwestowania w rozwój - powiedział szef "Solidarności".
Podkreślał, że jego związek chce pracy dobrze zorganizowanej, bezpiecznej i godziwie opłacanej, po której na starość pracownicy otrzymają godną emeryturę i nie będą skazani na korzystanie z opieki społecznej. Dodał, że tylko Portugalia wyprzedza obecnie Polskę, jeśli chodzi o rozwarstwienie płac.
Śniadek zaapelował też do uczestników manifestacji, by nie dali się sprowokować do żadnych awantur. Nie pozwólmy, aby jakieś incydenty stały się zasłoną dymną dla naszych oczekiwań i naszych żądań. Walcząc o godność, zachowujmy się gonie - podkreślił. "Godna praca i godna emerytura, to godne życie"
Na protest pod hasłem "Godna praca i godna emerytura, to godne życie" od rana przyjeżdżali do Warszawy związkowcy z wielu miast kraju. Organizatorzy szacują, że w manifestacji bierze udział ok. 30 tys. ludzi, z których większość przyjechało do Warszawy autokarami (spodziewanych jest ok. 670 autokarów) oraz specjalnymi pociągami z Gdańska i Wrocławia. Policja szacuje, że w proteście bierze udział 18 tys. osób.
Manifestanci ruszyli z Placu Piłsudskiego. Przszli ulicami: Królewską, Nowy Świat, przez Rondo de Gaulle'a do Placu Trzech Krzyży i dalej Alejami Ujazdowskimi. W drodze pod kancelarię premiera zatrzymali się przed gmachem ministerstwa gospodarki i kancelarią premiera. Odpalili petardy i świece dymne. Jeden z protestujących podczas manifestacji "Solidarności" w Warszawie został ranny w wyniku wybuchu petardy, ma obrażenia ręki.
Demonstracja zakończyła się w strugach deszczu w okolicach Belwederu o godz. 16.00. Porządku pilnowało ma ok. tysiąca związkowców, tworzących związkową służbę porządkową.