ZUSstan
Zakład Ubezpieczeń Społecznych jest jedną z najbardziej rozrzutnych firm w Europie.
09.01.2006 | aktual.: 09.01.2006 09:24
To wydumany problem, w przeliczeniu na klienta ZUS to tylko trzy grosze" - oświadczyła prezes ZUS Aleksandra Wiktorow po wydaniu w czerwcu 2004 r. pół miliona złotych na bankiet dla uczestników konferencji Międzynarodowego Stowarzyszenia Zabezpieczenia Społecznego w hotelu Sheraton w Krakowie i w kopalni soli w Wieliczce. Sponsorem "światowego życia" pracowników ZUS było 13 mln płacących składki Polaków. ZUS wyrzuca w błoto miliony złotych rocznie; na przykład kupuje i buduje siedziby, zamiast je wynajmować, rozbudowuje własne ośrodki wypoczynkowe, tworzy etaty dla pracowników potrzebnych okazjonalnie, zamawia zbędne ekspertyzy itp.
Ta największa instytucja finansowa w Polsce, przez którą przechodzi co roku ponad 150 mld zł (jedna szósta polskiego PKB), wypłacająca emerytury i renty 7,5 mln Polaków, jest biurokratycznym molochem. ZUS wykorzystuje status monopolisty, aby się nie rozliczać z otrzymywanych publicznych pieniędzy, nie kontrolować wydatków, a nawet wydawać otrzymywane fundusze niezgodnie z przeznaczeniem. Jak dowiedział się "Wprost", kilka tygodni temu władze ZUS zażądały na posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów Publicznych dotacji dla zakładu w wysokości miliarda złotych, w ogóle tego nie uzasadniając. Koszty działalności ZUS wynoszą już prawie 3 proc. wartości powierzonych tej instytucji pieniędzy. Dla porównania: amerykańskie urzędy skarbowe na koszty swojej działalności pobierają 1 proc.
Wiceprezes ZUS Ireneusz Fąfara nie potrafił wytłumaczyć posłom, jakie nowe zadania, które wymagałyby wzrostu dotacji o 5 punktów procentowych powyżej inflacji, otrzymała w 2006 r. jego instytucja. W ostatnich pięciu latach koszty działalności ZUS wzrosły o ponad 50 proc., z 2,5 mld zł do 4 mld zł. - Władze ZUS traktują publiczne pieniądze jako coś, co im się należy. To nadużywanie pozycji monopolistycznej - komentuje Maria Wiśniewska, poseł Platformy Obywatelskiej, członek sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Sytuacja w ZUS przypomina motywy z filmów Stanisława Barei, który dokumentował absurdy PRL. Jedna trzecia kosztów działalności ZUS (1,3 mld zł) jest przeznaczana na ściganie pracodawców, którzy zalegają z płaceniem składek za pracowników. Największym dłużnikiem ZUS są zaś państwowe zakłady, takie jak służba zdrowia czy kopalnie. To oznacza, że państwowy ZUS za państwowe pieniądze ściga zarządzane przez państwo firmy. Czyli państwo ściga samo siebie, wydając na to pieniądze podatników.
ZUS, czyli PRL wiecznie żywy
W ZUS panują zasady obowiązujące w Polsce w okresie budowy realnego socjalizmu. W ubiegłym miesiącu po serii krytycznych dla ZUS artykułów prasowych kierownictwo zakładu zainicjowało akcję (formalnie dobrowolną, faktycznie obowiązkową) pisemnego wyrażenia poparcia pracowników zakładu dla polityki zarządu. Takich podobieństw jest więcej. O ile w Polsce Ludowej należało chronić tajemnice przedsiębiorstw przed czyhającymi na nie imperialistami, tak dziś ZUS stara się jak najmniej informować o swoich działaniach (proste dane, o które prosiliśmy, otrzymaliśmy po tygodniu, wraz z informacją, że należy je publikować z właściwym komentarzem). Dzięki temu kontrola zakładu jest praktycznie niemożliwa. Posłowie, których zadaniem jest kontrola wydatków publicznych, nie mogli się zapoznać z rozliczeniem pieniędzy wydanych przez ZUS w ostatnich dwóch latach. Wiceprezes Fąfara powiedział pytającym go posłom, że informacje na ten temat są ogólnodostępne, jednak ostatnie udostępnione na stronie internetowej sprawozdanie
finansowe dotyczy roku 2003. Brak rozliczeń za lata 2004 i 2005 nie przeszkadza władzom ZUS żądać większych dotacji w roku 2006. Dla porównania: spółki notowane na warszawskiej giełdzie publikują sprawozdania trzy miesiące po zakończeniu roku obrachunkowego.
ZUS również w innych sprawach traktowany jest jak święta krowa. Przedawnienie długów okresowych następuje zasadniczo po trzech latach, urzędy skarbowe mają zaś pięć lat na odzyskanie długu. Tymczasem zaległości wobec ZUS przedawniają się dopiero po nie spotykanym w żadnym cywilizowanym państwie okresie 10 lat (to oznacza, że ZUS ma prawo upomnieć się o zaległości pod koniec dziesięcioletniego okresu, doliczając odsetki ustawowe za ten czas - obecnie 11,5 proc. rocznie).
Aleksander Piński
Jan Piński